Adam Łapeta: Paliwo w baku i wewnętrzny spokój [WYWIAD]
Myślę, że jestem trochę zaszufladkowany do robienia pewnych określonych rzeczy na boisku. Trafiłem do wielkiego Prokomu Trefla i byłem tam skazany na "czarną robotę". Nie tylko ja, ale też inni Polacy. Mieliśmy pomagać gwiazdom, postawić im twardą zasłonę, a następnie ściąć w stronę kosza i zrobić wsad. Do tego walka o zbiórki. Nie mieliśmy piłki w rękach, a bardzie zadania, które musimy wykonać. To oczywiście było ważne, bo wygrywaliśmy, a gwiazdy zdobywały punkty. Nas - jako zawodników - to jednak szufladkowało. Byliśmy perfekcyjni w tych elementach.
Jak jesteś postrzegany - jako koszykarz - poza granicami Polski?
Jestem postrzegany jako zawodnik, który na parkiecie jest w stanie robić więcej, niż tylko postawić zasłonę i walczyć o zbiórki. Prosty przykład. Tam jak masz wolną pozycję, to masz oddawać rzut. Jeśli nie rzucasz, to siadasz na ławkę. Też jest tak, że jestem tam obcokrajowcem, więc muszę - jako zawodnik - coś dać, produkować cyfry, by utrzymać miejsce w składzie. Nikt mi tego nie dał za darmo, dlatego podobała mi się ta nowa rola. Cieszyłem się na kolejne wyzwania.
Irytuje cię ta łatka przyklejona w Polsce?
Staram się o tym nie myśleć, a robić swoje na parkiecie. Natomiast jest jedna kwestia, która mnie irytowała. To że polskie kluby ściągały obcokrajowców za 2-3 tys. dolarów - za tzw. "czapkę gruszek" - i dawały tym zawodnikom carte-blanche. Pozwalano im oddawać po 20 rzutów w meczu, z czego pięć było celnych, ale efektownych, bo przez ręce rywali. Do tego pięć-siedem punktów z rzutów wolnych, zero obrony i się uzbierało 15-17 pkt. A tak naprawdę ten zawodnik nic szczególnego nie wniósł. Był gloryfikowany, a często wina była zrzucana na Polaków. To mi przeszkadzało w polskim baskecie. Poza granicami była zawsze czysta kartka do zapisania. Wszystko zależało od ciebie.
W co inwestujesz pieniądze?
Ja zawsze inwestowałem pieniądze w nieruchomości. Dzisiaj te zainwestowane pieniądze pracują na mnie i przez to mam ten wewnętrzny spokój. Ale też trzeba pamiętać, że te pieniądze były inwestowane w latach spokojnych - przed kryzysem, przed covidem i wojną. Wtedy można było coś zbudować. Dzisiaj jest o to dużo trudniej. Współczuję ludziom, którzy muszą ryzykować swoim majątkiem, by coś stworzyć i zbudować.Tak. To moja wielka pasja. Podróże kształcą, ubogacają. Lubię poznawać nowe kultury, rozmawiać z mieszkańcami i smakować lokalnej kuchni. Byłem w wielu miejscach na świecie. Nie ukrywam, że kocham Azję. Klimat Azji jest magiczny i niepowtarzalny. Imponujące są zabytki, historia i szacunek do drugiego człowieka, oczywiście on jest zmienny, w zależności od regionu. Do tego jedzenie i etyka pracy.
Jak wygląda życie codzienne na Tajwanie?
Bardzo podoba mi się klimat Tajwanu. I nie chodzi mi tylko o słoneczną pogodę, a samą atmosferę i relacje międzyludzkie. W drużynie czuliśmy się jak rodzina, zawsze wychodziliśmy na wspólne posiłki. Na Tajwanie raczej nie gotuje się w domu. Często w domach jest tylko podstawowy sprzęt do gotowania. Największą barierą na Tajwanie jest język.
Czy chciałbyś zamieszkać na stałe w Azji?
Nie. Kocham Polskę, kocham tutaj wracać. Byłem w wielu miejscach na świecie, ale nic nie zastąpi Polski. To mój ukochany kraj. Często mówi się, że nasza mentalność jest fatalna, a ja się z tym nie do końca zgodzę. Na tle innych nie wyglądamy tak źle. To moja obserwacja.
Karol Wasiek, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Artur Gronek: Groselle był dla nas za drogi [WYWIAD]
- Jakub Garbacz: Anwil głodny sukcesów. Ja też [WYWIAD]
- Łukasz Żak, prezes MKS: Play-off? Liczę na coś więcej. Tyle wydaliśmy na skład
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.