Jeżeli bałbym się to byłoby chyba coś nie tak ze mną - rozmowa z Mariuszem Frankowem, nowym zawodnikiem Orła Łódź

Na czwartkowej konferencji prasowej czterech zawodników złożyło podpisy pod kontraktami z Orłem Łódź. Jednym z nich był Mariusz Franków, który w ubiegłym roku bronił barw klubu z Ukrainy. W rozmowie opowiedział czemu wybrał łódzki klub, jakie ma plany na ten sezon i na jakim etapie są rozmowy dotyczące odzyskiwania należności finansowych od ukraińskiego klubu.

Magdalena Skorupska
Magdalena Skorupska

Magdalena Skorupska: Czemu wybrałeś Łódź?

Mariusz Franków: To nie jest takie proste pytanie, bo wiele czynników się na to składa. Po tym sezonie miałem dylemat czy startować w pierwszej czy drugiej lidze. Jeżeli chodzi o drugą ligę, to propozycje były prawie od wszystkich drużyn. Jeżeli chodzi o pierwszą to były to dwa zespoły średnie, które proponowały mi podobne warunki finansowe jak klub z Łodzi. Uważam, że te warunki finansowe, jeżeli chodzi o pierwszą ligę powinny być w jakimś procencie na pewno lepsze, bo ten poziom jest wyższy. Powinny być adekwatne do poziomu ligi. Tutaj jeżeli chodzi o pierwszą i drugą ligę to były podobne. Wybrałem drugą. Jeszcze nie prezentowałem takiego poziomu w sezonie poprzednim, żeby uzyskać propozycje z kilku klubów pierwszoligowych, które gwarantowałyby mi lepsze warunki finansowe.

Jak się przygotowujesz do tego sezonu w Łodzi?

- Tak jak powiedział Stasiu Burza. Wszystko jest podobnie, każdy indywidualnie. On chyba może przyłączyć się do drużyny z Tarnowa, bo oni na pewno się przygotowują jakoś. Akurat w Pile nie ma drużyny, jest bardzo mało zawodników. Praktycznie tylko Rafał Kowalski, który nie startuje, dlatego nie ma tych treningów. Każdy przygotowuje się indywidualnie, w podobny sposób. Mogę jeszcze dodać, że sporo czasu u mnie zajmuje przygotowanie sprzętu, bo to też jest bardzo ważne. I jakoś to tak wszystko leci.

Nie rozważałeś w ogóle startów w Pile?

- Jeżeli chodzi o Piłę, to jakieś rozmowy były, ale były to rozmowy z osobami, które nie pochodzą z Piły, nie są związane niczym z Piłą i nie były jakby wiarygodne. Nie gwarantowały mi tego, że ta drużyna będzie wypłacalna, że będzie startować we wszystkich meczach. Były to mało konkretne rozmowy.

Czyli za bardzo ryzykowne?

- Dokładnie. Tutaj w Łodzi wpływ ma na pewno wiarygodność. Każdy człowiek, jeżeli podpisuje jakąś umowę, kontrakt o pracę robi jakiś wywiad. Pyta czy ten pracodawca jest wypłacalny, czy współpraca jest normalna. Tak samo ja przed podpisaniem tego kontraktu zasięgnąłem informacji od innych zawodników, którzy wypowiedzieli się w taki sposób, że przeważyło to, że podpisałem tutaj.

Nie obawiasz się konkurencji? Kadra Orła jest dosyć szeroka.

- Myślę, że bardzo szeroka. Nie widziałbym problemu jeżdżenia w pierwszej lidze, z tym, że jeżeli chodzi o warunki finansowe, były one bardzo podobne, aczkolwiek nie na tyle dobre, aby prezentować dobry poziom sportowy w tejże lidze. Dlatego myślę, że nie mogę się bać rywalizacji z zawodnikami, którzy podpisali tutaj kontrakty. Jeżeli bałbym się nawet gdyby to było trzydziestu zawodników, to byłoby chyba coś nie tak ze mną. Jeżeli spojrzeć na statystyki drugiej ligi sezonu poprzedniego znalazłem się w pierwszej dziesiątce, czyli jest nieźle. Także, nie powinienem się obawiać, bo nie mogę. Rywalizacja jest w każdej drużynie. W drużynie z Równego w ubiegłym sezonie też było zawodników, jeżeli dobrze pamiętam, osiemnastu. Byli zawodnicy nawet z ekstraligi, którzy przyjechali na trening, jechali dobrze, pojechali mecz jeden. Przykładem jest zawodnik z Rzeszowa, który przyjechał na jeden mecz w Gnieźnie, zdobył trzy zera i więcej się nie pojawił. Każdy musi wiedzieć, na co go stać, jak jest przygotowany sprzętowo. Jeżeli nie złapię się do składu to będzie to tylko i wyłącznie moja wina.

Masz jakieś cele indywidualne na ten sezon, czy skupiasz się na lidze?

