Żużel. Niezapomniane mecze. Cyrk po wielkiej tragedii. Derby w cieniu śmierci Lee Richardsona

Zdjęcie okładkowe artykułu: Andreas Jonsson przed Piotrem Protasiewiczem
Andreas Jonsson przed Piotrem Protasiewiczem
zdjęcie autora artykułu

Najpierw stała się wielka tragedia, później byliśmy świadkami wielkiego cyrku. Mecz Stal Gorzów - Falubaz Zielona Góra z 13 maja przeszedł do niechlubnej historii polskiego żużla.

13 maja 2012 roku. Mecz Betard Sparta Wrocław - Stal Rzeszów. W 3. biegu, na prostej przeciwległej do startu, Lee Richardson zahaczył o tylne koło motocykla Tomasza Jędrzejaka i z pełnym impetem uderzył w bandę. Anglik został przewieziony do szpitala, tam zmarł na stole operacyjnym. Miał 33 lata.

Mecz dokończono. Sparta wygrała 50:39. Kilkadziesiąt minut później ruszyło kolejne spotkanie rundy - lubuskie derby między Stalą Gorzów a Falubazem Zielona Góra.

Tragiczne wieści

Po zakończonym remisem 3:3 siódmym biegu na tablicy widniał wynik 26:16 na korzyść gorzowian. Wtedy komentujący to spotkanie w TVP Sport Rafał Darżynkiewicz przekazał fatalne informacje.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Sportowcy bez planu na najbliższe dni. "Pełen trening nie ma sensu"

- To wielka tragedia, jeśli chodzi o żużel i sport. W wyniku wypadku we Wrocławiu, po którym do szpitala został przewieziony Lee Richardson, Brytyjczyk zmarł podczas operacji. To wielki dramat. Nie wiem, dlaczego kibice podczas lubuskich derbów nie usłyszeli jeszcze tej informacji od spikera - mówił Darżynkiewicz.

Gdy zszokowany komentator, nie dowierzając w to co mówi, przekazywał telewidzom informację o śmierci angielskiego żużlowca, na trybunach stadionu im. Edwarda Jancarza w Gorzowie trwała zabawa jakby nigdy nic. Kibice skakali w rytm "labado", na torze trwała kosmetyka.

Minęło kilka chwil, żużlowcy wyjechali do 8. biegu, padł kolejny w spotkaniu remis, na tablicy 29:19.

W tym momencie sędzia Marek Wojaczek udał się do parku maszyn. Tam zaprosił zawodników i sztaby szkoleniowe do klubowego budynku, przekazując fatalne wieści z Wrocławia. Z trybun rozległy się okrzyki "Lee Richardson".

Najpierw tragedia...

Gdy żużlowcy nie mogli zakodować w głowach informacji otrzymanych od arbitra, informacji o śmierci ich kolegi z toru, zamiast okrzyków ku czci zmarłego żużlowca, z gorzowskiej części trybun poleciało gromkie "jedziemy, jedziemy". Tak, jakby nic się nie stało.

- Po konsultacji z zawodnikami i kierownictwem obu ekip, oddamy cześć zawodnikowi Lee Richardsonowi minutą ciszy. Po chwili, gdy wszyscy ochłoniemy, będziemy te zawody kontynuować. Taka jest wola wszystkich obecnych w parku maszyn - mówił przed kamerą TVP Sport sędzia Wojaczek.

Sęk w tym, że w parku maszyn takiej jednomyślności nie było. - Teraz nikt z nas nie myśli o żużlu i ściganiu. Stała się wielka tragedia, odszedł jeden z naszych kolegów z toru. Nie możemy się otrząsnąć - komentował Piotr Protasiewicz, który został zaproszony przed kamerę tuż po arbitrze Wojaczku.

Zapadła decyzja: zawody będą kontynuowane.  - Bądźmy ludzcy, zrozumiejmy tragedię. Jeśli ktoś chce jechać, niech jedzie. My tego meczu komentować nie będziemy - przekazał w imieniu swoim i współkomentującego lubuskie derby Krzysztofa Cegielskiego Rafał Darżynkiewicz. Cisza nastała jednak tylko ze strony komentatorów. W parku maszyn, a także na torze, tak cicho już nie było.

...później cyrk

Sędzia Wojaczek wrócił na wieżyczkę sędziowską, rozegrano dwa kolejne wyścigi, w obu żużlowcy Stali Gorzów wygrali po 5:1. Wtedy do parku maszyn wparował Robert Dowhan.

- Nie róbcie popeliny, k****, nie jedźcie. Cała Polska mi na*******. Ściągać czapki, nie wyjeżdżamy - wykrzyczał były prezes Falubazu. - Co najwyżej mogą was za dwie minuty wykluczyć - dodawał.

Właśnie taki scenariusz miał 11. bieg, w którym pod taśmą zameldowali się jedynie gorzowianie. Później wyścigi oglądaliśmy już tylko na dystansie park maszyn - budka telefoniczna. Małą wojenkę przy słuchawce zakończył dopiero sędzia Wojaczek, ponownie pojawiając się w parkingu.

- Odmawiacie mi startu. Kłamiecie panowie, wszyscy stracicie licencje, bo mnie nie oszukujecie. Panowie robicie szopkę. Panowie robicie sobie jaja ze mnie! - grzmiał do zielonogórskiego obozu sędzia Wojaczek. - Niech pan włącza zielone światło, my cały czas jesteśmy gotowi. A że mamy niedomagania sprzętowe... - ripostowali przedstawiciele Falubazu.

Dopiero po telefonicznej rozmowie Marka Wojaczka z szefem ligi, stało się to, co powinno stać się niezwłocznie po ukazaniu się informacji o śmierci Lee Richardsona.- W związku z taką postawą przede wszystkim drużyny gości, zawody są w tym momencie odwołane - powiedział Wojaczek.

Zobacz też: Żużel. Wiemy, co rozzłościło zawodników mistrza Polski. Poszło o treść pisma od prezesa zarządu Koronawirus. Cisi bohaterowie czasów zarazy. Żużlowi amatorzy dowożą lekarstwa

Źródło artykułu:
Komentarze (13)
avatar
Kazimierz Klimek
16.04.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Odmawiacie mi startu. Kłamiecie panowie, wszyscy stracicie licencje, bo mnie nie oszukujecie" Czytaj całość
avatar
Kazimierz Klimek
16.04.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
widze, ze moj komentarz zostal usuniety nawet bez pozostawienia tego faktu Czytaj całość
avatar
Grzegorz Stilgar Wojtyło
15.04.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Bez sensu ten artykuł . Nie bardzo rozumiem co ma on na celu ?  
avatar
smok
15.04.2020
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Z tego co pamiętam Dowhan chciał ugrać dobry wynik, ale jak Falubaz dostał dwa razy po 5-1 to zleciał na dół i kazał chłopakom nie jechać. Chciał w ten sposób wykorzystać śmierć Lee. Pamiętam j Czytaj całość
avatar
SpartyFan
15.04.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
#komentarzusuniety