Darius Maskoliunas: Z Rosą nie można sobie pozwalać na coś takiego
Po zakończeniu meczu z Rosą litewski opiekun nie miał wątpliwości, że kluczowy dla końcowego rezultatu okazał się początek spotkania. - Pogoń za wynikiem kosztowała nas dużo energii - podkreślił.
Piotr Dobrowolski
W piątkowy wieczór Trefl doznał szóstej porażki w bieżącym sezonie Tauron Basket Ligi, w tym trzeciej na wyjeździe. Sopocianie musieli uznać wyższość Rosy, która od pierwszych minut narzuciła swój styl gry, wysoko prowadząc. - Już w pierwszej połowie przegrywaliśmy dwudziestoma siedmioma punktami. Rosa Radom nie jest takim zespołem, z którym można sobie pozwolić na tak daleką "podróż" i odpuszczać, aby potem wracać do gry - podkreślił po zakończeniu spotkania Darius Maskoliunas.
Maskoliunas miał nietęgą minę po zakończeniu spotkania z Rosą
Przyjezdnym nieco "podciął" skrzydła bardzo ważny rzut Danny'ego Gibsona w samej końcówce trzeciej części. - Gibson trafił "trójkę" równo z syreną oznaczającą koniec trzeciej kwarty. Przegrywaliśmy wtedy pięcioma punktami. Być może gdyby jej nie trafił, wówczas to wszystko mogłoby potoczyć się trochę inaczej - analizował Maskoliunas.
Trefl wystąpił w Radomiu bez narzekającego na uraz Marcina Stefańskiego. Brak jednego z liderów miał z pewnością wpływ na przebieg meczu i końcowy rezultat. - Mamy krótszą rotację, nie mamy kilku zawodników. Ta pogoń, aby wrócić do gry, do wyniku, kosztowała nas dużo energii. W czwartej kwarcie było widać, że brakuje nam sił i mądrości, bo popełnialiśmy błędne decyzje zarówno w obronie, jak i w ataku. Rosa wygrała zasłużenie, była od nas lepsza w prawie wszystkich elementach. Widać było jej dobre przygotowanie do meczu - zakończył Litwin.