Grzegorz Zengota. Długa prosta: Kangury są waleczne nie tylko na torze (felieton)
Australijska przygoda to nie tylko żużel, choć gdyby nie on pewnie tak szybko bym tam nie trafił. Kolacja w obrotowej wieży, czy drobna sprzeczka z kangurem te wspomnienia zostaną we mnie na długo – pisze w felietonie Grzegorz Zengota.
"Długa Prosta" to cykl felietonów Grzegorza Zengoty, żużlowca Ekantor.pl Falubaz Zielona Góra.
***
Wizyta w Australii była od zawsze moim wielkim marzeniem. Szczególnie w roli zawodnika, co jak na razie się nie udało, ale udało się w roli komentatora, co też ogromnie mnie cieszy. Prawda jest taka, że miałem tam lecieć z ekipą nSport+ już przed rokiem. Wizy, loty i inne takie miałem już wtedy załatwione. Niestety nastąpiły pewne zmiany i zostałem w Polsce. W tym roku jednak chłopaki pamiętali o mnie i marzenie udało się zrealizować. W samolocie znalazłem się z częścią mojego żużlowego teamu oraz dwójką znajomych. Podróż była długa, a jet lag dał o sobie mocno znać. Kiedy lądowaliśmy w Melbourne, zaczynał się wieczór natomiast w Polsce, w tym czasie wstawało słońce. To były trudne chwile, ale daliśmy radę.Dwa dni później udaliśmy się w podróż do Sydney. Naszymi opiekunami została dwójka naszych znajomych, czyli Izka i Witek, za co z całego serca im dziękujemy. Oprowadzili nas po wszystkich ciekawych zakątkach tego miasta łącznie ze słynną operą, mostem Harbor czy Bondi Beach. Warto tu wspomnieć, że wieczorem nasi przewodnicy zabrali nas na Sydney Tower Buffet - obrotową wieżę, w której mieści się restauracja. Całość ma ponad 300 metrów wysokości i można z niej podziwiać niesamowitą panoramę miasta.
Kolejnego dnia mieliśmy okazję podziwiać pasmo gór błękitnych. Robiły niesamowite wrażenie. Nie dało się tego objąć wzrokiem, a wzgórze trzech sióstr pięknie komponowało się błogą chwilą relaksu i odpoczynku po zakończonym sezonie. Przygodą kontynuowaliśmy w parku koala, w którym spotkaliśmy wszystkie ikony Australijskiego klimatu. Były psy dingo i misie koala. Nie zabrakło też kangurów. Z jednym z nich prawie nawiązałem regularną bitwę! Chciałem się ustawić do zdjęcia, a on wystrzelił we mnie sierpowego. Cios nie był mierzony na milimetry i obyło się bez interwencji lekarskiej. Ostatecznie szybko się dogadaliśmy, że chodzi tylko o fotkę i miłe zwierzątko idealnie zapozowało.Niestety wszystko, co dobre szybko się kończy. Podróż powrotną mieliśmy mocno podzieloną. Z Gold Coast wracaliśmy do Melbourne, a następnie do Abu Dabi. Stamtąd lotem na londyńskie główne lotnisko Heathrow, z którego musieliśmy się dostać autem na mniejsze Luton. Samolot stąd zabrał nas do Szczecina, z którego już samochodami trafiliśmy do swoich domów. Podróż trwała aż 47 godzin a ja przespałem po niej kolejne 15, aby się zregenerować.
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>