Żużel. PGE Ekstraliga i PZM nie mogą narzucić obniżki kontraktów? Prawnik zabrał głos
PGE Ekstraliga wysłała list do zawodników, w którym napisała, że obniżenie kontraktów jest nieuniknione. Niektórzy twierdzą, że organ zarządzający rozgrywkami powinien załatwić to za kluby. Prawnik zwraca jednak uwagę, że może być z tym problem.
- Tak zwana specustawa dotycząca COVID-19 nie reguluje wpływu epidemii na obowiązywanie umów cywilnoprawnych, w tym kontraktów sportowych. W takim wypadku musimy odwołać się do ogólnych zasad prawa, a te każą postawić tezę, że nie ma możliwości, żeby kluby, czy jakiekolwiek inne podmioty poza sądami, jednostronnie zmieniały treść kontraktów - mówi nam Przemysław Nasiukiewicz, radca prawny, specjalista z zakresu prawa sportowego i żużlowy menedżer.
Nasz ekspert zwraca uwagę, że do obniżenia stawek wynagrodzenia przysługującego zawodnikom za zdobyte punkty potrzeba albo porozumienia stron, czyli zgody zarówno klubu, jak i zawodnika, albo ingerencji w kontrakt dokonanej przez sąd. - Przepisy polskiego prawa przewidują możliwość ingerencji w obowiązujące kontrakty na wypadek np. pandemii, czy innej nadzwyczajnej zmiany stosunków, gdyby spełnienie świadczenia (np. zapłata przez kluby wynagrodzenia w uprzednio ustalonej przez strony kwocie) byłoby połączone z nadmiernymi trudnościami albo groziłoby klubowi rażącą stratą. Skorzystanie przez kluby z tego przepisu nie jest jednak takie proste, albowiem wymaga wytoczenia powództwa przed sądem. Wydaje się więc, że porozumienie stron jest obecnie jedynym racjonalnym sposobem wprowadzania zmian w kontraktach - podkreśla Nasiukiewicz, który na co dzień reprezentuje interesy wielu żużlowców. Jego zdaniem zawodnicy podejdą do tematu ze zrozumieniem i będą gotowi do ustępstw.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams- Staram się rozumieć argumenty płynące z klubów. Część sponsorów prawdopodobnie wycofa się lub zmniejszy finansowanie. Podobnie może być z samorządami, przez co budżety mogą zostać uszczuplone. Jednak trzeba także wsłuchać się w racje zawodników, bez których ten sport nie istnieje i na tej podstawie starać się wypracować kompromisowe i akceptowane przez wszystkich rozwiązanie - podkreśla.
- Do tej pory żużel był w naszym kraju sportem profesjonalnym, w tym sensie, że 95 proc. żużlowców uprawiała tę dyscyplinę jako swój zawód, z którego się utrzymywała. Tych, którzy pochopnie proponują odwołanie ligi lub odgórne cięcia stawek za punkty proszę, aby zadali sobie pytanie, co zrobiliby w sytuacji, gdyby dowiedzieli się, że nie mogą wykonywać swojego zawodu przez najbliższy rok i przez ten czas nie otrzymają żadnego wynagrodzenia, albo otrzymali propozycję obniżenia wynagrodzenia, które nie pozwoli pokryć kosztów wykonywania zawodu, o utrzymaniu nawet nie mówiąc? - pyta Nasiukiewicz i po chwili sam udziela odpowiedzi.
- Ja na pewno zmieniłbym zawód. Poszedłbym do innej pracy. Myślę, że większość żużlowców zrobi to samo. Nie stać ich na utrzymanie siebie, swoich rodzin i teamów bez bieżącego przychodu na racjonalnym poziomie. Szczególnie myślę tu o dziesiątkach zawodników z 1. i 2. ligi. Z kolei, sądzę, że duża część z nich, w sytuacji, gdy zaczną zarabiać w innych obszarach, nie wróci już do żużla. Zresztą, przemyślenia o zakończeniu kariery słyszałem już od co najmniej kilku zawodników. Aby nie wylać dziecka z kąpielą, warto więc pomyśleć nad akceptowanym przez wszystkich rozwiązaniem. Jeśli list PGE Ekstraligi do zawodników jest zainicjowaniem dialogu z żużlowcami, to dyscyplinie może wyjść tylko na korzyść - podsumowuje Nasiukiewicz.
Zobacz także:
Nasz dziennikarz na froncie. "Ratownikiem może zostać każdy"
Lekarz GKM-u Grudziądz na pierwszej linii frontu
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>