Wojciech Mróz: Mam serce rozdarte na pół

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Bramka Wojciecha Mroza w doliczonym czasie gry dała Sandecji Nowy Sącz wyjazdowe zwycięstwo nad Polonią Bytom. Wychowanek klubu z Olimpijskiej po meczu był totalnie rozdarty.

Sandecja Nowy Sącz po słabej pierwszej połowie, w drugiej części gry odważniej zaatakowała i biła głową w mur, nie umiejąc poradzić sobie ze zwartymi szykami obronnymi Polonii Bytom. Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się ostatecznie podziałem punktów, w pierwszej z trzech doliczonych minut drugiej połowy Marcin Makuch dograł piłkę z prawego skrzydła na krótki słupek, gdzie najwyżej wyskoczył Wojciech Mróz i strzałem głową pokonał rewelacyjnie spisującego się w tym meczu Mateusz Mikę.

Po skierowaniu piłki do siatki pochodzący z Bytomia zawodnik nie fetował trafienia. - Mam rozdarte serce, bo szczęście Sandecji jest w tym meczu nieszczęściem Polonii Bytom. Bardzo temu klubowi kibicuję i żyję tym, co się wokół tego klubu dzieje. Na trybunach miała być cała moja rodzina. Na trybunach widziałem moich braci. Wszyscy oni kibicują Polonii. Jestem wychowankiem tego klubu i nigdy się od niego nie odetnę - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl pomocnik nowosądeckiej drużyny.

Sandecja ze szczególnie słabej strony pokazała się w pierwszej połowie spotkania. Na Śląsk drużyna wyruszyła sześć godzin przed meczem i w tym upatrują przyczyn niemocy, jaka ich dopadła. - Wysypaliśmy się na murawę praktycznie bezpośrednio z autokaru, po kilkugodzinnej podróży. Musieliśmy się rozgrzać i wyjść na boisko, by walczyć o punkty. Nie jest to takie łatwe i rozkręcaliśmy się z minuty na minutę. Ostatecznie cel osiągnęliśmy i to jest najważniejsze - przekonuje Mróz.

W przerwie w nowosądeckiej szatni było gorąco. Trener Jarosław Araszkiewicz nie szczędził drużynie cierpkich słów. - W szatni porozmawialiśmy sobie bardzo szczerze i to był dla nas impuls, do zdecydowanie lepszej gry w drugiej połowie. Szybko zaczęliśmy dochodzić do sytuacji bramkowych i gdyby "Alek" [Arkadiusz Aleksander - przyp. red.] wykorzystał swoje dwie okazje, to mogliśmy formalności dopełnić zdecydowanie wcześniej - ocenia zawodnik Sandecji.

Gracz drużyny z Małopolski nie krył uznania dla postawy młodego bytomskiego zespołu. - Polonia, choć jest naprawdę młodą drużyną, bardzo dobrze sobie w tym spotkaniu dawała radę. W pierwszej i momentami także w drugiej połowie te młode chłopaki odgrażały nam się poszczególnymi atakami i przy odrobinie szczęścia różnie mogło się to dla nich skończyć. Myślę, że jak ten zespół dostanie jeszcze trochę czasu i wzmocni się go kilkoma doświadczonymi zawodnikami, to będzie w tym sezonie jeszcze zdobywał punkty - zapewnia wychowanek niebiesko-czerwonych.

Dla zespołu z Nowego Sącza tajniki taktyki Polonii nie miały tajemnic. - Wiedzieliśmy jak gra ten zespół. Nasi trenerzy obserwowali ich w pojedynku z Termaliką i wskazali nam na wszystkie ich słabe strony. Chcieliśmy w tym meczu dać się tym chłopakom "wyszaleć", dlatego też nie graliśmy od początku wysokim pressingiem. Mieliśmy bowiem świadomość, że jak nadarzy się okazja, to mogą nas "sklepać" i wyjść z szybką kontrą. W naszych szeregach panowała cierpliwość, ale i tak mogło się to skończyć bramką dla Polonii. W drugiej połowie zagraliśmy z większą ruchliwością i agresją, co zaowocowało bramką w końcówce - analizuje "Mroziu".

Bramce strzelonej dla Sandecji wychowanek bytomskiego klubu przez pojedynczych kibiców Polonii został nazwany "zdrajcą". Tego rodzaju okrzyki towarzyszyły mu przy rozbieganiu po końcowym gwizdku sędziego. - Zawsze będę utożsamiał się z Polonią, ale tak jest zawsze, że kiedy przyjeżdżasz do swojego klubu w obcych barwach, to jesteś po prostu rywalem. Ja gram dla swojej rodziny i dla prawdziwych kibiców Polonii i Sandecji. To im chciałbym dedykować tę bramkę. Po meczu zostaję w Bytomiu, więc na pewno z moimi przyjaciółmi się spotkam i będzie okazja, by siąść i spokojnie porozmawiać - puentuje pomocnik nowosądeckiej drużyny.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)