Formuła 1: Niki Lauda. Kierowca, który uciekł z "cmentarza". Historia wypadku na Nurburgringu

Kibic: - Niki, dasz mi autograf? - Proszę - odpowiedział Niki Lauda. - Ale z datą! - napierał kibic. - A dlaczego z datą? - zapytał kierowca. - Bo to może być twój ostatni dzień - usłyszał. Tego dnia Niki Lauda płonął w swoim czerwonym Ferrari.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Niki Lauda w 1976 roku Po powrocie na tor Getty Images / Robert Riger / Na zdjęciu: Niki Lauda w 1976 roku. Po powrocie na tor
Kilka godzin wcześniej Niki Lauda, austriacki gwiazdor Formuły 1, prosił federację, prosił kierowców, żeby wyścig odwołać. 1 sierpnia 1976 roku na torze Nurburgring odbywało się Grand Prix Niemiec. Tor nazywano cmentarzem: 28 kilometrów, 185 zakrętów i prostych odcinków walki o zdrowie i życie. Śmierć poniosło tam, ogółem we wszelkich wyścigach, ponad 200 ludzi. Czytaj też: Nurburgring. Zielone piekło, w którym giną ludzie

Pogoda była fatalna, lał deszcz. Niki Lauda zwołał zebranie. Sceny, jakie mogły się wtedy odbyć, oddaje nakręcony kilka lat temu film "Wyścig". Lauda był liderem klasyfikacji generalnej, o wygraną bił się z młodym angielskim kierowcą Jamesem Huntem z McLarena. Niemiecki tor znał doskonale, był jego rekordzistą, jako jedyny pokonał okrążenie w czasie poniżej 7 minut.

- Zwołałem to zebranie, bo to najbardziej przestarzały i niebezpieczny tor na świecie. Doświadczeni wiedzą, że tylko w idealnych warunkach tor jest w miarę bezpieczny - mówił Lauda.

ZOBACZ WIDEO: Spróbowaliśmy sił w symulatorze Formuły 1. Teraz każdy może poczuć się jak Robert Kubica!

Hunt szybko odpowiedział, że odwołanie wyścigu sprawiłoby, że Lauda miałby jeden wyścig mniej do tytułu. Ktoś z tłumu rzucił, że może Austriaka obleciał strach... - Który palant to powiedział? Oczywiście, że się boję. Tak jak wy. Godzę się na 20-procentowe ryzyko śmierci. Ale ani o procent większe. A przy takim deszczu jest większe - odpowiedział. - Jestem najszybszy z was! - dodał w swoim stylu. Przegrał głosowanie, mało kto - między innymi za takie wypowiedzi - lubił go w środowisku.

Na drugim okrążeniu prowadził Hunt, Lauda przebijał się do przodu. Nagle jego bolid wypadł z trasy, uderzył w bandę i stanął w płomieniach. W auto uderzył jeszcze samochód Bretta Lungera.

Wypadek Nikiego Laudy na torze Nurburgring. Filmy do dzisiaj budzą przerażenie - ZOBACZ

Żaden z kierowców, którzy się zatrzymali, nie był w stanie wyciągnąć uwięzionego Austriaka. Lauda płonął na oczach rywali, na oczach świata. W momencie uderzenia spadł mu jeszcze kask. Cudem go uratowano, ale obrażenia miał ogromne. Miał spaloną twarz, ale największe spustoszenie w jego ciele spowodowały toksyczne gazy. Zapadł w śpiączkę.

Był niesamowicie twardy i zawzięty. Leżał w szpitalu z przekonaniem, że jest najlepszy. I z tą myślą wracał do zdrowia w szalonym tempie.

Williams pożegnał Nikiego Laudę. "Wielki w samochodzie, jak i poza nim"

Sześć tygodni później kierowca Ferrari wystartował już w Grand Prix Włoch, zajął czwarte miejsce. Opuścił dwa wyścigi, ciągle miał szansę na tytuł. Rozstrzygnięcie miało nastąpić w ostatnim wyścigu w Japonii. Po drugim okrążeniu w strugach ulewy Niki Lauda zjechał do pit stopu, wyłączył silnik. Mistrzostwo zdobył Hunt.

Wypadek w Niemczech dawał o sobie znać przez całe późniejsze życie. Miał problemy z nerkami, potem doszedł kłopot z płucami. W listopadzie ubiegłego roku, po ostrym zapaleniu przeszedł przeszczep płuc. Spędził wtedy w klinice trzy miesiące. Ostatnio ponownie też chorował na nerki. W poniedziałek zmarł w wieku 70 lat. Był trzykrotnym mistrzem świata.

W filmowej scenie sprzed wyścigu w Niemczech, gdy zaczepił go kibic, Niki Lauda pod autografem daty nie napisał.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×