Żużel. Piotr Świderski o zmianach zasad kwalifikacji do GP. "Awans mistrza świata juniorów i mniej dzikich kart"

System kwalifikacji do Grand Prix uległ zmianom. Bezpieczna pierwsza szóstka, nadal trzech najlepszych z eliminacji, aż pięć stałych dzikich kart oraz awans dla mistrza Europy. - Możliwości awansu nie jest zbyt dużo - mówi Piotr Świderski.

Tomasz Janiszewski
Tomasz Janiszewski
Mikkel Michelsen WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Mikkel Michelsen
Przypomnijmy, że w sobotę ogłoszono zmiany, do jakich dojdzie w cyklu Grand Prix już od sezonu 2020. Dotyczą one zasad punktacji w pojedynczych turniejach, a także systemu kwalifikacji do następnych edycji IMŚ. Piotr Świderski twierdzi, że dobrym pomysłem jest nagrodzenie awansem indywidualnego mistrza Europy. - Zmiany są raczej pozytywne. To będzie dodatkowy bodziec dla tych, którzy startują w SEC. Eliminacji jest mało, bo z Challenge'u awansuje tylko trójka, a zająć te pierwsze miejsca też nie jest łatwo - mówi nasz rozmówca.

Od razu dodaje, że trudno jest się teraz przebić do światowej czołówki. - Możliwości awansu dla tych zawodników, którzy dobijają się do cyklu, nie jest dużo. Dla nich jest trudniej. Starzy wyjadacze mają łatwiej, bo albo mogą się utrzymać, albo dostać dzikie karty, czego najlepszym przykładem jest Greg Hancock. Rok nie jeździł, a z marszu dostał zaproszenie na kolejny sezon - przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty.

CZYTAJ WIĘCEJ: Niesamowita historia i zbiegi okoliczności. Oto idea żużla w Przemyślu

Co ciekawe, Świderski proponuje, by premiować awansem do GP także indywidualnego mistrza świata juniorów (taki przepis miał miejsce w latach 1995-1999 - przyp. red.). - Nie wiem, dlaczego kiedyś się z tego wycofano. Tego mi trochę brakuje. Młodzi mają duże umiejętności i są bardzo ambitni. Jak najbardziej mogliby powalczyć w cyklu - mówi ekspert nSport+.

Pierwszy raz w historii grupa zawodników z automatycznym awansem do kolejnej edycji będzie tak wąska i liczyć będzie tylko sześć nazwisk. Do pięciu z kolei zwiększono liczbę stałych dzikich kart, co powszechnie uznaje się za największą kontrowersję. - Zależy z której strony na to patrzeć. Więcej powinno dziać się na torze, a mniej powinno być przyznawanych dzikich kart. Nie byłoby wtedy przydzielania tych samych nazwisk. Byłaby to jakaś mieszanka. Rotacja byłaby większa, gdyby więcej zawodników wchodziło z Challenge'u. Niech byłoby ich nawet pięciu, do tego dwie dzikie karty oraz mistrzowie SEC i IMŚJ - stwierdza nasz rozmówca.

CZYTAJ WIĘCEJ: Stal Gorzów w domu Erika Gundersena. Tam podpisali pierwszy kontrakt

Obecna umowa BSI na prawa do organizacji Grand Prix kończy się w 2021 roku. Niektórzy zarzucają, że brytyjska firma, słysząc o konkurentach w walce o kontrakt z FIM (apetyt ma amerykańskie Discovery), chciała pokazać, że ma pomysły na uatrakcyjnienie zawodów. - Za mało było tych zmian, ale lepiej późno niż wcale. W ostatnich tygodniach były poruszane tematy zarobków, dzikich kart, teraz punktacji. Mało się dzieje w tym cyklu, który stał się taki trochę monotonny. Dobrze, że chociaż na koniec coś się wydarzyło i są próby, by to się zmieniło - kończy były żużlowiec m.in. klubów z Wrocławia, Gorzowa i Tarnowa.

ZOBACZ WIDEO Przepis na sukces Wiktora Lamparta. Junior Motoru przeszedł na wegetarianizm


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Ile stałych dzikich kart powinny przyznawać światowe władze, które mają prawa do organizacji cyklu Grand Prix?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×