Nie chciał skończyć jak "warzywo". Nasz wielki mistrz powiedział "dość"

- Nie chciałem jeździć na wózku inwalidzkim, ani tym bardziej być "warzywem". Po trzecim uderzeniu głową w tor stwierdziłem, że trzeba skończyć z jazdą na żużlu - mówi Karol Ząbik w szczerej rozmowie z WP SportoweFakty.

Mateusz Lampart
Mateusz Lampart
Karol Ząbik wraz z ojcem, Janem / Karol Ząbik wraz z ojcem, Janem

Karol Ząbik to jeden z największych talentów w historii polskiego żużla. Niech najlepiej świadczy o tym fakt, że jako junior był czterokrotnym mistrzem świata (raz indywidualnie i trzy razy drużynowo) złotym i srebrnym medalistą mistrzostw Europy. W Polsce wygrywał gdzie chciał i jak chciał. Brylował też w rozgrywkach ligowych, zdobywając punkty dla macierzystego klubu z Torunia. Dziś mógłby być popularniejszy od Tomasza Golloba czy Jarosława Hampela. Niestety, jego niesamowitą karierę przerwały koszmarne kontuzje, po których zdecydował się zawiesić kombinezon na kołku. Po latach, w szczerym wywiadzie opowiedział nam o swojej karierze.

WP SportoweFakty: W grudniu 2015 roku ogłosił pan, że definitywnie zakończył karierę zawodniczą. Czy od tej pory coś się w tej kwestii zmieniło?

Karol Ząbik: Nic się nie zmieniło, to była ostateczna decyzja. Ten temat jest dla mnie zakończony.

Nie miał pan ani jednego momentu, w którym pomyślał: "a może spróbuję jeszcze raz"?

- Kiedyś tak było. Te wszystkie moje powroty wyglądały tak, jak pan mówi. Myślałem sobie: "może warto jeszcze raz spróbować?". Tym razem podjąłem decyzję, która była definitywna.

Za każdym razem chciał pan sobie coś udowodnić?

- Wtedy miałem po drodze wiele poważnych upadków. Najbardziej bolesne były dla mnie urazy głowy. One niosły za sobą różne trudne sytuacje. Miałem problemy z równowagą, choć potem ta równowaga wracała. Organizm nie zachowywał się tak jak kiedyś. Moja głowa nie była gotowa do jazdy tak jak kiedyś. Motocykl żużlowy to nie jest rower. Żużel to sport wyczynowy. Trzeba być do niego przygotowanym fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie.

ZOBACZ WIDEO Skład MRGARDEN GKM Grudziądz na sezon 2017!

Pańskim głównym problemem było właśnie zdrowie?

- Podczas ostatniego upadku uderzyłem głową o tor. To był dla mnie już trzeci tak mocny wypadek. Wtedy powiedziałem sobie, że do trzech razy sztuka. Nie chciałem skończyć na wózku inwalidzkim, ani tym bardziej być "warzywem". Trzy razy Bóg mnie uratował. Kolejny raz nie chciałem kusić losu. Dostałem motocyklem w głowę podczas pierwszego upadku, potem podczas mistrzostw Polski w Toruniu uderzyłem głową o tor, a za trzecim razem to samo przytrafiło mi się w Grudziądzu. To już był dla mnie koniec.

Kup bilet na PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. KLIKNIJ i przejdź na stronę sprzedażową! ->

Wiele osób mówi, że w swojej karierze miał pan dużo pecha. A może miał pan więcej szczęścia?

- Właśnie to chciałem powiedzieć. Miałem więcej szczęścia w tych wszystkich nieszczęściach. Jestem z tego bardzo zadowolony. Wiadomo, jakie ostatnio były przypadki w historii sportu żużlowego. Nie chcę nawet o nich mówić, bo to są przykre rzeczy. Cieszę się, że mam żonę. Jestem szczęśliwy, że mogę chodzić i funkcjonować jak normalny człowiek.

Żużel w ostatnich latach był dla pana bardziej pracą czy hobby?

- Trudne pytanie. Przed ostatnim wypadkiem cały czas miałem chęć powrotu. Żużel do tej pory był całym moim życiem. Mogę teraz stanąć przed lustrem i powiedzieć sam do siebie: "próbowałem na sto procent swoich możliwości". Moje zdrowie nie pozwala na to, aby dalej ścigać się na żużlu.

Zrobił pan wszystko, co mógł?

- Zdecydowanie tak. Ścigałem się w wielu zawodach, zarówno towarzyskich, jak i ligowych. Wystartowałem w lidze, choć co prawda nie w najważniejszym meczu z Wybrzeżem Gdańsk w 2014 roku. Ścigałem się jednak na Motoarenie przed toruńską publicznością. To też było dla mnie bardzo istotne. Jestem wdzięczny, że mogłem się w ten sposób pożegnać.

W wywiadzie dla Gazety Pomorskiej powiedział pan tak: "zbyt duża motywacja i ambicja były moim błędem przez kilka ostatnich lat". Mógłby pan to rozwinąć?

- Zbyt duża motywacja... Za bardzo chciałem robić doskonałe wyniki. Za bardzo chciałem wygrywać każdy bieg. Być może przez to czasami były niepotrzebne akcje na torze i zbyt agresywna jazda. Nie chodzi jednak tylko o mnie. Niektórzy topowi zawodnicy, którzy ścigają się do tej pory, też jeździli inaczej. Potem zdarzyło się trochę upadków i kontuzji, przez co teraz jeżdżą oni bardziej spokojnie. Im człowiek starszy, tym bardziej doświadcza wielu innych rzeczy. Z wiekiem człowiek zachowuje się inaczej. Jestem zadowolony, że wszystko u mnie zakończyło się w ten sposób. Nadal mogę pracować przy żużlu. Jestem przy tym sporcie, ale już w innej roli.

Czy umiałby pan być przeciętniakiem?

- Zawsze miałem wysokie ambicje i pracowałem na sto procent. Niestety, czasami ponad sto procent. To był mój błąd. Nie mam takiej psychiki, aby jeździć na poziomie przeciętnym. Nie chcę nikogo urazić, ale w niższych ligach nie ma tak wysokiego poziomu jak w Ekstralidze. Kiedyś byłem na tym poziomie i po prostu do tego przywykłem. Mam swoje ambicje jako człowiek i ich będę się trzymał.

Czy z czasem narastał u pana problem psychicznej blokady?

- Rozmawialiśmy już o urazach głowy. W karierze miałem także połamane kości czy zerwane więzadła. Powiem szczerze, że przy urazie głowy, to jest to naprawdę "pikuś". Uraz głowy niesie za sobą bardzo poważne konsekwencje. Wystarczy spojrzeć na bokserów, którzy mają urazy głowy. Nie chcę się w żaden sposób usprawiedliwiać, ale tak w moim przypadku było. Może tak miało być?

Czy czuł pan strach, kiedy trzeba było stanąć pod taśmą w czwórkę?

- Mój tata mówił nieraz, że na treningu to wyglądało inaczej, a jak pojawiały się zawody, to zawodnik jest na nie nastawiony o wiele odmiennie. Podczas moich trzech powrotów za każdym razem miałem przerwy w jeździe. Dla żużlowca przerwa w jeździe to jest wielki krok w tył lub nawet trzy kroki w tył. Nie ścigasz się na motocyklu, więc nie wiesz, jakie są nowinki techniczne. Inni zawodnicy wjeżdżają się w nowy sprzęt, a ty tego nie robisz. Wszyscy tobie odjeżdżają. To również jest jedna z przyczyn tego, że było mi ciężko wrócić. Trudno było mi to wszystko nadgonić.

NA KOLEJNEJ STRONIE O PRYWATNYM ŻYCIU ŻUŻLOWCA ORAZ O TYM, CZYM SIĘ AKTUALNIE ZAJMUJE.

Gdyby nie kontuzje, Karol Ząbik przebiłby sukcesami Tomasza Golloba?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×