49. urodziny "Zorro"! W żużlu był prawdziwą gwiazdą rocka. Chomski umieścił go w drużynie marzeń

Kochali go kibice klubów, w których jeździł. Magnus Zetterstroem, który kończy dziś 49 lat kamienie milowe kariery przekraczał dekadę po rówieśnikach, ale dzięki uporowi i chęci spełniania marzeń, osiągnął cel, w którego realizację wierzyło niewielu.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski
Magnus Zetterstroem WP SportoweFakty / Grzegorz Jarosz / Magnus Zetterstroem
Trudne początki

Kariera Magnusa Zetterstroema, który właśnie 9 grudnia skończył 49 lat nie jest taka, jak większości żużlowców. W Szwecji zadebiutował w wieku 18 lat, później przez Anglię trafił do Polski, gdzie pierwsze mecze odjechał w wieku 28 lat. W I lidze swoich sił spróbował po raz pierwszy jako 32-latek, sześć lat później odjechał jedyny sezon w Ekstralidze i w końcu został Indywidualnym Mistrzem swojego kraju. Jako czterdziestolatek zadebiutował w Grand Prix.

- Sam nie wiem jak to wytłumaczyć. Urodziłem się w grudniu, pod koniec roku i może jest jakaś kombinacja, że również karierę rozwinąłem później. Trafiłem do Anglii jak miałem 25 lat, wielu zaczynało wówczas gdy miało 17-18 lat. Zostałem Indywidualnym Mistrzem Szwecji w wieku 38 lat, dostałem się do Grand Prix jako czterdziestolatek. Tak wyglądała właśnie moja kariera i sam nie wiem dlaczego - powiedział Szwed w rozmowie z WP SportoweFakty.

Sam zawodnik zawsze podchodził do żużla tak, że nie chce być kulą u nogi. Kochał być kochanym, ale trudno mu było rzucić się na głęboką wodę. Może w karierze sportowej postępował zbyt nieśmiało? - Trafna analiza, może to być to - stwierdził.

ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło

Dlaczego "Zorro"?

Dla kibiców Magnus Zetterstroem to po prostu Zorro. Pseudonim zaczerpnięty od bohatera powieści amerykańskiego pisarza Johnstona McCulleya przyległ do żużlowca, wszystko zaczęło się w szwedzkiej podstawówce.

- Mieliśmy wielu chłopaków z podobnymi nazwiskami - Zetterstroem, Zetterwahl, Zettergren. Wielu ludzi skracało nazwiska w miejscowym slangu, jednak pewnego dnia ktoś ze szkoły powiedział: może powinniśmy mówić na niego Zorro? To przyjęło się w szkole i pomyślałem, że przeniosę to też na żużel i użyję tego pseudonimu na kevlarze - wspomina "Zorro" żużlowych torów.

Jak się okazało, pięcioliterowy pseudonim okazał się bardzo praktyczny. - Po co miałbym pisać pod plecami "Magnus" czy "Zetterstroem"? Szczególnie to drugie - musiałbym mieć wielki tyłek, żeby to zmieścić! Przyjęło się Zorro i to bardzo fajny pseudonim. Książkowy Zorro był bardzo dobrą osobą jeśli chodzi o charakter. Łatwo było dzieciakom skandować tę ksywkę, do tego przeszło to na gazety, telewizję. Moi koledzy nadal mówią na mnie "Zorro" i ja to kocham, choć teraz w pracy używają też oczywiście mojego imienia w kontaktach służbowych - przyznał.

Książkowy Zorro był showmanem, to też odziedziczył po nim jego żużlowy następca. - Pamiętam, że bawiłem się "cieszynkami" przede wszystkim w Anglii. Stawałem naprzeciw trybuny z kibicami i starałem się powtórzyć taniec Johna Travolty. To była bardzo fajna sprawa - śmieje się na myśl o tych wspomnieniach były żużlowiec.

Polska przygoda i problematyczny debiut w Lublinie

Teraz mamy czasy, w których trudno o utalentowanego obcokrajowca do 24 roku życia, który nie ma podpisanego kontraktu. Przyszły uczestnik cyklu Grand Prix debiutujący w Polsce w wieku 28 lat? To przecież nie jest możliwe! Inaczej było na przełomie XX i XXI wieku, kiedy Magnus Zetterstroem zadebiutował w barwach LKŻ-u Lublin.

Tydzień wcześniej Szwed odjechał mecz wyjazdowy, natomiast 13 czerwca 1999 roku pojechał przed własną publicznością w barwach LKŻ-u Lublin. Jego zespół pokonał wówczas 56:34 Unię Tarnów, a on sam zdobył 11 punktów i 3 bonusy. Zorro to jednak tak nieszablonowa postać, że przecież nie skończymy tej historii na przedstawieniu suchych faktów.

- Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego meczu w Lublinie. Pojechałem tam z moim ojcem i wujkiem. Trzech Szwedów znalazło się w 1999 roku na nieznanej dla nich drodze do Lublina i to była dla mnie wielka chwila. Długo czekałem na debiut w lidze polskiej wcześniej jeździłem u was tylko jako junior w imprezach międzynarodowych - rozpoczął były zawodnik.

Podróż ta była pełna przygód. - Po drodze, w środkowej Polsce straciliśmy jedną oponę pośrodku lasu. Zostały nam trzy koła w busie, był środek nocy i nie wiedzieliśmy jak dostaniemy się na zawody. Zadzwoniliśmy do Piotra, który był tłumaczem w klubie. Obudziliśmy go w nocy i przyjechał po nas lawetą. Zapakował nas do samochodu, samochód wziął na przyczepę i dojechaliśmy na czas - śmiał się po latach Szwed.

- Ta opona zniszczyła całe koło i nie dałoby się dojechać. To były moje początki. Byłem bardzo zadowolony, że nie mieliśmy wypadku, mam bardzo fajne wspomnienia - dodał. Podsumujmy, że Magnus Zetterstroem mimo tak doskonałego wyniku, w tamtym sezonie pojechał jeszcze tylko jeden mecz. - Chyba na początku okazałem się zbyt problematyczny - zaśmiał się zawodnik.

Gorzów bramą do wielkiego żużla

Dopiero w wieku 32 lat Magnus Zetterstroem podpisał pierwszy kontrakt z klubem z polskiej 1. ligi. Trafił do Stali Gorzów . Miało to miejsce w 2003 roku. - Ja pierwszy raz o nim słyszałem od Piotra Śwista, z którym startowali wspólnie w Anglii. Namawiał mnie na niego już w 2001 roku. Patrzyłem na jego statystyki, ale nie wziąłem jego kandydatury poważnie do startów w Ekstralidze - wspomina Stanisław Chomski, który był trenerem Magnusa Zetterstroema i w Stali Gorzów i w Wybrzeżu Gdańsk.

- Nie znałem go od strony sportowej, ale i przywódczej, która determinuje każdego kapitana. Gdy atakowaliśmy Ekstraligę w 2007 roku, przypomniałem sobie o nim, by nam pomógł w awansie. Był pierwszym zawodnikiem, którego namawiałem na pozostanie po awansie i pomoc w utrzymaniu. Miał wtedy propozycję z Gdańska i nie czuł się od razu przygotowany na ekstraligowe wyzwania. Podobnie postępował w Anglii, gdzie długo jeździł w niższych ligach. On chciał być liderem i z tym się lepiej czuł. Dopiero Maciej Polny namówił go w 2009 roku na pozostanie po awansie - dodał Chomski.

Stal Gorzów obok Wybrzeża Gdańsk ma najwięcej miejsca w sercu Zetterstroema. - To był wielki krok dla mojej kariery. Klub był bardzo profesjonalny, a Stanisław Chomski to najprawdopodobniej najlepszy trener z jakim współpracowałem. Doskonale pamiętam nasze mecze finałowe z drużyną z Ostrowa Wielkopolskiego i awans do Ekstraligi. Kibice bardzo mnie tam lubili i zawsze wspominam dobrze Stal - zauważył Zetterstroem.

Wcześniej zawodnik mógł bezproblemowo przejść się po każdym mieście, w którym startował. W Gorzowie Wielkopolskim tak łatwo nie było. - To tam zaczęła się moja kariera. Żużel stał się wówczas dla mnie czymś więcej. Czułem się jak gwiazda rocka, gdy tylko przychodziłem na stadion, chodziłem po centrum miasta, każdy chciał ode mnie autograf - stwierdził były żużlowiec.

Kierunek Gdańsk

Szczególne miejsce w CV Szweda ma Wybrzeże Gdańsk, w barwach którego jeździł przez sześć sezonów i zdobył w nich 874 punkty. To 14. najskuteczniejszy zawodnik w historii Wybrzeża, a drugi obcokrajowiec. - To zawsze był bardzo duży klub. Duże miasto, z wieloma turystami, jednak samo Wybrzeże ostatnio nie miało dużego szczęścia. Ja tutaj spotkałem w nim wielu świetnych ludzi i spędziłem bardzo fajny czas, ale klub nie osiągał sukcesów i tego mi zabrakło - przyznał Zetterstroem.

