Koronawirus i trzęsienie ziemi. Chorwacja dostała dwa potężne ciosy naraz. Straty liczone w milionach (wywiad)

- Szkoły są pozamykane, mamy restrykcje w sklepach, wszyscy noszą maseczki - chorwacki żużlowiec Jurica Pavlic mówi, jak jego kraj walczy z koronawirusem.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Jurica Pavlic WP SportoweFakty / Tomasz Kordys / Na zdjęciu: Jurica Pavlic
Kamil Hynek, WP SportoweFakty: Przebywa pan obecnie w rodzinnej Chorwacji, to oznacza, że dom w Lesznie poszedł pod młotek?

Jurica Pavlic, zawodnik Car Gwarant Startu Gniezno: W żadnym wypadku. Może kiedyś rzeczywiście go sprzedam, był nawet taki plan, gdy zawiesiłem karierę i myślałem, że już nie wrócę do żużla, ale miłość do speedwaya zwyciężyła i od ośmiu lat nic się nie zmieniło. Przekalkulowałem, że lepiej nadal spłacać kredyt i mieć w Polsce własny kąt niż za każdym razem, przy okazji podróży do waszego kraju brać hotel.

Nie będzie miał pan zatem kłopotu, żeby w przypadku startu ligi dać się skoszarować i odbyć dwutygodniową kwarantannę. Rodzina będzie panu towarzyszyła?

Raczej nie ciągnąłbym jej z sobą. Pewnie przyjechałbym do Polski co najmniej miesiąc wcześniej, żeby na spokojnie się wyizolować i podjąć treningi.

W walce z koronawirusem np. na tle Polski nieźle wyglądacie jako naród (na piątek, godz. 17:00 w Chorwacji zanotowano 2009 zakażeń i 51 zgonów). Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że jesteście dużo mniejszym państwem.

Chorwacja jest dziesięć razy mniejsza, więc to rozprzestrzenianie zarazy idzie wolniej. Nie jest jednak źle, trzymamy się. Zgonów też jest niewiele i wszystkie w znacznej większości dosięgają osób starszych, powyżej sześćdziesiątego piątego roku życia.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Cugowski: Żużel jest sportem, który powinien najszybciej wrócić na stadiony

Pan pochodzi z Gorican, czyli miasta położonego zaraz za granicą z Węgrami. Statystycznie tam sytuacja z COVID-19 może nastrajać optymizmem. Proszę podać waszą receptę na skuteczną obronę przed zachorowaniami?

Sklepy są otwarte krócej, z reguły do siedemnastej. Na wejściu do sali sprzedaży stoi ochroniarz i wpuszcza maksymalnie piętnaście osób. Obowiązkowo na twarz musi być założona maseczka, a na dłonie ubrane rękawiczki. W użyciu często jest też płyn dezynfekujący. Parki i szkoły są pozamykane. Aby wyjść na ulicę, potrzebujesz pisemnej zgody. Generalnie chodzi w tym przypadku o ludzi, którzy nie mogą pracować zdalnie i potrzebują się przemieszczać. Wydaje mi się, iż nie odbiegamy od innych państw, tych zakazów nadal jest sporo. Staramy się ich przestrzegać, ale zdarza się, że znajdziemy i otwarty bar, albo kawiarnię.

Granice pozamykane.

Tak, choć wyjątek stanowią firmy transportowe. Im ten swobodny przepływ jest umożliwiony, ale właściwie tylko w jedną stronę. Przy powrocie dostawcy natychmiast są odsyłani na czternastodniową kwarantannę.

Zakazy będą stopniowo znoszone, czy nie zanosi na to w najbliższej przyszłości?

Z tego co słyszałem w mediach, kolejne trzy tygodnie nie przyniosą poluzowania obostrzeń. Placówki edukacyjne funkcjonują online lub nauczanie odbywa się za pośrednictwem telewizji.

A jak pan odnajduje się w tych smutnych dla społeczeństwa realiach. Pół żartem pół serio ma pan koło domu pełnowymiarowy tor. Mógłby pan w każdej chwili odpalić motocykl i pokręcić kilka kółek.

Województwo, któremu podlegam, nie jest szczególnie liczne. Jest nas ok. 120 tys. Liczba zakażeń oscyluje wokół dziesięciu i naprawdę nie doświadczam atmosfery strachu. Powiem szczerze, że ja w ogóle nie czuję pandemii. Prowadzę firmę i dysponuję wszelkimi pozwoleniami. Jestem szczęściarzem, posiadam piękny obiekt, ale jeśli mam być z panem szczery, na żużlu nie jeździłem odkąd klub z Gniezna wrócił z przedsezonowych jazd do Polski. Nie widzę w tym głębszego sensu, skoro nie wiemy, czy 1. LŻ ruszy, a jeśli już dostaniemy taki sygnał, wystarczą nam dwa tygodnie, żeby odpowiednio się przygotować.

