Mina Mutapcicia po meczu bezcenna - rozmowa z Szymonem Szewczykiem, kapitanem reprezentacji Polski

Szymon Szewczyk po zwycięstwie z Niemcami był podwójnie usatysfakcjonowany. - Bardzo chciałem pokonać naszych rywali, ale także trenera Mutapcicia - mówi polski podkoszowy.

Karol Wasiek
Karol Wasiek

Karol Wasiek: Nie zdobył pan żadnych punktów w meczu z Niemcami, ale radość i tak zapewne była duża...

Szymon Szewczyk: Szczerze? Można by to skwitować takim starym, dobrym spotem reklamowym: "Piłka do koszykówki 200 zł, przygotowanie reprezentacji do meczu kilkaset tysięcy złotych, Szewczyk na zero w meczu, mina trenera Mutapcicia po przegranym meczu w Polsce - bezcenna."

Aż tak?

- Jeśli ktoś ćwiczy cię przez dwa lata, to pamiętasz doskonale pewne sytuacje. Nie trzeba nikomu zbytnio tłumaczyć, że mecze z Niemcami dla nas, Polaków, zawsze są czymś wyjątkowym. Podobnie dla mnie. W dodatku, jeśli opiekunem reprezentacji jest Emir Mutapcić, mój były trener z Alby Berlin, to ta satysfakcja po zwycięstwie jest podwójna.
Rozumiem, że same negatywne wspomnienia ma pan po współpracy z tym trenerem?

- Zostawmy ten temat. To jest moja prywatna sprawa. Mogę jedynie powiedzieć, że to jest coś, co pozostaje w pamięci.

Wracając do spotkania. Taki malutki krok w kierunku EuroBasketu został przez was wykonany...

- To prawda. Aczkolwiek to jest dopiero pierwszy kroczek. Byliśmy bardzo dobrze przygotowani, mimo że nie ustrzegliśmy się błędów. Cieszy nas zwycięstwo, ale przed nami jeszcze pięć meczów. To jest jak seria, jak play-offy, w których, żeby przejść dalej, trzeba wygrać kilka spotkań. Nam nie wystarczy do awansu jedno zwycięstwo z Niemcami.

To zero na pańskim koncie jest niezadowalające? Jak pan do tego podchodzi?

- Nie. Powiedziałem trenerowi jedną rzecz, że nie trzeba zdobywać punktów, żeby być częścią tego zespołu. W tym meczu pomogłem w nieco inny sposób - na pick&rollach, na zbiórkach. Oddałem tylko dwa rzuty - jeden został zablokowany, drugi po prostu nie wpadł. Nie mam do siebie pretensji, a tym bardziej nie mogę powiedzieć, że koledzy mnie nie szukali, bo tak nie było. Nie chcę forsować rzutów, akcji indywidualnych. Tego również chcę nauczyć kolegów z drużyny.

Tego było za dużo w naszej grze?

- W pewnym momencie tak. Graliśmy trochę "na hura". Te akcje były w pewien sposób nieprzygotowane. Musimy wyeliminować błędy tzw. "gorącej głowy". Jeżeli mamy ustawioną zagrywkę na np. Karnowskiego, to jego zadaniem jest wepchnąć przeciwnika pod kosz, otworzyć się, a my z kolei musimy tę piłkę mu dostarczyć. Trochę tego brakowało, ale to jest wina dwóch stron. Bo kiedy on się otwierał, to nie było podań w jego stronę i na odwrót.

Jaka jest rola Szymona Szewczyka na boisku? Kibice są przyzwyczajeni, że w każdym meczu dostarczał pan sporo punktów, a teraz jest z tym nieco inaczej...

- Muszę powiedzieć, że na spotkanie z Niemcami nie byłem gotowy w 100 procentach. Wiedziałem o tym, dlatego nie forsowałem rzutów, ani akcji indywidualnych. Chcę pomagać zespołowi w inny sposób. Nie nastawiam się na zdobywanie punktów. Spójrz na ostatnią akcję. Mateusz Ponitka wbił się pod kosz i zdobył dwa punkty i ja do niego nie mam żalu, że nie oddał mi piłki na czystą pozycję.

Teraz czekają was trzy mecze wyjazdowe. W samolocie spędzicie sporo czasu. Znów pan będzie zabiegał o miejsca przy wyjściach awaryjnych?

- (śmiech) Jeżeli się leci do Stanów Zjednoczonych, to te samoloty są znacznie większe. Tam jest od 12 do 16 miejsc awaryjnych. Wracając do pytania, oczywiście, że będę walczył o takie miejsce. Jeżeli jest taka możliwość, to będę prosił w kasie przed samym startem. Na pewno o to zadbam (śmiech).

Kamil Łączyński: Byłem trochę zdziwiony

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×