Jakub Błaszczykowski: Zaczynam lubić słońce

- Słońce kojarzy się z czymś radosnym, wywołuje uśmiech. Przez bardzo długi czas nie byłem gotowy na takie emocje - opowiada nam Jakub Błaszczykowski.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Jakub Błaszczykowski WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Jakub Błaszczykowski
Kuba Błaszczykowski to jeden z najlepszych polskich piłkarzy w XXI wieku. Był kapitanem reprezentacji Polski, doszedł z kadrą do ćwierćfinału Euro 2016, rozegrał w narodowych barwach 109 meczów, a ostatni w zeszłe lato - w towarzyskim spotkaniu z Niemcami. Błaszczykowski po niemal dwóch latach walki ze zdrowiem, z kontuzją kolana, zakończył bogatą karierę w sierpniu 2023 roku jako zawodnik Wisły Kraków.

Skrzydłowy został zapamiętany przez polskich kibiców jako fighter i lider reprezentacji, ale ogromnym szacunkiem cieszy się również w Niemczech. Błaszczykowski był jedną z kluczowych postaci odradzającej się Borussii Dortmund, która z Jurgenem Kloppem na ławce sięgnęła po dwa mistrzostwa Bundesligi z rzędu.

Po karierze były piłkarz zdecydował się przedstawić swoją historię w filmie "Kuba" produkcji Papaya Films w reżyserii Jana Dybusa. W dokumencie tym Błaszczykowski zawarł najważniejsze wydarzenia ze swojej kariery, a także momenty, które ukształtowały go jako człowieka - w tym najbardziej traumatyczny przedstawiający historię śmierci jego matki, zabitej przez ojca.

Film będzie można obejrzeć na Amazon Prime od 23 lutego.

Mateusz  Skwierawski, WP SportoweFakty: Kim jest dzisiaj Kuba Błaszczykowski?

Jakub Błaszczykowski: W filmie jest ciekawa konkluzja dotycząca deszczu i tego, że zaczynam lubić słońce.

Co to znaczy?

Zawsze lubiłem deszcz. Na boisku piłka świetnie sunęła po murawie, można było wślizgi robić... Ale chodzi mi o coś innego: lubiłem słuchać spadających kropel. Otwierałem wtedy okno, siadałem przy parapecie i rozmyślałem. Deszcz działał na mnie uspokajająco, odprężałem się. W natłoku myśli pozwalał mi wchodzić w nostalgiczny stan.

Deszcz kojarzy się bardziej ze smutkiem, szarością.

Nie wiem, jak to wyjaśnić z punktu widzenia psychologii, ale taki stan mi odpowiadał. Czułem się w takiej aurze spokojniejszy. Do tej pory lubię deszcz. Nieraz, kiedy idę spać, włączam z telefonu dźwięk obijających się kropel i wtedy lepiej zasypiam.

Rozmawiamy o zmianach. Polubiłeś słońce?

Tak. Coraz mniej mi przeszkadza, mniej razi. Zaczynam korzystać z fajnej pogody, promiennego dnia. Słońce kojarzy się z czymś radosnym, wywołuje uśmiech. Ja przez bardzo długi czas nie byłem gotowy na takie emocje. Pokazuje to głębszą zmianę w moim postrzeganiu rzeczywistości, która po latach zaszła u mnie naturalnie.

Co sprawiło, że zaszła?

Na przestrzeni tych wszystkich lat i doświadczeń doceniamy pewne rzeczy po fakcie - jeżeli nagle kogoś zabraknie lub gdy skończy się pewien etap w życiu. Przyjmujemy często za punkt stały to, co aktualnie posiadamy. A nic nie jest dane na zawsze. Zdaje sobie sprawę, że jeszcze dużo przede mną, jeżeli chodzi o pracę nad sobą, ale zauważam postęp.