Zostają metody chałupnicze. Trening w czterech ścianach, albo bieganie w okolicy.

Wokół stadionu jest mnóstwo fajnego i przyjemnego terenu, więc jak najbardziej w pojedynkę kości rozprostowuję. Ważne, aby nie uprawiać sportu w grupach.

Służba zdrowia staje na wysokości zadania?

Używanych jest zaledwie pięć proc. respiratorów. Nasz minister zdrowia wykonuje kawał roboty, trzyma rękę na pulsie, wszyscy go chwalą, ale w istocie jest za co.

Zastanawiam się, czy w obliczu tragicznej sytuacji we Włoszech i Hiszpanii Chorwacja może być tegorocznym hitem wakacji. Gdybym miał do wyboru urlop w tych trzech państwach, moje wskazanie byłoby jednoznaczne. 

Nasz kraj zarabiał bardzo dużo na turystyce i odprowadzaniu z niej podatków. Obawiam się, że tendencja będzie odwrotna, a wtedy gospodarka niemiłosiernie oberwie. Straty będą ogromne.

Błyskawicznie zgasił pan mój optymizm. Byłem przekonany, że po tym, jak koronawirus zbiera śmiertelne żniwo właśnie np. na Półwyspie Apenińskim, wy paradoksalnie będziecie największymi wygranymi pandemii, a biura turystyczne szybko staną na nogi i będą oblegane przez turystów.

Nie chcę być złym prorokiem, ale jednak będę szedł w tę stronę, że Chorwacja na usługach turystycznych nie zarobi nic. Podstawowym problemem jest brak swobodnego przemieszczania się obcokrajowców. Z tego co się słyszy w środkach masowego przekazu nieprędko nastąpi u nas zniesienie przeróżnych blokad, z wpuszczeniem gości z zagranicy włącznie. Koronawirus zleje nam cztery litery silniej niż recesja w 2008 roku. To co było dwanaście lat temu, to jest nic w porównaniu do aktualnych wydarzeń.

Oprócz turystyki jest inna gałąź, która ucierpi podobnie solidnie?

Turystyka wykracza poza nawias. Normalnie już by zaczynała powoli rozkwitać i budzić się do życia. Suchą stopą przez zarazę nie przejdą ponadto puby, restauracje, lokale fryzjerskie, przeróżne branże luksusowe. W pierwszych tygodniach tsunami zwolnień dosięgnęło plus minus dwadzieścia tys. osób. Państwo zareagowało i będzie wypłacało każdej "stojącej" firmie 500-550 euro za jednego pracownika, tak aby zapobiec redukcji etatów. Ponadto należności podatkowe, opłaty kredytowe, leasingi są na razie w "zamrażarce" na trzy miesiące.

Z pana słów wynika, że państwo wyciągnęło pomocną dłoń do biznesu.

Jakby było mało kłopotów, miesiąc temu los wystawił nasz kraj na kolejną próbę. W Zagrzebiu odnotowaliśmy gwałtowne trzęsienie ziemi. Zniszczeniu uległo cztery i pół tys. budynków, bez dachu nad głową jest mnóstwo moich rodaków. Nie ma jeszcze dokładnych danych, bo koronawirus przykrywa nieco te informacje, ale wstępne straty już są liczone w milionach.

Dostaliście dwa potężne ciosy w niedalekim przedziale czasu. 

Myślę, że nam trudno sobie nawet uświadomić, co czują i z czym zmagają się osoby, które zostały dotknięte katastrofą. Wiedzą to tylko oni sami i ludzie z bliskiego otoczenia, sąsiedztwa, naoczni świadkowie.

Z Zagrzebia do Gorican jest rzut beretem.

Wstrząsy nastąpiły o 6:33 w niedzielę rano. Do stolicy mamy 100 km, ale były one na tyle silne, że aż się wybudziliśmy. Szczęśliwie żadnych szkód nie odnotowaliśmy.

Wspomniał pan na początku, że prowadzi swój interes. Połączył pan siły z tatą, czy poszedł pan na swoje?

Ojciec ma swoją firmą Asfalt Beton Pavlic, robi drogi, elementy betonowe i tego typu rzeczy, ja natomiast poszedłem w podobnym kierunku, ale też nie do końca.

Nie jesteście dla siebie konkurencją?

Absolutnie. Wolałem jednak pójść własną ścieżką i patrzeć dalekosiężnie. Sport nauczył mnie, że dziś jesteś, a jutro cię nie ma. Jedna kontuzja, dołek formy, albo coś, na co nie mamy wpływu, tak jak COVID-19 i robi się nieciekawie, dlatego warto się zabezpieczyć.

Z żużla trudno wyżyć?

Jeżeli jesteś zawodnikiem z czołówki i utrzymujesz się na niej dobrych kilka lat, odłożysz na kupkę fajne pieniądze. Ja jednak cieszę się, że pięć lat temu postanowiłem otworzyć własną działalność, która nieźle prosperuje i koronawirus na nią nie oddziałuje.

