Zawodnik usłyszał o sobie paskudne słowa. Wybuchł wtedy międzynarodowy skandal
"Perfidna ruska świnia" - wściekał się na niego prezes klubu. Ale w innym zespole miał status bożyszcza. Grigorij Łaguta to jedna z najbarwniejszych postaci w polskim sporcie. W minioną niedzielę cudem uniknął tragedii.
Stadion w Lublinie był wypełniony po brzegi kibicami. Motor zaczynał świętowanie historycznego awansu klubu do finału PGE Ekstraligi, czyli najsilniejszej i najbogatszej żużlowej ligi świata. Chwile radości na kilkanaście minut przerwał jednak potwornie wyglądający wypadek kapitana miejscowej drużyny.
Grigorij Łaguta chcąc wyprzedzić rywala, Szymona Woźniaka zahaczył o jego tylne koło i stracił kontrolę nad swoim motocyklem. Na wejściu w wiraż, gdzie prędkość wynosi mniej więcej 100 km/h, spadł z maszyny i kilkukrotnie głową uderzył o tor. Następnie sunął po nim w kierunku dmuchanej bandy, pod którą wcisnął się z impetem. Trybuny zamarły, zamilkli też komentatorzy nSport+. Kolejne sekundy ciągnęły się w nieskończoność, a żużlowiec nadal przebywał na torze.
ZOBACZ WIDEO Stadion aż zamarł! Zobacz groźny wypadek Grigorija Łaguty (od 01:50)Nie pierwszy raz Łaguta wykaraskał się z opresji.
Kibice zbierali pieniądze na kontrakt
"Bestia ze Wschodu" - takiego przydomku dorobił się Rosjanin w swoim pierwszym sezonie w PGE Ekstralidze. W 2011 roku urodzonego w niewielkiej miejscowości Bolszoj Kamień pod Władywostokiem zawodnika zatrudnił częstochowski Włókniarz. Od pierwszego meczu Łaguta rozkochał w sobie miejscową publikę nieustępliwością i odwagą na torze. Meczem, którym kupił sobie sympatię całej Częstochowy, było spotkanie z gorzowską Stalą.
W decydującym biegu wcisnął się pod bandą w taką lukę, gdzie zwykły śmiertelnik bałby się włożyć palec. Tymczasem Łaguta na pełnym gazie wjechał tam przy ogromnej prędkości, minął Nickiego Pedersena i wygrał Włókniarzowi mecz. To wtedy kibice definitywnie oszaleli na jego punkcie. Do tego stopnia, że wybrali go zawodnikiem 65-lecia klubu i zrobili zrzutkę pieniędzy na nowy kontrakt, bo to był czas, kiedy we Włókniarzu się nie przelewało.
Doping i międzynarodowy skandal
Łaguta został w Częstochowie jeszcze na trzy sezony. W tym czasie w klubie zmieniła się władza, z którą najpierw Rosjanin kochał się jak w rodzinie, by na koniec rozstać z niesmakiem. Artur Sukiennik, nieżyjący już były boss Włókniarza, którym zarządzał z tylnego fotela, fundował Łagucie drogie prezenty, jak Chevrolet Camaro. Rosjanin zapracował sobie na status bożyszcza, był kapitanem zespołu, w wolnych chwilach kosił trawnik na stadionie i wszystko układało się pięknie do momentu, aż klub znów zaczął mieć problemy z pieniędzmi.
Wtedy Łaguta odmówił jazdy, czego śp. Sukiennik nie mógł mu wybaczyć, wyliczając, ile dotychczas w niego zainwestował. To był pierwszy konflikt zawodnika ze swoim pracodawcą i jak pokazał czas, nie ostatni.
W 2017 roku Rosjanin wpadł na dopingu. Po meczu ROW-u Rybnik, którego był wówczas zawodnikiem, notabene z Włókniarzem, wykryto u niego meldonium. Jest to lek stosowany w leczeniu niedokrwienia czy przy rekonwalescencji po epizodach niedokrwiennych. Sęk w tym, że to substancja zakazana w sporcie, bo to środek podnoszący wydolność. Za meldonium zdyskwalifikowano m.in. Marię Szarapową.
Łaguta obecność zakazanej substancji w organizmie tłumaczył wypadkiem na motocrossie na Łotwie. To tam w szpitalu, bez wiedzy zawodnika, miał on otrzymać meldonium w celach leczniczych. Prezes klubu z Rybnika, Krzysztof Mrozek bronił swojego zawodnika jak lew we wszelkich możliwych instytucjach, ale POLADA pozostała nieugięta. Grigorij Łaguta został zawieszony na 22 miesiące.
Bez swojego lidera ROW Rybnik spadł z PGE Ekstraligi. Mrozek był przekonany, że w podzięce za otrzymane wsparcie wracający po odbyciu kary Łaguta wspomoże jego klub w walce o powrót do elity. Tymczasem on wybrał ofertę Motoru Lublin.
Prezes ROW-u nie wytrzymał. Nazwał Łagutę "perfidną ruską świnią", "ruską panienką" oraz "parszywym panem". Tymi słowami wywołał międzynarodowy skandal. - To mowa nienawiści - grzmiał adwokat Jerzy Synowiec. Menedżer rosyjskiej kadry poszedł o krok dalej. - Będziemy się domagali usunięcia prezesa Mrozka ze struktur sportowych, bo obraża nas jako naród - mówił Andriej Sawin.
- Dlaczego nie używa tych samych, obraźliwych słów względem innych narodowości? Nie możemy tego tak zostawić. Dlatego wyślemy pisma do federacji światowej, europejskiej i polskiej. Liczymy oczywiście na zdecydowaną reakcję - kontynuował. Ostatecznie sprawa rozeszła się po kościach, bo Krzysztof Mrozek, gdy emocje opadły, zreflektował się i przeprosił.
Szansa na historyczny sukces
Teraz Grigorij Łaguta i jego Motor Lublin, dla którego ściga się od 2019 roku, staje przed historyczną szansą. Drużyna ta wystąpi w finale PGE Ekstraligi, gdzie jej rywalem będzie Betard Sparta Wrocław. Pierwszy takt najważniejszego dwumeczu sezonu już w najbliższą niedzielę. Rosjanin mistrzostwa Polski w swojej kolekcji jeszcze nie ma, tak samo jak klub z Lublina, który posiada jedynie wicemistrzostwo kraju zdobyte... 30 lat temu.
Tymczasem Łaguta, a jakże, jest kapitanem Motoru, tak jak był nim we Włókniarzu czy ROW-ie. W tej materii nic się nie zmieni, bo wiadomo już, że zostaje w klubie z Lublina na przyszły rok. To czy wystąpi w pierwszym finałowym meczu po fatalnym wypadku sprzed tygodnia zależy tylko od jego decyzji. Prezes Motoru Jakub Kępa, z którym ma przyjacielskie relacje, zapewnił, że nie będzie wywierać presji na zawodniku. - Zbyt wiele mu zawdzięczamy - podkreślił.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Żużlowi bracia razem debiutowali. Po dekadzie staną na przeciw siebie w finale
Finansowe szaleństwo w eWinner 1. Lidze. Takich stawek nie było jeszcze nigdy
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>