Żużel. Po bandzie: Ktoś sfałszował podpis? Nic takiego [FELIETON]

- Na kartach historii, taki paradoks, znajdujemy się nawet za krajami, które swój żużel już pogrzebały. Jak wspomniana Nowa Zelandia czy Stany Zjednoczone - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber
Celina Liebmann przygotowuje się do wyjazdu na tor WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Celina Liebmann przygotowuje się do wyjazdu na tor
"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Słusznie nam się wydaje, że jesteśmy pępkiem żużlowego świata, choć z klasyfikacji medalowej IMŚ kompletnie to nie wynika. Z czterema tytułami na koncie zajmujemy dopiero siódme miejsce i jeszcze długo nie dostaniemy się ani szczebelek wyżej. Bo znajdujące się przed nami Stany Zjednoczone oraz Australia zgromadziły po dziewięć takich tytułów. Na szczycie rankingu usadowiły się natomiast Szwecja oraz Dania (po 14 tytułów), a za nimi Wielka Brytania i Nowa Zelandia (po 12), gdzie speedway nie wytrzymał próby czasu, przegrywając choćby z machaniem wiosłami. Otóż Nowa Zelandia, kraj jakieś osiem razy mniejszy od naszego pod względem zasobów ludzkich (4,5 mln mieszkańców), wywalczył w Tokio aż 20 medali, w tym siedem złotych i siedem różnego koloru na torze wioślarsko-kajakowym.

A więc na kartach historii, taki paradoks, znajdujemy się nawet za krajami, które swój żużel już pogrzebały. Jak wspomniana Nowa Zelandia czy Stany Zjednoczone, których najwybitniejszy przedstawiciel, Greg Hancock, nie jest raczej zainteresowany próbami reaktywacji na ojczystej ziemi. I trudno się dziwić. U siebie w Ameryce musiałby harować za darmoszkę. Bardziej opłaca mu się zatem latać do Wrocławia, gdzie pokręci się po parku maszyn, coś doradzi, przyciśnie palec do opony, uśmiechnie. I mu za to zapłacą. Teoretycznie Hancock pracuje więc ku chwale Biało-Czerwonych, bo przecież wspiera też indywidualnie Macieja Janowskiego.

ZOBACZ WIDEO Czy Hampel i Lampart mieli pretensje do Kubery?

Wygląda jednak na to, że jeśli w tym roku dopiszemy do swojego narodowego CV piąty złoty krążek, to za sprawą Bartosza Zmarzlika. W Malilli Polak skorzystał z obowiązującego systemu punktacji i choć z toru podniósł 14 oczek, to system dopisał mu do tabelki aż 20. Artioma Łagutę z kolei potraktował komputer bardziej neutralnie. W obu przypadkach Rosjanin wzbogacił się o 18 punktów. Sprawa jest o tyle historyczna, że jeszcze nigdy żaden Rosjanin, pod żadną banderą (ZSRR, WNP, Rosja), nie został indywidualnym mistrzem świata.

Co ciekawe, Artiom zaczął sprawiać wrażenie gościa, którego zaczęło interesować tylko złoto. I słusznie - otóż jeśli w sporcie pojawia się szansa, to trzeba wyciągać po nią ręce, bo drugiej może już los nie zesłać. Poza tym rzut oka na czubek generalki nie pęta mu nóg, lecz, przeciwnie, wzmacnia i mobilizuje. W Malilli Łaguta precyzyjnie trzymał się planu. Gdy nie zdawały egzaminu ataki na Kuberę pod łokieć, to błyskawicznie poszedł za koło, zbudował prędkość, wykantował delikatnie w szczycie łuku i długa prosta rozwiązała sprawę.

W finale ograł natomiast trzymającego się krawężnika, nie wiedzieć czemu, Lindgrena. A czy miał szansę wyprzedzić naszego reprezentanta? Wydaje się, że po odesłaniu do parkingu Jasona Doyle'a - nie bardzo. Zmarzlikowi otworzyła się dzięki temu pusta dojazdówka pod płot i zalegającą tam pierzynkę. Nic już nie stało na przeszkodzie. Dopasowany w tej fazie zawodów Bartosz nie musiał nawet tego startu wygrać. Ścieżką pod płotem i tak prysnąłby do przodu.

Co poza tym - za nami rocznica śmierci Tomasza Jędrzejaka. Byli tacy, wysoko postawieni, co szlochali nad grobem, obiecując coroczne zawody memoriałowe. No ale biznesowo się chyba nie spięło.

A teraz przed nami ostatnia kolejka rundy zasadniczej PGE Ekstraligi - sądna niedziela dla zagrożonych spadkiem klubów z Zielonej Góry i Grudziądza. Ci drudzy, jak czytam, są w trakcie obozu dochodzeniowego przed spotkaniem z Eltrox Włókniarzem. Na domowy tor mają wyjeżdżać codziennie, a śniadanie zjeść również w towarzystwie prezydenta Grudziądza. By poczuć klimat wydarzenia. Hmm, wydaje mi się, że i bez tego zawodnicy orientują się całkiem nieźle w sytuacji i mają świadomość, o co jadą. Gdyby znaleźli też sobie przed meczem jakieś zajęcie mniej koncentrujące na zadaniu i mniej zajmujące głowę, np. wyrywanie chwastów, być może byłoby to dla nich z korzyścią. Natomiast niezależnie od wszystkiego wyzwanie przed ekipą ogromne - ograć drużynę z najlepszą krajową formacją młodzieżową i z odmienionym, lepszym Lindgrenem.

Wreszcie przyglądam się też z boku aferze powstałej przy okazji spotkania Wolfe Wittstock z OK Bedmet Kolejarzem Opole. W protokole zgłoszeniowym do zawodów ktoś spreparował podpis panny Celiny Liebmann, wilczycy, której w ogóle nie było na stadionie. Tzn. była, ale na innym. Ktoś pojechał też za nią w ramach rezerwy taktycznej, a to, zdaje się, wbrew przepisom - zastępowanie nieobecnego. Sprawa pachnie brzydko, bo przecież o absencji panny Liebmann wiedzieli wszyscy - również telewizja. A nie wiedziało jury zawodów, mające w swoich obowiązkach pilnowanie spraw zgłoszeniowych? Żeby nie być gołosłownym.

"W czasie trzeciego posiedzenia, Jury Zawodów w szczególności:
1) zatwierdza protokół z drugiego posiedzenia Jury Zawodów,
2) realizuje czynności wynikające z procedury odbioru toru do zawodów, Regulamin Zawodów Motocyklowych na Torach Żużlowych 29
3) dokonuje kontroli dokumentów zgłoszeniowych drużyn."

Czy w ten sposób chciano uniknąć walkowera?

Martwi cisza ze strony władz polskiego żużla. Chyba że stoimy na stanowisku, iż sfałszowanie czyjegoś podpisu, a następnie próba zakneblowania mu ust w mediach społecznościowych to rutynowe działania w środowisku?

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Cegielski mówi o przyszłości Kołodzieja i sytuacji transferowej Fogo Unii
- Trybunał PZM rozpatrzył odwołanie w sprawie walkowera!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×