Nie chcę grać z Anwilem - wywiad z Filipem Widenowem, skrzydłowym Asseco Prokomu Gdynia

Asseco Prokom Gdynia, choć przez kilka miesięcy borykał się z wieloma problemami, ostatecznie zakotwiczył na pierwszym miejscu po sezonie zasadniczym. Duża w tym zasługa Filipa Widenowa, który w ostatnim meczu przeciwko Anwilowi Włocławek zdobył 21 punktów. Po meczu Bułgar przyznał jednak, że nie chcę już mierzyć się w play-off z włocławskim zespołem, a także opowiedział o prognozach przed zbliżającą się najważniejszą fazą rozgrywek.

Michał Fałkowski
Michał Fałkowski

Michał Fałkowski: Przez cały sezon borykaliście się z wieloma problemami, ale ostatecznie wygraliście kilka kluczowych spotkań i zakończyliście sezon zasadniczy na pierwszym miejscu.

Filip Widenow: Generalnie od początku rozgrywek wiele rzeczy nie szło po naszej myśli. Graliśmy w trzech różnych rozgrywkach, nie mieliśmy czasu na płynne treningi, ciągle byliśmy w podróży, musieliśmy przekładać mecze w Polsce. Do tego dochodziły problemy z ciągłą rotacją graczy. Nie mogliśmy się zgrać odpowiednio. Ale końcówka sezonu zasadniczego była w naszym wykonaniu już bardzo solidna i jest dobrym prognostykiem przed play-off.

Kropką nad i było starcie z Anwilem w jego własnej hali. Po bardzo ciężkim spotkaniu pokonaliście miejscowych...

- Mam wrażenie, że to było jedno z cięższych spotkań w tym sezonie. Anwil grał wyjątkowo dobrze w obronie, zwłaszcza w pierwszej połowie. Na szczęście po zmianie stron my wróciliśmy do gry, choć nie powiem, że przyszło nam to łatwo. Popełniliśmy w tym spotkaniu sporo błędów, ale pod koniec meczu na szczęście grało nam się dobrze w ataku, trafiliśmy kilka razy z dystansu i ostatecznie wygraliśmy. Nasze zwycięstwo nie umniejsza jednak formy włocławian. Sądzę, że oni mogą jeszcze namieszać sporo w tym sezonie.

Wasza gra uległa diametralnej poprawie po przerwie. Pierwsze dwie kwarty przegraliście 29:38, by dwie ostatnie wygrać 44:30. Skąd taka zmienia?

- Nie wiem czy miała wpływ na to przerwa i to, co sobie powiedzieliśmy w szatni. Generalnie nie mówiliśmy nic ponadto co już wiedzieliśmy przed meczem. Zdawaliśmy sobie sprawę, by pokonać Anwil w Hali Mistrzów, musimy zdecydowanie poprawić defensywę i grać szybciej piłką, by stwarzać sobie więcej szans w ataku pozycyjnym. Anwil bardzo dobrze wracał do obrony i przez to nie mieliśmy zbyt wielu okazji do gry kontratakiem, więc konieczna była poprawa ataku pozycyjnego.

Czujesz się bohaterem meczu? W czwartej kwarcie trafiłeś trójkę w bardzo ważnym momencie spotkania, a w samej końcówce pewnie egzekwowałeś rzuty wolne.

- Wszyscy jesteśmy bohaterami. Nie może bohaterem nazwać się ten, kto akurat zdobywa punkty w ostatnich sekundach. Ja jestem strzelcem i często tak jest, że to ja mam na swoich barkach odpowiedzialność za punkty, ale czuję się dzięki temu jakiś lepszy od innych. Poza tym, stawałem dzisiaj na linii rzutów wolnych cztery razy, rzucałem ośmiokrotnie i dwa razy nie trafiłem do kosza. To jest do poprawki.

W takim razie jeśli słowo "bohater" jest nieadekwatne, to może "kluczowy zawodnik" pasuje bardziej?

- OK, to już lepiej. Tak, właściwie to chciałbym, żeby tak było. Cieszę się, że trener i koledzy z drużyny zdecydowali, że w końcowych fragmentach meczu warto podawać piłkę do mnie. To bardzo budujące. Poza tym, ja czułem się dzisiaj dość pewnie. Nie wiem dlaczego, ale chyba bardzo dobrze czułem się tutaj w tej hali. I nawet gdy przegrywaliśmy w drugiej kwarcie różnicą czternastu punktów, to i tak wiedziałem, że wrócimy do gry. Mecz był bardzo dynamiczny z serii tych, że kontrola nad wydarzeniami na parkiecie przechodziła z rąk do rąk. Najpierw Anwil prowadził wysoko, później my wyszliśmy na kilka oczek prowadzenia, lecz gospodarze szybko nam je odebrali. W końcówce to jednak my zadawaliśmy decydujące ciosy.

I dzięki temu zakończyliście rozgrywki sezonu zasadniczego na pierwszej pozycji, zapewniając sobie komfort przewagi własnego parkietu aż do samego finału włącznie.

- Pierwsze miejsce zawsze ma większe znaczenie psychologiczne niż czysto sportowe. Zawsze gdzieś w głowie masz świadomość, że jak na wyjeździe powinie ci się noga, to wówczas grasz jeszcze u siebie, przed własną publicznością. Z drugiej jednak strony, jest też spora presja, bo zaczynając dwa mecze u siebie, nie możesz pozwolić sobie na przegranie żadnego z nich, bo wtedy sytuacja zmienia się o 180 stopni. Przecież na starcie z mistrzem kraju każdy przygotowuje się na 120 procent, każdy stara się walczyć jak najciężej tylko potrafi. Dlatego pomimo pierwszej pozycji to nie będą dla nas łatwe play-offy.