- Jeśli chodzi o ligę to wiadomo, że polska liga i drużyna z Łodzi. Poza tym na pewno planuję między tymi wszystkimi meczami przerwy wypełniać ligami zagranicznymi. Na tą chwilę mam podpisany kontrakt w Niemczech, to jest Berlin. W Danii jest to przedłużenie kontraktu, bo w ubiegłym roku startowałem w Slangerup, gdzie zdobyliśmy tytuł mistrza Danii. I do tego są jeszcze jakieś rozmowy w Czechach, ale też jest już praktycznie wszystko domówione, kwestia podpisania kontraktu. Te mecze będę starał się układać sobie w taki sposób, żeby wypełniać luki między zawodami tutaj. Wiadomo, że druga liga czasami jest tak poukładana, że są długie przerwy i jest to nie dobre dla zawodników, jeżeli siedzą w domu lub jeżdżą tylko na treningach, bo trening nie jest adekwatny do zawodów.

Myślisz, że te cztery ligi to nie za dużo?

- Myślę, że nie. Jeżeli chodzi o Danię, to nikt nie gwarantuje mi tam startu we wszystkich meczach. Na pewno będzie to jakoś dorywczo. Będę mógł w trakcie sezonu domówić czy byłaby możliwość, żebym akurat w tym meczu wystartował. Jeżeli chodzi o Niemcy to nie będzie problemu nawet gdyby to było dzień po dniu, bo jestem z Piły. Tam mam około trzystu kilometrów na zawody, do Łodzi też mam około trzystu. Także mogą być zawody dzień po dniu, nie ma problemu. Gorzej było, jeżeli startowałem w środę w zawodach w Danii, gdzie miałem z Piły około dziewięciuset kilometrów, a w niedzielę miałem zawody na Ukrainie. Tak ciągnęło mi się to czasami przez równy miesiąc, także po tym miesiącu byłem wyczerpany, ale jazdą samochodem, a nie na motocyklu.

A jak poradzisz sobie finansowo z taką ilością startów?

- Mam sponsora, menadżera, który pomaga mi już od kilku lat. W ubiegłym sezonie przygotował mi dwa nowe motocykle. Wystartowałem w około czterdziestu imprezach i nie było większych problemów. Wiadomo, że jakieś problemy zawsze się zdarzają, ale nie były one jakieś wielkie. W tym roku też już coś próbujemy przygotować, bo na pewno jakoś mi sponsor pomoże i sprzęt będzie przygotowany na tyle, żebym mógł wystartować w, tak myślę, około pięćdziesięciu imprezach. Będzie dobrze.

Poruszamy temat zaległości finansowych klubu z Ukrainy i tłumaczenia prezesa, czy nie chcesz o tym rozmawiać?

- Te wyliczenia, to pisanie o hotelach… Myślę, że pan Żukowski się kompromituje tym, bo ja bym nie miał najmniejszych problemów, żeby tą całą sprawę wyjaśnić jakoś formalnie, na papierze. Hotel, w którym sypialiśmy, jego właścicielem jest pan z Równego, pan Władimir, z którym się zaprzyjaźniliśmy. Stał zawsze za nami, pomagał nam. Hotel kosztował naprawdę groszowe sprawy. Po części płaciliśmy je my, po części klub. To były śmieszne kwoty. Opisał to w jakiś dziwny sposób, nie wiem o co mu chodzi. Także skompromitował się troszkę, ale ja się tym nie martwię, bo nie ma czym. Moje konkrety zostały przedstawione do PZMotu, są poparte kontraktem, punktami zawartymi w nim. Wyszła taka kwota a nie inna. PZMot to potwierdził, cały czas jesteśmy w kontakcie. Ostatnio dostałem zapytanie czy została podjęta przez klub z Równego jakaś inicjatywa, jakieś kroki w celu spłaty tego długu. Oczywiście odpisałem, że nie, bo ja też próbowałem się w jakiś sposób skontaktować, dowiedzieć czy otrzymam jakieś pieniążki czy nie. Nikt nie odbiera. Cóż, ich sprawa. Cieszę się tylko z tego, można pochwalić Polski Związek Motorowy, że jak na tą chwilę są po mojej stronie. Jeżeli drużyna z Ukrainy nie wypłaciła mi pieniędzy, być może jest to jednym z powodów, dla których nie otrzymali licencji.

Będziesz się jeszcze jakoś inaczej domagał tych pieniędzy?

- Domagać się nie ma sensu, bo to jednak jest Ukraina. To nie jest Unia Europejska, także tam jest na pewno inaczej. Po prostu jakieś tam kolejne pieniądze zaliczę do tych, które przepadły. Aczkolwiek, jeżeli PZMot będzie zajmował taką pozycję jak teraz i będzie stał za mną, to prędzej czy później, jeżeli będą chcieli wystartować w polskiej lidze będą musieli te pieniążki wypłacić.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×