Larry Bird - z piekła do raju cz. I

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
To był początek miłości Larry'ego do sportu. Pomimo bardzo niskiej temperatury, chłopak całe dnie spędzał na dworze i grał. Gdy z piłki uchodziło powietrze, kładł ją obok żeliwnego pieca, czekał aż się napompuje i szedł grać dalej. Pewnego razu zostawił jednak swoją owalną przyjaciółkę w tamtym miejscu na całą noc, a kiedy się zorientował, była już cała pokryta bąblami. Nie mógł pozwolić sobie na zakup nowej, więc przez dwa lata bawił się popsutą.

Larry już jako brzdąc zdradzał zadatki na gwiazdę sportu. - Miał takie duże ręce i nogi. Był też bardzo silnym dzieckiem - wspomina Menta Elliot, sąsiadka Birdów. Warunki fizyczne odziedziczył po rodzicach - Georgia mierzyła aż 182 centymetry, a Joey zdawał się tylko odrobinkę niższy. Wieść gminna niesie, że Larry już w wieku trzech miesięcy robił pompki, do czego podpuszczał go starszy brat. Cztery miesiące później samodzielnie stał na nogach, a po dwóch kolejnych potrafił chodzić. Niedługo później dokonał eskapady ze swojego ogrodzonego wysokimi szczeblami łóżeczka. Gdy rodzeństwo oglądało wieczorem telewizję, Mike zauważył nagle, że jego mały braciszek uśmiecha się do niego spod swojej burzy blond loków. - Mamo! Zobacz, kto tu jest! - zawołał.

Larry odziedziczył po ojcu poczucie humoru oraz zdolności sportowe. - Tata był niezłym żartownisiem - opowiadał w jednym z wywiadów. - Znajomi powiedzieli mi, że mógł być także dobrym koszykarzem, gdyby tylko bardziej przykładał się do treningów. Jako dziecko Bird junior nie miał swojej ulubionej dyscypliny. Uwielbiał baseball, koszykówkę oraz futbol amerykański. Na boisko chodził zawsze z Markiem i Mikiem - swoimi starszymi braćmi. Nigdy nie dawał się odstawić na boczny tor i gdy mówiono mu, że ma tylko siedzieć i patrzeć, to od razu biegł na skargę do ojca. Jego kariera futbolisty skończyła się już w podstawówce, po tym jak złamał obojczyk. Gdy miał czternaście lat, podczas wizyty u krewnych w Hobart został potrącony przez trycykl i musiał mieć szytą nogę. Po zabiegu lekarz kazał chłopcu oszczędzać kończynę, lecz ten nic sobie z tego nie robił, wsiadł na rower i odjechał. Rana się otworzyła, a doktor odmówił ponownego jej zszycia.

Również w Hobart Larry po raz pierwszy grał w koszykówkę. - Byłem akurat na spacerze, kiedy podeszło do mnie kilkoro innych dzieci z pytaniem, czy nie chciałbym zagrać razem z nimi - wspomina. - Mój pierwszy rzut wpadł do kosza, drugi również. Dzieciaki z mojego zespołu zaczęły klepać mnie po plecach i mówić, że jestem świetnym zawodnikiem. A ja się zakochałem. Wszyscy myśleli, że Larry trenował basket w jakimś lokalnym klubie i nie mogli uwierzyć, kiedy temu zaprzeczał. - Jeden z chłopaków powiedział: musisz być najlepszym graczem tam, skąd jesteś. Byłbyś w stanie wpaść tu w przyszłym tygodniu i znowu z nami zagrać? - dodaje. Po powrocie do domu koszykówka w pełni pochłonęła młodego Larry'ego. Chłopiec ciężko trenował każdego ranka po to, żeby być jeszcze lepszym. Bardzo często grał przeciwko starszym braciom, u których nie miał co liczyć na jakąkolwiek taryfę ulgową. Jego determinacja była godna podziwu. - Walczył z nimi zębami i paznokciami, a kiedy oni szli już do domu, to zostawał i trenował. Nawet w wieku ośmiu lat był trudnym rywalem, który nigdy nie dawał za wygraną - wspomina Jim Jones, pierwszy trener legendy Boston Celtics.

W domu Birdów się nie przelewało. Ojciec zarabiał minimalną pensję, a matka przynosiła do domu jeszcze mniej pieniędzy, harując na dwa etaty. Rodzicom ciężko było wyżywić i ubrać szóstkę dzieci, które jednak na każdym kroku starały się im pomagać. - Tata miał szczęście, kiedy zarobił 120 dolarów tygodniowo, a mama o 20 mniej. Zawsze byliśmy w finansowym dołku - opowiada Larry. Nigdy nie prosił o wiele, gdyż rozumiał, że rodzice nie spali na pieniądzach. Odskocznię od szarej rzeczywistości i alkoholizmu ojca stanowiła dla niego koszykówka, której poświęcał każdą wolną chwilę. W szkole nie potrafił skupić się na słowach nauczyciela dłużej niż przez dziesięć pierwszych minut lekcji. Po tym czasie myślał już tylko baskecie, który stał się niemalże jego obsesją.

Larry nienawidził alkoholowego nałogu swojego taty, którego darzył jednak bardzo silnym uczuciem. Joey zawsze powtarzał swoim dzieciom, żeby starały się być jeszcze lepszymi ludźmi niż są. - Brakowało mi go od chwili, w której odszedł, i brakuje do dziś - mówi. Dawni znajomi Birda seniora również wypowiadają się o nim w ciepłych słowach i wspominają, że miał przede wszystkim wielkie serce, i że oddałby potrzebującemu swoją ostatnią koszulę. - Larry nauczył się od niego bardzo wiele i naprawdę go kochał - puentuje Tony Clark, kolega Birda juniora z liceum Springs Valley we French Lick, pierwszego poważnego przystanku w koszykarskiej karierze przyszłego asa Celtów.

Koniec części pierwszej. Kolejna już w najbliższy piątek.

Specjalne podziękowania dla Steve'a Lipofsky'ego, oficjalnego fotografa Boston Celtics w latach 1981-2003 oraz twórcy serwisu Basketballphoto.com, za udostępnienie zdjęcia wykorzystanego w artykule.

Bibliografia: Sports Illustrated, Mark Shaw - Larry Legend, Larry Bird - Drive: The story of my life.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×