Jednym z najbardziej uderzających i zapadających w pamięć fragmentów filmu o tobie jest moment, gdy po latach starasz się zrozumieć zachowanie swojego ojca, który na twoich oczach zabił mamę.

Próbowałem doszukać się przyczyny tego zdarzenia. I zrozumiałem, co doprowadziło do tragedii - chorobliwa ambicja taty w połączeniu z alkoholem stała się za mocną mieszanką. Gdyby tego alkoholu nie było, rozmawialibyśmy pewnie w innych okolicznościach.

Na ojca spoglądasz również z innej perspektywy.

Chcę widzieć w nim także pozytywne cechy. Potrzebowałem zmienić myślenie i nie skupiać się na samym skutku naszej rodzinnej tragedii. Nie chcę tworzyć obrazu ojca... robić z niego osoby, którą nie był.

Kiedy zacząłeś myśleć w ten sposób?

Zawsze miałem w głowie obrazki, jak gramy razem w piłkę, czy wartości, które ojciec zdążył mi przekazać, ale dość długo miałem w sobie poczucie żalu i nie byłem na tyle dojrzały, by mówić o tym głośno. Na świat przyszła trójka moich dzieci i na pewne kwestie zacząłem patrzeć inaczej, bardziej obiektywnie. Wybaczyłem mu, poszedłem dalej. Powiedzenie "czas leczy rany" jest tu adekwatne.

Rana się zabliźniła?

Nie jest tak, że zapomniałem. Mało tego: ja nie mam zamiaru o tym zapominać, to część mojego życia i okoliczności śmierci mamy zostaną ze mną na zawsze. Wiem, że to zdarzenie także mnie ukształtowało.

Jest taka rzecz, którą chciałbyś powiedzieć ojcu?

Po tym wszystkim widziałem się z nim. Tamta rozmowa nie należała do przyjemnych. Ale po czasie, razem z bratem utrzymywaliśmy z nim kontakt. Przed śmiercią, gdy ze zdrowiem ojca się pogorszyło, staraliśmy się go wspierać.

A mamie?

Od małego z nią rozmawiam. Na przykład podczas deszczu. Od zawsze powtarzałem sobie, że dzieli nas tylko czas i odległość, nic więcej. Tego typu myślenie pozwoliło mi jakoś funkcjonować.

Swoją historię najpierw szczegółowo opisałeś w książce "Kuba", następnie ponownie wróciłeś do czasów dzieciństwa w filmie. A jak przedstawiłeś ją swoim dzieciom?

Na razie starałem się nie tłumaczyć tego ze szczegółami. Oczywiście, im dzieci stawały się starsze, tym więcej informacji dochodziło do nich z internetu. Na pytania odpowiadałem zdawkowo. Doszedłem do wniosku, że jeżeli dzieci będą tym zainteresowane i zechcą wysłuchać mojej historii, to jak najbardziej się nią podzielę. Ale dopóki nie zadają ciężkich pytań, staram się oszczędzić ciężkich opowieści.

To dla nich bagaż w codziennym życiu?

Na pewno tak. Najstarsza i średnia córka już wiedzą. Nigdy nie dociekały. Widocznie na dzień dzisiejszy nie potrzebują więcej informacji, które na pewno mogą spowodować u nich duży smutek.

Potrzebowałeś podzielić się swoją historię ze światem?

Nie tyle potrzebowałem, a po prostu taka jest moja historia. Trudno być osobą publiczną i nie dzielić się swoim życiem. Ten temat wychodził w prasie. Po książce, przy okazji spotkań z kibicami, sporo osób wracało do tych wydarzeń. Ludzie mówili, że mieli ciężko w życiu, nie dawali sobie rady, a moja historia dała im siłę do walki z codziennością.

Film jest formą rozliczenia się z przeszłością, świadectwem dla młodego pokolenia?

