Nowe życie żużlowych imigrantów. Na meczu Ekstraligi prawie polały się łzy szczęścia
Czy można kochać żużel tak bardzo, żeby przeprowadzić się dla niego do innego kraju i zacząć nowe życie? Można. Pokazują to historie Kévina Sarlata z Francji i Pétera Szilágyiego z Węgier. Obu czarny sport sprowadził do Polski na stałe.
- Moi dziadkowie i rodzice chodzili na zawody na długim torze, więc praktycznie od małego kręciłem się już na stadionach. W 2010 roku zacząłem zajmować się fotografią, a dzięki temu złapałem kontakt z zawodnikami oraz mechanikami i odkryłem, że to co oglądałem przez 17 lat na krajowym podwórku było dalekie od najwyższego możliwego poziomu. Moim idolem był Mathieu Tresarrieu. Dla mnie to był najlepszy zawodnik na świecie, ale dotarło do mnie, że jeździ też w Wielkiej Brytanii i jest średniakiem, w średniej drużynie. Dla mnie to był szok - opowiada Kévin.
- Zacząłem oglądać ligę brytyjską, a w 2012 roku polską Ekstraligę. To był początek niesamowitej historii. Odtąd co niedzielę, od godz. 14 do 21, oglądałem mecze żużlowe na wątpliwej jakości streamach. 7 lipca 2013 roku w końcu pojawiłem się w Polsce, na meczu Włókniarza z Apatorem. Udało mi się zdobyć opaskę i byłem w parku maszyn przed meczem. Tomasz Gollob, Darcy Ward, Grigorij Łaguta - zobaczyłem na żywo wszystkich zawodników, których dotąd widziałem tylko w internecie. Kiedy skończył się pierwszy wyścig, prawie popłakaliśmy się z moim najlepszym przyjacielem!
ZOBACZ WIDEO: Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w PolsceW czasie 5-letniego pobytu w Polsce Kévin nie próżnował. - Byłem na prawie wszystkich stadionach żużlowych, został mi już tylko ten w Gdańsku. Mam nadzieję, że w tym roku uda mi się to nadrobić. Nie podróżuję teraz dużo, bo brakuje mi wolnego czasu. W tym roku zamierzam robić zdjęcia głównie w Poznaniu i Gnieźnie, ale na pewno pojadę zobaczyć jakieś mecze PGE Ekstraligi. Mam duże plany związane z 2021 rokiem, ale na razie nie mogę powiedzieć nic więcej. Myślę, że za jakiś czas wszyscy o tym usłyszą - dodaje.
Kévin lubi wyzwania i ambitne projekty, więc można mu wierzyć, że to faktycznie będzie coś dużego. W końcu wywrócenie życia do góry nogami i przeprowadzka do Polski z pewnością nie była czymś łatwym. W trakcie swojego pobytu tutaj zdołał już napisać książkę o... historii polskiej piłki nożnej w latach 1886-1946! Na razie po francusku.
Zobacz zdjęcia Kévina Sarlata z zawodów na długim torze! (GALERIA)
U Pétera Szilágyiego przygoda z żużlem zaczęła się podobnie jak u Kévina Sarlata - dzięki rodzinie. - Dziadek z ojcem chodzili na zawody do Debreczyna, potem tato zaczął chodzić z mamą. Ja na żużlu pojawiłem się jeszcze jako dzieciak w wózku. Mój rodzinny dom sąsiaduje ze stadionem, byłem tam więc zawsze kiedy tylko warczały motocykle. Z rodziną często podróżowaliśmy na turnieje Grand Prix i mecze Ekstraligi. Wiele razy byłem w Krško, Pradze, Žarnovicy, Tarnowie czy Rzeszowie - opowiada.
Zawody w dwóch ostatnich ośrodkach wywoływały u niego dodatkowe emocje. - Polski żużel jest dla mnie czymś specjalnym. Zawsze lubiłem przyjeżdżać do was na speedway, bo to było coś innego. Obsada, walka na torze, poziom zawodów, atmosfera, pasja u kibiców na trybunach itd. To wszystko, to był po prostu inny poziom. W związku z tym zacząłem interesować się polską kulturą, czytać polskie portale żużlowe oraz szukać możliwości studiowania w Polsce. Okazało się, że uniwersytety w Debreczynie i Wrocławiu współpracują, więc mogłem przenieść się do Polski i tutaj kontynuować studia magisterskie - tłumaczy.
- To już rok odkąd się przeprowadziłem i czuję się naprawdę szczęśliwy w Polsce. Początki nie były łatwe, a bariera językowa była przeszkodą, ale odkryłem, że polska i węgierska kultura są całkiem podobne. Lubię poznawać Polaków, kulturę, kuchnię i język. Chciałbym rozumieć więcej, dlatego dwa razy w tygodniu chodzę na lekcje polskiego. Wrocław to wspaniałe miasto, dynamiczne i wielokulturowe, z bogatym życiem studenckim i żużlowym - zachwala Péter.
Węgrowi bardzo zależy na popularyzacji czarnego sportu zwłaszcza w jego ojczyźnie, gdzie kondycja żużla, delikatnie mówiąc, nie jest najlepsza. - W 2015 roku założyłem stronę salakpor.blogspot.com. Piszę artykuły o węgierskim żużlu i wrzucam moje zdjęcia z różnych zawodów. Założyłem też węgierską żużlową grupę dyskusyjną, która zrzesza prawie 1400 osób - mówi.
Zobacz zdjęcia Pétera Szilágyiego z zawodów żużlowych! (GALERIA)
- Po "złotej erze" węgierskiego żużla nie zostało wiele. Znikają kluby, tory, a zawodników jest mało. W szkole zawsze musiałem tłumaczyć znajomym czym jest żużel. Postanowiłem więc zrobić coś, żeby mówiło się o nim więcej. To taka moja misja - tłumaczy.
Historie Kévina i Pétera z pewnością mogą inspirować. Lubimy narzekać na rodzimy speedway, na regulaminy, tory i nie tylko, nie doceniając chyba produktu, który mamy. Można odnieść wrażenie, że czasami robi on większe wrażenie na obcokrajowcach, niż na nas samych. A pomimo wielu niedoskonałości, mamy przecież najlepiej rozwinięte rozgrywki na świecie. Warto o tym pamiętać, bo za granicą pewnie wiele by za nie dali.
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.