- Ostatni raz medale Wybrzeże zdobywało za czasów Tony'ego Rickardssona. To miasto i klub mają wielkie miejsce w moim sercu, wszyscy byli dla mnie mili. Lubię też Sopot i Gdynię, plażę, Morze Bałtyckie jest cieplejsze niż w Szwecji. Do tego było to dla mnie bardzo fajne pod względem logistycznym. Zaoszczędziłem dużo czasu ze względu na prom z Gdyni do Karlskrony i lotnisko z dobrymi połączeniami - zauważył praktyczne plusy pobytu nad polskim morzem.

W Gdańsku znów mógł poczuć się anonimowo. - Coś co różni takie miasta jak Gorzów czy Zielona Góra od Gdańska jest to, że ze względu na to że to wielkie miasto z wieloma turystami, mogłem przejść się po centrum, pójść na plażę i nikt nie pokazywał mnie palcami. Czekam na koniec koronawirusa, by móc znów przyjechać do Gdańska - przyznał.

40-letni debiutant

W barwach Wybrzeża Zetterstroem zadebiutował w Ekstralidze, zaliczył też jedyny pełny sezon w Grand Prix - jako 40-latek! Zajął 13. miejsce, zdobywając 74 punkty w 11 rundach. Zdecydowanie nie odstawał od reszty stawki. - Na początku gdy zacząłem startować w Grand Prix, inni zawodnicy pomyśleli: to tylko Zorro, on nie ma szans - wspomniał po dekadzie.

- Mój pierwszy turniej był w Lesznie i zdobyłem tylko cztery punkty. W dwóch kolejnych zdobywałem już 9 i 11, inni zaczęli się mnie nieco bać. Byłem traktowany w Grand Prix bardzo dobrze, nie było żużlowców z którymi mocno walczyliśmy. Mam z tyłu głowy tyle anegdot z tego czasu, a niczego nie mogę sobie przypomnieć. Tak to jest, jak dzwoni się do starego żużlowca, pamięć już nie ta - dodał w swoim stylu Zetterstroem.

Jazda w Grand Prix była tematem, na który bardzo często Szwed rozmawiał ze swoim ówczesnym trenerem. - On realizował marzenia. Zawsze mówił, że chce awansować do Grand Prix, w którym chciał się sprawdzić. Zaczął się nakręcać i przychodziły coraz lepsze biegi. To kosztowało go sporo wysiłku i wyczerpania fizycznego i psychicznego, o czym rozmawialiśmy szczerze i bezpośrednio - przyznał Stanisław Chomski.

- To był kawał zakapiora w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Spełnił swoje marzenia i zaistniał w cyklu Grand Prix. Był przywiązany do barw klubu, który bronił. Ważne były dla niego relacje międzyludzkie i potrafił zmobilizować zawodników do skutecznej, agresywnej jazdy. Znał miejsce w szeregu i wiedział kiedy można pofolgować, kiedy ważna jest praca i skupienie. Miał cechy przywódcze, dlatego tak często był kapitanem. To zawodnik, dla którego znalazłbym miejsce w swojej drużynie marzeń - podsumowuje Stanisław Chomski.

Żyje tak, by kochać swoje życie

Stanisław Chomski zdradził też, że jednym z ulubionych słów używanych przez Zorra w parku maszyn było "pamparampa". Odniósł się do tego Szwed. - Zawsze gdy byliśmy na odprawie przed ważnymi biegami i trener Chomski mnie mobilizował, że muszę zdobyć punkty, odpowiadałem mu: Tak, wiem, nie mogę jechać "pamparampa", tylko na "full gaz". To rozluźniało całą atmosferę - wspomniał Zetterstroem ze śmiechem w głosie.

Po zakończeniu kariery, Magnus Zetterstroem zajął się biznesem. - Kocham moje życie, które mam teraz. Jestem współwłaścicielem salonu samochodowego marki Kia w Eskilstunie. To bardzo popularna marka w ostatnim czasie. Kocham tę pracę, mogę ją porównać do żużla. Gdy wygrywałem biegi, czułem tę adrenalinę i radość. Teraz podobnie czuję się gdy coś wygram zawodowo, podpiszę ważny kontrakt. Każdy nowy klient czy kontrakt to nowe wyzwanie, tak jakby długotrwała adrenalina - powiedział były żużlowiec z takimi emocjami w głosie, jakby szykował się do biegu w Grand Prix. Zorro pozostał Zorrem.

Magnus Zetterstroem w Polsce odjechał 190 spotkań. W latach 1999-2016 reprezentował w Polsce barwy klubów z Lublina, Rybnika, Gorzowa Wielkopolskiego, Grudziądza, Gniezna, Gdańska oraz Łodzi.

Michał Gałęzewski

Czytaj także: 
Telewizja cenna w dobie pandemii
Gollob wraca do codziennego życia

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy wspominasz pozytywnie osobę Magnusa Zetterstroema?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×