Fajnie, gdyby był świadectwem. Po to wcześniej napisałem książkę i poniekąd z tego powodu również powstał film. Chciałem pokazać, że warto walczyć o siebie, nie poddawać się. Chodziło nam o to, by widz po ostatniej scenie filmu na chwilę się zatrzymał, jeszcze chwilę się zastanowił. Nie chciałem laurkowych opinii.

Na planie zdjęciowym było jedno puste krzesło. Na wywiad nie zgodził się Zbigniew Boniek.

No niestety się nie zgodził. Każdy miał szansę się wypowiedzieć.

Wiesz, co było przyczyną?

Nie wiem, ale też nie chcę robić z tego powodu niepotrzebnego zamieszania.

Wyraźnie jednak wrzuciłeś kamyczek do rzymskiego ogródka Zbigniewa Bońka, dając do zrozumienia, że odebranie ci opaski kapitańskiej było decyzją byłego prezesa PZPN.

Myślę, że było to widoczne. Pamiętam słowa i reakcję trenera Adama Nawałki, jemu też nie było z tym łatwo i przyjemnie. Myślę, że można to było załatwić w inny sposób, z szacunkiem. Chłopaki z zespołu też to zauważyli. Nie chodziło o sam fakt dokonania zmiany, ale formę.

To wciąż boli?

Już nie. Ja zrobiłem swoje, kadra zawsze była dla mnie najważniejsza, a bycie kapitanem traktowałem z ogromnym zaszczytem. Po odebraniu opaski znalazłem swoje miejsce w drużynie bardzo szybko. Mimo wielu opinii, że psuję tam atmosferę.

Pamiętam sytuację z towarzyskiego meczu Polska - Serbia w Poznaniu. Trener jasno sprecyzował: miałem 45 minut, by pokazać, że zasługuję na wyjazd na mistrzostwa Europy do Francji. Strzeliłem gola w 38. minucie, prowadziliśmy 1:0. W 50. minucie pokazywałem trenerowi, że przecież powinienem już zejść, bo tak mówił. Odezwał się we mnie młodzieńczy buntownik. Rozegrałem całe spotkanie i pojechałem na Euro.

W filmie bardzo precyzyjnie odtworzyłeś moment zmarnowanego rzutu karnego z Portugalią w ćwierćfinale turnieju.

Chcieliśmy to pokazać szczegółowo. W filmie mówię, że był to najważniejszy moment w mojej karierze. Nie wzbudza we mnie pozytywnych emocji, potrzebowałem czasu, żeby to przetrawić. Ale nie mam zamiaru zaginać rzeczywistości i uciekać od odpowiedzialności.

Podjąłbyś w przyszłości rękawicę poprowadzenia reprezentacji czy kandydowania na prezesa PZPN?

Naturalną rzeczą jest, że zostanę przy piłce i będę chciał przekazywać swoje doświadczenie. Żyjemy jednak w kraju, w którym jeżeli ktoś osiąga sukces, to sporo osób stara się sprowadzić to do roli przypadku. Szuka się bardziej podważania umiejętności.

Na pewno należy pomyśleć, jak zjednoczyć środowisko piłkarskie, które powinno mówić jednym głosem. A nie że przy okazji następnych wyborów wszystkie wcześniejsze założenia i pomysły wyrzuca się do kosza. Jeżeli chcemy rozwijać młodych, dobrych piłkarzy, potrzeba na to 8-10 lat. Myślę, że model niemiecki jest dobrym przykładem i warto czerpać z niego wzorce. Nie chodzi o przekrzykiwanie się, kto ma rację i co wymyślił, by później zbierać laury.

Najważniejsza jest kontynuacja projektu. Inaczej nigdy nie będziemy mieli efektu finalnego. To jest coś, co powinno nam przynieść owoce w przyszłości. Siatkówka to ma. Wymyślili program i to się sprawdza. Jedni zawodnicy odchodzą, przychodzą następni i nie ma ubytku jakości.

Ale chciałbyś zostać prezesem PZPN?

