Pasy wróciły z dalekiej podróży

W niezwykle istotnym dla układu dolnych rejonów tabeli spotkaniu Łódzkiego Klubu Sportowego z Cracovią padł remis 2:2. Szczęśliwsze po meczu mogą być Pasy, które przecież do przerwy przegrywały w Łodzi 0:2.

Maciej Kmita
Maciej Kmita

Krakowianie przegrywali po golach Marka Saganowskiego i Artura Gieragi, ale po przerwie udało im się odrobić straty za sprawą Vladimira Boljevicia i Hesdeya Suarta. - Wróciliśmy z dalekiej podróży. Potrafiliśmy wyciągnąć z 0:2, ale nie mogliśmy zdobyć tej decydującej bramki. Remis w takich okolicznościach cieszy. Strzeliliśmy dwie bramki, co też nie zdarzało się nam często. Zapaliło się zielone światło i wierzę mocno w to, że będziemy z każdym meczem lepsi - mówi Mateusz Bartczak.

- Cieszymy sę, że ŁKS nam nie odskoczył. Na pewno żałujemy, że nie wygraliśmy, ale też można powiedzieć, że nasza gra nie wyglądała za dobrze. Przez pierwsze 15 minut graliśmy nieźle, ale potem zasnęliśmy. Już nie będę mówił o sędziach, bo nigdy sędziowie nam nie pomogli i na to nie możemy zrzucać winy - komentuje Krzysztof Nykiel, dla którego występ w piątkowym meczu był pierwszym po sześciu meczach przerwy. Dodatkowym smaczkiem było to, że wrócił do składu, grając przeciwko swojemu macierzystemu klubowi: - Nie musiałem się tu specjalnie pokazywać, bo nigdy mnie nie chciano w ŁKS-ie. Jestem kibicem ŁKS-u, ale potrafię się wyłączyć z tego. Ranga tego meczu była duża. Każdy trener widocznie ma jakąś inną wizję. To są wybory trenerów, ja jestem zawsze gotowy do grania.

Nykiel wrócił na prawą stronę defensywy, gdzie zastąpił przesuniętego na środek obrony Mateusza Żytkę, po którego ręce przed polem karnym sędzia Paweł Gil podyktował rzut karny dla ŁKS-u. - To była pechowa interwencja. Piłka trafiła mnie w rękę przed polem karnym, a sędzia wskazał na "11". Z drugiej strony rąk w polu karnym ŁKS-u sędzia nie gwizdał. Udało się zremisować, ale nawet nie wiemy, jak myśleć o tym wyniku. Czy czuć ten niedosyt, czy na zasadzie: "jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma" - mówi "Żyto". - W szatni w przerwie trener nas poderwał. Mówił, że w drugiej połowie można odrobić straty. Udało się do tego doprowadzić. W drugiej połowie wszystko rzuciliśmy na szalę, graliśmy bardzo wysoko. Bramka na 1:2 dodała nam skrzydeł. Trener krzyczał do nas wtedy, żebyśmy cierpliwie rozgrywali piłkę, a nie walić dośrodkowania w pole karne. Najważniejszy teraz będzie postęp w grze. Trener już coś pozmieniał i myślę, że będziemy osiągać lepsze rezultaty.

Po przerwie Cracovia niemal nie schodziła z połowy ŁKS-u. - ŁKS-owi odcięto tlen. Atak pozycyjny to nie jest nasza mocna strona, zostaliśmy do niego zmuszeni i było trochę niedokładności, ale udało się zdobyć te dwie bramki - tłumaczy Bartczak. Trener Tomasz Kafarski po przejęciu zespołu zapowiedział zmianę stylu gry na bardziej ofensywny, niż preferował Dariusz Pasieka. - Trenera Pasieki już nie ma, więc nie będziemy rozmawiać o tamtym stylu. Z trenerem Kafarskim mieliśmy tylko trzy treningi przed meczem. U niego chodzi o krótsze podania, wychodzenie na pozycję. To są detale, które są przekazywane w juniorach, ale gdzieś tego nie było. Musimy utrzymywać się więcej przy piłce, bo broniąc się cały mecz, ktoś w końcu popełni błąd - analizuje Nykiel. - Gdybyśmy przegrali, utrzymanie matematycznie byłoby możliwe, ale nie wiadomo, jakbyśmy zareagowali mentalnie. Plus jest taki, że przynajmniej mentalnie potrafiliśmy się podnieść. Z Widzewem przez większy odcinek czasu graliśmy w przewadze zawodnika, a nie potrafiliśmy odrobić straty nawet jednej bramki - kończy obrońca Pasów.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×