"Za trzy dni możesz umrzeć". Reprezentant Polski usłyszał koszmarną diagnozę
Mateusz Ponitka w wywiadzie dla BasketNews zdradził, że na początku tego roku przeszedł prawdziwy koszmar. Zaczęło się od... kontuzji nosa.
Wszystko zaczęło się od urazu nosa, którego Ponitka nabawił się podczas treningu przed styczniowym meczem Euroligi Zenita Sankt Petersburg z Anadolu Efes Stambuł.
Polak trafił do szpitala, a tam uspokojono go, że jego nos nie jest złamany i koszykarz powinien szybko wrócić na parkiet.
- Nie chcę wskazywać palcami, ponieważ popełniono wiele błędów. Ludzie o tym nie wiedzą, bo wcześniej o tym nie mówiłem. Próbowałem wrócić do gry po kilku dniach, ale kręciło mi się w głowie. Grałem w Efes i nie pamiętam niczego z tego meczu - przyznał.
Dramat sportowca rozegrał się w Hiszpanii, gdzie Zenit zmierzył się najpierw z Baskonią, a potem z Realem Madryt. 28-letni Ponitka nie był w stanie wyjść na parkiet.
- Przez cały poranek krwawiłem z nosa. Nie mogłem oddychać. Nos był spuchnięty - wyjawił. Na szczęście dla niego lekarze madryckiego zespołu zaoferowali pomoc. Po wykonaniu badań okazało się, że wymaga natychmiastowej operacji.
- Znalazłem się na stole operacyjnym. Usłyszałem od pani doktor: "Jesteś tu z żoną. Powiem ci wprost. W ciągu następnych trzech dni możesz dostać poważnej infekcji w nosie, który jest blisko mózgu. Kiedy zacznie się sepsa, umrzesz. Za dwa-trzy dni możesz umrzeć". To były jej słowa, nie moje - dodał.
Operacja udała się, obyło się bez dalszych komplikacji, a historia urazu nosa Ponitki zakończyła się szczęśliwie.
Zobacz:
O tym konflikcie w polskiej koszykówce jest głośno. Brat zamknął mu drogę do reprezentacji?
"Nie dziwię się, że ma ksywę "Polski Młot". Poleciały gromy na Gortata!