Uprzedził pan moje kolejne pytanie. Ze świecą szukać człowieka, który prowadzi firmę i bez zająknięcia opowiada, że jemu wirus nie wyrządza szkody. Pan to jest chyba w czepku urodzony.

Roboty jest pełno. Umowy, zlecenia są wykonywane na bieżąco. Pieniądze otrzymują w terminie. Zero perturbacji. Musimy się tylko pilnować i kibicować, żeby pandemia chyliła się w kierunku powolnego wygaszania.

Wnioskuję w takim razie, że pana pracownicy mogą spać spokojnie.

Wszystko kręci się normalnym tokiem. Nikt nie musi się trząść ze strachu, że za chwilę wyląduje na bruku lub nie zobaczy wypłaty.

Ilu osób pan zatrudnia?

Dziesięć. Wśród nich znajduje się jeden Polak. W sezonie jest w moim teamie mechanikiem. Wiem, że sporo dyskutuje się o renegocjacjach kontraktów, wyrzucaniu członków zespołów, ale ja nie dam mu zrobić krzywdy. Jesteśmy bez przerwy w kontakcie. Mam nadzieję, że niedługo zaczniemy ściganie i sprawa się sama rozwiąże, a jak nie, to coś wykombinujemy. Nie jest przecież winien sytuacji z koronawirusem, sam również ma rodzinę na utrzymaniu.

Dochodowa firma i pokaźne zaplecze finansowe w czasach pandemii, to wyjątkowy atut. Będzie pan skłonny usiąść do stołu i pogadać o nowych, obniżonych stawkach? 

Odkąd pamiętam o wszystko muszę zawzięcie walczyć sam. Jestem sobie sterem i okrętem. Nie mam żadnego sponsora zagranicznego. Postanowiłem, że dwuletnią przerwę od występów w Polsce przeznaczę na założenie firmy i sam siebie będę wspierał materialnie. Idąc tym tropem, nikt nie będzie mi stał nad uszami, wywierał na mnie presji i ciśnienia. Jak mi pójdzie do kitu, to co? Sam inwestuję w swoją osobą, sam robię sobie krzywdę. Proste.

To duży komfort wstawać każdego dnia ze świadomością, że nie ma znaczenia i drżenia o to, czy żużel się zacznie, czy nie.

Są wartości, których nie da się przeliczyć na kasę. Dla mnie wyjazd do każdego wyścigu jest potężnym zastrzykiem adrenaliny. Stanem trudnym do opisania. Gdy siedzę w domu i słyszę na zewnątrz motocyklistę, aż mnie korci, żeby wstać, wyrwać się z krzesła i za nim pobiec. Zarobek w żużlu jest u mnie na dalszym planie.

Bylibyście w stanie rzucić organizatorom Grand Prix koło ratunkowe i w przeciągu paru dni zorganizować np. jednodniowy turniej IMŚ, albo chociaż którąś z rund na wypadek gdyby z terminarza definitywnie wypadła jakaś lokalizacja?

Jeżeli dostalibyśmy od rządu zgodę na organizację imprez masowych, absolutnie nie widzę przeciwwskazań. Zapraszamy choćby jutro. Dbamy o obiekt i spełniamy najwyższe standardy infrastrukturalne. Nie my jednak pociągamy za najważniejsze sznurki. To samo tyczy się rundy SEC zaplanowanej na sierpień.

Podjęlibyście rękawicę, gdyby powiedziano wam: okej, macie zielone światło, ale podstawowy warunek, to puszczenie zawodów przy pustych trybunach.

Nigdy nie występowałem przed gołymi ścianami i trudno mi to sobie zobrazować. To byłby raczej przygnębiający widok, ciężko byłoby się nawet skoncentrować i nakierowywać emocje na to, że bierzesz udział w turnieju najwyższej rangi. Poza tym u nas bilety są trzy razy tańsze niż w Polsce. Nie nastawiamy się na dochód, dajemy radę załatwić sponsorów, dzięki czemu minimalizujemy straty. Bez fanów, rachując na szybko, bylibyśmy w plecy ok. kilkudziesięciu tysięcy euro. W położeniu, w jakim znalazło się społeczeństwo, każdy stara się odkładać coś na czarną godzinę, a nie wydawać środki na lewo i prawo. Na dodatek, gdy nic nas do tego nie przymusza. Mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Do końca roku jesteśmy zobligowani uważnie śledzić branżę budowlaną. 2021 rok to jednak ogromny znak zapytania. Wtedy naprawdę mogą wyjść gospodarcze bolączki Chorwacji, a naszym głównym zadaniem będzie, jak najdokładniej się na tę ewentualność ochronić i wyeliminować elementy zaskoczenia.

CZYTAJ TAKŻE: Dowhan: Nie zwalniam, choć tarcza słaba, a bank ponagla
CZYTAJ TAKŻE: Boniek poszedł do premiera i sport wraca

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×