Ostatnie mecze pokazały dwie rzeczy: że mistrz Polski zdecydowanie łapie coraz lepszą formę, ale również to, że mistrza Polski można pokonać. Pytanie tylko czy można pokonać go w serii do trzech lub czterech zwycięstw?

- Rzeczywiście, w ostatnim czasie gramy naprawdę niezłą koszykówkę i jeśli nadal będziemy prezentować się tak, jak chociażby z Anwilem czy wcześniej z Polpharmą, mamy wielkie szanse na obronę tytułu. Zgadzam się z tym co powiedziałeś - jeden mecz można przegrać, ale w przypadku ewentualnej porażki, w kolejnym meczu wyjdziemy na parkiet jeszcze silniejsi i wtedy ciężko będzie komukolwiek w Polsce z nami walczyć. Tak naprawdę jednak wystarczy jakaś jedna nieprzewidywalna rzecz, której się nie uwzględni w przedmeczowych prognozach i wszystko może stanąć na głowie. Ta liga jest szalona!

Dlaczego tak sądzisz?

- Naprawdę rzadko spotyka się ligę, w której mistrz miałby tak nikłą przewagę nad drugim czy trzecim zespołem, a ekipy z miejsc 5-10 różniły się od siebie tylko jednym czy dwoma zwycięstwami. Słyszałem, że przed rozegraniem ostatniej kolejki było kilkadziesiąt różnych wariantów ułożenia tabeli (48 - przyp. M.F.), co tylko potwierdza opinię, że ta liga jest nieprzewidywalna.

Zmieniając temat. Jeszcze nie tak dawno Qyntel Woods w ogóle nie łapał się do składu meczowego, teraz jest już w dwunastce, co oznacza, że w play-off z pewnością będzie wychodził na parkiet. Nie boisz się o swoje minuty? Jego obecność na boisku oznacza raczej, że ty będziesz siedział na ławce...

- My mamy tak solidny, skuteczny i wyrównany zespół, że każdy kto tylko może pomóc - musi grać. Kto jest w formie i kto czuje się w gazie, tego zespół powinien wykorzystywać. Ja będę cieszył się gdy on będzie grał, bo to jest zawodnik, który zdecydowanie poprawi naszą grę w ataku.

Amerykanin jest również zawodnikiem, który bardzo mocno dominuje w swoim zespole.

- Tak, ale przecież on nie jest zawodnikiem rotacyjnym tylko liderem. On musi nadawać ton grze i przecież po to został sprowadzony do Gdyni. Wszyscy czekamy na jego powrót i ja też. Nie dbam o swoje minuty, bo wiem, że jeśli będę nadal prezentował się tak, jak obecnie, to swoje zagram. A Qyntel? Niech wraca jak najszybciej, bo wówczas nasze szanse na obronę mistrzostwo wzrosną dwukrotnie.

Wracając do meczu z Anwilem - zdobyłeś 21 punktów, więc chyba dobrze ci się grało w Hali Mistrzów. Pamiętasz swoje poprzednie spotkanie tutaj?

- (chwila zastanowienia) Nie. Chyba nic mi się nie kojarzy. A grałem tutaj? Pamiętam, że w Polsce grałem w Warszawie, Wrocławiu i Katowicach. Niestety nie pamiętam bym kiedykolwiek grał we Włocławku.

To był mecz Polska-Bułgaria, eliminacje do EuroBasketu 2007. Przegraliście tamto spotkanie 85:78.

- Naprawdę? Nic nie kojarzę. Może byłem tutaj, ale nie grałem, bo miałem złamaną stopę? Miałem taki epizod w swojej karierze reprezentacyjnej.

Akurat nie do końca - zdobyłeś wówczas 16 oczek.

- Naprawdę? Niestety nie kojarzę, ale w swojej karierze grałem w tylu różnych arenach, że nie sposób jest pamiętam wszystkie. Na pewno jednak chciałbym jeszcze nie raz zagrać w Hali Mistrzów, ale z drugiej strony... może nie w tym sezonie (śmiech).

Dlaczego?

- A które Anwil zajął miejsce po sezonie zasadniczym? Szóste?

Tak, szóste.

- Więc możemy spotkać się z nimi dopiero w finale, a tego chciałbym uniknąć.

Z jakiego powodu?

- Dlatego, że wolę grać przeciwko innym zespołom. Anwil to taka drużyna, która ma w swoim zespole wiele bardzo dobrych strzelców, dzięki czemu mogą wrócić do gry w każdym momencie spotkania, nawet gdy przegrywają kilkunastoma punktami, a ponadto - uważam, że w tej chwili to jedna z trzech najlepiej broniących ekip w lidze. W defensywie grają bardzo kolektywnie i nie chciałbym mierzyć się z nimi w finale. Oczywiście to byłyby bardzo dynamiczne i emocjonujące mecze, ale bardzo ciężkie dla nas.

To z kim chciałbyś grać w ewentualnym finale?

- Może z Turowem. Nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale wydaje mi się, że byłoby nam trochę łatwiej niż z Anwilem. I nie ma tutaj znaczenia, że Turów jest drugi po sezonie zasadniczym, a Anwil szósty. Sezon był długi i każdy miał jakieś problemy. Z tym, że Turów grał bardzo równo właściwie od samego początku i nie zanotował kilku tygodni słabszej formy. Może więc takowa przyjdzie na najważniejsze mecze? Nie mam pojęcia i nie potrafię wytłumaczyć tego do końca, ale takie mam odczucia.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×