Z drugiej strony ekranu (36): Polacy na medal(e) w Grand Prix

Sezon 2016 może przypomnieć nam rok 2010. Dwóch Polaków na podium indywidualnych mistrzostw świata, wiele radości i niezapomnianych chwil. Żarty? Po miesiącu ścigania-powaga.

Gabriel Waliszko
Gabriel Waliszko
WP SportoweFakty / Łukasz Jagoda

- Pojechałeś jak jakiś kosmita. To było wariactwo - rzuciłem na gorąco do Tomasza Golloba zaraz po niedzielnym meczu w Grudziądzu, w którym 45-letni mistrz pokonywał zielonogórskich rywali jak tyczki slalomowe. - Pojechałem tak jak kiedyś jeździło się w Grand Prix. Dobre czasy - uśmiechnął się szelmowsko najlepszy zawodnik globu w 2010 roku. Był trochę zziajany i zmęczony, ale ogromnie szczęśliwy. Widać, że wygrywanie wciąż sprawia mu frajdę, mimo upływających lat i zmieniającego się otoczenia. Jasne, że Grudziądz to nie pamiętne Bydgoszcz, Praga czy Terenzano, a Karpow i Pieszczek to nie Rickardsson albo Crump, jednak takiego widowiska w PGE Ekstralidze nie tworzy dziś nikt poza nim. No może jeszcze 21-letni Bartek Zmarzlik, choć na pewno mniej efektownie. I nie ważne czy chodzi o tor przygotowany gospodarsko czy inne nawierzchnie. Tu historia zatacza koło. Wspomnienia i nawiązania wracają.

Czary w sezonie 2016

Kiedyś czekało się na sobotni wieczór właśnie dla Tomasza Golloba, potem emocjonował nas Jarosław Hampel i nagle zaskakiwał Krzysiek Kasprzak. Były też, sięgając do 21-letniej historii cyklu Grand Prix, pojedyncze wyskoki innych Biało-Czerwonych rajderów, jak Piotra Protasiewicza, Krzysztofa Cegielskiego, Wiesława Jagusia, Sebastiana Ułamka czy choćby Grzegorza Walaska. Ale do medalowej trójki w indywidualnych mistrzostwach globu Gollob-Hampel-Kasprzak najbliżej było polskiemu Norwegowi. Rune Holta w pamiętnym sezonie 2010 (Gollob złoty, Hampel srebrny) zajął w generalce 4. miejsce. Pozostali Biało-Czerwoni na koniec danego cyklu plasowali się przeważnie w drugiej dziesiątce klasyfikacji. Do 2004 roku radował nas najbardziej Gollob, potem dołączył do niego Hampel, a na elitarne podium wskoczył jeszcze dwa lata temu Kasprzak. Od zeszłego roku emocjonuje nas Maciej Janowski z siódmym miejscem w debiucie, które najpewniej poprawi w sezonie 2016.

ZOBACZ WIDEO Gwiazdy na żużlu. "Będą Radwańska, Włodarczyk, Małysz..." (źródło TVP)

Być jeszcze lepszym

Od ostatniej soboty kwietnia obserwujemy cykl Grand Prix dla dwóch młodych pistoletów i wspomnianego magika z Wrocławia, czekając spokojnie na rutynowanego rekonwalescenta. Jakie wrażenia na początek? Trudno wyrokować po jednych zawodach w Krsko, w których pierwsza seria rozpaliła w nas wielkie nadzieje na szaleńcze wyniki. Wśród półfinalistów ostatecznie znalazł się tylko Maciek Janowski, ale Bartek Zmarzlik i Piotrek Pawlicki w kilku wyścigach śmigali koło rutynowanych mistrzów aż miło. Zresztą oni potrafią od kilku już lat wygrywać z Pedersenami i Hancockami w polskiej lidze, tyle że przeniesienie tych triumfów na grunt Grand Prix w naszej mentalności nie jest takie łatwe. Maciek jest już mądrzejszy o bagaż doświadczeń z dwunastu torów cyklu w zeszłym roku, więc każdy jego start z 10 pozostałych tegorocznych może przynieść fajerwerki. Patrząc na pierwsze tegoroczne występy w wykonaniu Bartka i Piotrka na europejskich stadionach też trzeba być optymistą. Byk z Leszna powoli diagnozuje inauguracyjne problemy i jak tylko całkiem wyjdzie z beztroskiego podejścia do jazdy, to będzie wskakiwał na podium elitarnych turniejów przynajmniej z dwa razy. - Po to startuję w serii Grand Prix żeby stawać się jeszcze lepszym zawodnikiem - powiedział przed zawodami w Słowenii Pawlicki junior. Jest jeszcze drugi warunek potrzebny do spełniania się tych słów: ktoś wspierający Pitera w parku maszyn, a najlepiej nadal Adam Skórnicki. Spokój, analiza, podpowiedź i jazda. Z boku wygląda to obiecująco. Bez gorącej głowy i gonitwy myśli. Na chłodno i rzeczowo, bo ciśnienia na wynik dla debiutanta nie ma.

Chyba się domyślam…

Zmarzlik? Ma profesjonalny team, życzliwych ludzi dookoła, potrzebny luz, no i papiery na mistrza. Staje się królem najlepszej ligi świata i rozdającym karty w ważnych turniejach. W obecnej formie ma dwóch albo trzech poważnych konkurentów do walki o najwyższe trofea. Sodówka (raczej) nie grozi, a w razie czego mama z tatą popukają w czółko. - Ja nic nie muszę, tylko mogę - mawia ostatnio przy wielu okazjach najmłodszy polski stały uczestnik cyklu. 21-latka pytamy ciągle o cele w Grand Prix, więc on niezmiennie powtarza swoje. Choć nie jest to wielce barwne, to ma w sobie pewien czar i urok. - Chcę dokonać czegoś, czego nikt jeszcze nie zrobił - ta wypowiedź Bartka siedzi mi w głowie od grudnia, kiedy ją pierwszy raz usłyszałem. Chyba się domyślam co autor miał na myśli, a Wy?

Gabriel Waliszko, dziennikarz nc+

PS. Narodowy gotowy. Do ścigania 275 metrów. Taśma działa, tor oddycha. Jedni porównują go do duńskich obiektów, inni widzą w nim trochę Opola, a Rafał Dobrucki wspomina o krótkiej Machowej (285 m). Niech będzie co chce, byleby w sobotę obejrzeć walkę w 23 wyścigach. Do ostatnich metrów i z narodową melodią po dekoracji.


Przeczytaj więcej felietonów Gabriela Waliszki ->

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×