Podchodzę do tego spokojnie. Mam co robić w życiu. Wiem, że każdego typu projekt jest ogromną odpowiedzialnością i to nie jest prosta sprawa. W ostatnim okresie jest z tym duży problem.

Polska piłka też ma problemy po odejściu wielu zawodników z twojego pokolenia.

Życzę reprezentacji jak najlepiej, jednak myślę, że trochę czasu upłynie, zanim kadra nawiąże do tamtych czasów. Zawodnicy muszą zebrać odpowiednie doświadczenie. Chodzi też o wzięcie większej odpowiedzialności na siebie w koszulce reprezentacji, by presja nie paraliżowała. Nie można się ciągle bać, bo za chwilę zastanie nas sytuacja, że jeden zawodnik będzie wolał oddać piłkę kolejnemu, a nikt nie podejmie ryzyka oddania strzału na bramkę.

Trudno było pożegnać się z reprezentacją?

Oj, to były straszne emocje. Trener Santos zadzwonił do mnie już w środę, że skoro jestem w Warszawie, to mogę przyjechać na zgrupowanie dzień wcześniej. Czułem duże emocje, też niepewność. Po dwóch latach utykania na jedną nogę chciałem dobrze wypaść z Niemcami.

Już na rozgrzewce czułem, że może być dobrze. Jedyne, co chciałbym zmienić, to sytuację, w której mogłem strzelić gola. Gdybym na liczniku miał mniej kontuzji i lat, przy większej szybkości rywal poczułby jedynie zapach benzyny. To było jednak świetne pożegnanie. Nie wiem, czy na to zasłużyłem, ale bardzo się cieszę, że kibice docenili mnie za lata gry w narodowych barwach. Do tej pory czuję niewymuszone wsparcie od fanów. Spotykam ludzi na ulicy i dają odczuć, że człowiek zrobił coś dobrego.

Czujesz podobny poziom zainteresowania w Niemczech?

Niedawno byłem na meczu w Dortmundzie. Chodziłem w czapce, ale choćby w hotelu dało się odczuć, że ludzie mnie pamiętają. Kibice traktują mnie jak swojego, utożsamiają się ze mną.

Niedługo minie rok, odkąd zakończyłeś karierę. Przytyłeś?

Nie jest łatwo się odnaleźć. Brakuje reżimu treningowego, samemu też trudno zmotywować się do ćwiczeń. Na razie się trzymam. Ostatnie dwa lata kariery bardziej spędziłem w gabinetach, przygotowywałem się do powrotu po kontuzji. Z racji tego na jakiej pozycji grałem, z reguły byłem częściej kopany, niż sam kopałem piłkę, dlatego kontuzji było trochę więcej. Należało powiedzieć "stop", dość już wymęczyłem organizm. Myślę, że przyszedł odpowiedni moment, by powiedzieć "dziękuję".

Co teraz robisz?

Na razie daje sobie oddech. Po dwudziestu latach grania, obcowania z wysokimi emocjami, z reżimem treningowym i poświęcania się w stu procentach piłce, chciałbym oddać siebie rodzinie. I korzystać z życia dzięki temu, co człowiek przez ostatnie dwadzieścia lat zrobił. Moim celem jest jak najlepsze wychowanie dzieci. Wiem, że to najtrudniejsza rzecz, z jaką przyjdzie mi się zmierzyć. Czuję się spełniony. Moja życiowa nawigacja poprowadziła mnie w dobrą stronę.

A jak ocenisz film o sobie?

Podsumowałem siebie jako człowieka, swoje piłkarskie życie. Miałem zawsze jedno marzenie, które niedawno się skończyło. Można powiedzieć, że to moja pierwsza śmierć i zaczynam nowe życie.

Rozmawiał Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty

Adam Nawałka broni Roberta Lewandowskiego. "To nie na miejscu"

Eugen Polanski: Namówił mnie Julian Nagelsmann

Czy reprezentacja Polski awansuje na Euro 2024?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×