Żużel. Na treningach nikt nie chciał z nim jeździć. Teraz w końcu w niego uwierzyli

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Kevin Fajfer / Na zdjęciu: Kevin Fajfer
WP SportoweFakty / Kevin Fajfer / Na zdjęciu: Kevin Fajfer
zdjęcie autora artykułu

Przed sezonem 2022 Kevin Fajfer zdecydował się na zmianę klubu. Opuścił Aforti Start Gniezno, by związać się umową ze SpecHouse PSŻ-em Poznań. Teraz czuje, że ktoś w końcu w niego wierzy.

W poniedziałek Kevin Fajfer wrócił na macierzysty owal. Pojawił się na nim przy okazji meczu kontrolnego Aforti Start Gniezno - SpecHouse PSŻ Poznań (34:37). Wystąpił w dwóch biegach, w których wywalczył 4 punkty.

- Sądzę, że u mnie wszystko jest okej. Pierwszy bieg, mogę powiedzieć, że był świetny. W drugim wyścigu były już problemy. Peter mnie delikatnie pociągnął, upadłem i zepsuł się motocykl. Musiałem wziąć drugi i on też się zepsuł. Skończyłem na dwóch wyjazdach, ale uważam, że przede wszystkim to były bardzo fajne zawody - powiedział nam zawodnik ekipy z Poznania.

Poniósł więc spore straty, jednak są też korzyści. - Jest dużo wniosków, więc patrzymy cały czas do przodu - kontynuował.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Czeka ich trudne zadanie. Kubera: Jesteśmy na to gotowi

A jakie są jego plany na sezon 2022? - Jeździć jak najwięcej, wygrywać ile się da i udowodnić trochę sobie, na jakim etapie jesteśmy i żeby sezon zakończyć cało i zdrowo - dodał.

W nowym klubie i na nowym torze czuje się dobrze. - Przede wszystkim ktoś we mnie wierzy. Nie jestem takim zawodnikiem, który musi poczekać na swoje szanse, tylko od samego początku ktoś we mnie wierzy, co stanowi motywację do ciężkiej pracy - zapewnił.

- Jeśli ktoś w ciebie nie wierzy, to jest później ciężko, tak samo gdy nikt nie chce jeździć z tobą na treningach, tylko przyjeżdżasz, by pojeździć. Tutaj jest inaczej. Każdy chce ze sobą jeździć i robić jak najlepsze wyniki - podsumował Kevin Fajfer.

Czytaj także: > Rok diametralnych zmian. Mała Nina raczkuje. Lek działaŻużel. Był lojalny wobec klubu, a dostał cios w policzek. "Dla mnie to był szok!" [WYWIAD]

Źródło artykułu: