Jagiellonia odpędziła złe demony
- Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie - mówi pewne przysłowie. W niedzielę piłkarze Jagiellonii Białystok byli blisko zaznania tego, co sami zrobili kiedyś Śląskowi Wrocław.
Co stało się w minioną niedzielę? Najpierw Jagiellonia strzeliła gola na 3:0, mniej więcej w tej samej minucie w której w poprzednim sezonie takie trafienie zaliczyli wrocławianie. Potem Śląsk zdobył bramkę w 72. minucie. To znów była ta sama minuta w której Jagiellonia zdobyła gola w poprzednim pamiętnym spotkaniu. Powtórka z rozgrywki, tylko że w drugą stronę?
- Jakby było 4:0, to po prostu kompletnie byłoby już po meczu, a tak naprawdę towarzyszyła nam nerwówka do samego końca. Wiadomo, pomyślałem o tym meczu, który był kilka miesięcy temu, ale wierzyłem w to, że jednak dociągniemy to i wygramy to spotkanie - mówi Tomasz Kupisz, który w trakcie meczu strzelił w słupek.
Przy wyniku 3:1 dla Jagiellonii Śląsk poszedł za ciosem i niebawem zdobył drugą bramkę! - Gdzieś te myśli chodziły, ale miałem taką nadzieję, że nie powtórzy się sytuacja z poprzedniego sezonu i dociągniemy spokojnie ten wynik - zaznaczył Rafał Grzyb.
Wrocławianie nie zamierzali spuścić z tonu i co chwilę groźnie było w polu karnym Jagiellonii. W pewnym momencie z trzech metrów strzelał Marco Paixao, lecz kapitalną interwencją popisał się Jakub Słowik. Ostatecznie Jagiellonii udało się wygrać 3:2, a Śląskowi do doprowadzenia do remisu zabrakło czasu. - Na pewno coś się pojawiło w głowie, takie światełko, że może być problem, ale w momencie, gdy Kuba Słowik wybił piłkę po strzale z trzech metrów, to już sobie pomyślałem, że dowieziemy ten wynik do końca - mówił w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Michał Pazdan.Skąd taki przestój w grze Jagiellonii od 70. minuty meczu? - Wiele było tych czynników. Na pewno Michał Pazdan zszedł, potem Alexis. To nie chodzi o to, że Ugo Ukah źle wszedł w ten mecz, bo grał bardzo agresywnie na Paixao. Myślę, że zadziałała też taka podświadomość, że prowadziliśmy 3:0 - mówił Kupisz.
Sam Piotr Stokowiec, trener drużyny z Białegostoku, nie miał pretensji do swoich piłkarzy. - Przy stanie 3:0 Tomasz Kupisz trafił w słupek i to by załatwiło sprawę. Wtedy nie miałbym jednak co analizować, obraz byłby zamazany, a tak skończyło się na 3:2 i jest materiał dla sztabu szkoleniowego, a i nam przyda się trochę lodu na głowy - podkreślił szkoleniowiec. - Nie jestem zły na piłkarzy za ten wynik. Sztuką było utrzymać to prowadzenie do końca. Jestem zadowolony, że wygraliśmy i zaprezentowaliśmy się przyzwoicie - podsumował.