Marcin Kuźbicki: Bomba w górę!

Marcin Kuźbicki
Marcin Kuźbicki
- Jak tam, mocno zmarzłeś? - wesoły ton rozmówcy jeszcze bardziej zmącił jego nastrój - Ja tu sobie siedzę przy kominku, piję piwko, a widzę tyle samo co wy, jak nie więcej...
- Bredzisz - Rysiu postawił na twardą linię obrony. - Przed telewizorem to nigdy nie jest takie fajne.
- Jest, jest, tylko ci sprawozdawcy jacyś nie tacy... dźwięk wyprzedza obraz, jeden notorycznie myli dżokejów, a drugi powtarza w kółko "klasyczne nożyce, klasyczne nożyce, klasyczne nożyce!". Zaciął się, czy co...
- Widzisz, a było przyjść do nas, to byś nie musiał tych bzdur słuchać!
- I zamarzłbym na kość. Nie, dzięki.

Ale wróćmy do wydarzeń na torze. "Mały" szybko okazał się "wielki" i w żadnym kolejnym starcie nie mógł znaleźć pogromcy. Gdyby Rysiu wykazał się odpowiednio większym patriotyzmem, miałby teraz odpowiednio grubszy portfel, a tak, no cóż, siedział bidula z nosem na kwintę. "Kwintę" obstawił za to Wiesiu, i póki co, trafił trzy gonitwy z pięciu. Czwarta wydawała się wyjątkowo banalna - Husaria kontra Bałty. Z początku wszystko szło świetnie, gdy wtem…
- Nieeee no, co on robi! - Wiesiu krzyknął w niebogłosy, gdy rumak ujeżdżany przez Bogdana gwałtownie wierzgnął, zrzucił jeźdźca z siodła, po czym... ruszył w kierunku kolegi z pary i jego także staranował.
- Imbecyl. Imbecyl! - Wiesiu zaczął nerwowo dreptać w kółko. - Rok temu jednego Kangura prawie posłał do piachu, a teraz to samo ze swoim... no cóż, przynajmniej biedny Andrzejek w powtórce nic nie zwojuje.

Nietrudno wyobrazić sobie zdumienie Wiesia, gdy poobijany jak nieszczęście Andrzejek w powtórce wysforował się na prowadzenie. Niestety, trafił akurat na przebłysk geniuszu Piotrusia Pana, który odnalazł w sobie żyłkę profesora i tak rozprowadził konie na torze, że wspólnie z Małym odniósł podwójne zwycięstwo. Wiesiowi do pełni szczęścia brakowało już tylko jednego wyścigu.
W obozie Husarii, co nie mogło dziwić, panował euforyczny nastrój.
- Piotruś, ale to było dobre, cóż to za perełka, ten twój koń? Galopuje jak Arab czystej krwi... - Mały nie mógł się nachwalić kolegi i jego czterokopytnego towarzysza.
- Jaki tam Arab... to jest, proszę ja ciebie, polski koń przelotowy! - Piotruś Pan z dumą poklepał zwierzę po pysku. - Wszyscy poszli w te klacze królewskie, a ja byłem cwany, zaufałem temu co lokalne i patrz, niesie jak trzeba!
Zgromadzeni na polanie byli pod wielkim wrażeniem, a byliby pod jeszcze większym, gdyby w następnym wyścigu polski koń przelotowy nie podjął próby rozrzucenia jeźdźca po całym torze. Ile w tym jednak winy jego, a ile nadmiernej fantazji jeźdźca - nie sposób było stwierdzić.

Tymczasem dla Wiesia zbliżał się moment prawdy. Gonitwa numer 19. Do pełni szczęścia wystarczyłoby, że Jankesi nie przegrają z najsłabszymi tego dnia Bałtami. "Czempion to załatwi", powtarzał Wiesiu w duchu. Niestety, nie wiedział wówczas, że o ile dżokej bardzo by chciał, to jego koń jakby mniej. Po świetnym starcie przebiegł niecałe okrążenie, gdy prychnął doniośle, stanął i mową ciała dał do zrozumienia, że już nigdzie się nie ruszy. Wiesiu był już o mały krok od załamania nerwowego, gdy wtem... zobaczył, że na prowadzeniu, ku ogólnemu zaskoczeniu, galopuje młodszy z Jankesów.
- Dawaj, dawaj - Młody mruczał do siebie pod kaskiem. - Pamiętaj, co ci mówili, trzymaj wewnętrzną i będzie dobrze. O nie, o nie, dogania mnie! Ha! Zatrzymał się, głupi! A gdzie ten drugi? Drugi też?! No dobra...
Dzielny zawodnik przekroczył linię mety jako samozwańczy zwycięzca i wszystko byłoby pięknie, gdyby po drodze nie pomylił okrążeń. Ponieważ po upływie właściwej liczby kółek jego klacz przebiegła kreskę na drugim miejscu, o wygranej nie mogło być mowy. Polana składała się obecnie z szeregu rozbawionych obserwatorów, jednego zawstydzonego Jankesa i jednego załamanego Wiesia.
- A wie pan co - zagaił wesoło Rysiu, ciesząc się, wbrew dobrym manierom, z nieszczęścia kolegi. - Może i miał pan rację z tym patriotyzmem. Może i zagram jeszcze raz, tylko tym razem postawię na naszych...

Z decyzją wstrzymał się do samego końca, oglądając wpierw podwójną batalię husarsko-kangurzą. Jej wynik napełnił go optymizmem, a ponieważ na placu boju w ostatniej gonitwie dnia zostali tylko "nasi" i jeźdźcy Hamleta, wybór był oczywisty.
- Na naszych! - krzyknął głośno, wysypując na ladę zawartość portfela.
Niestety, już chwilę po starcie sprawy ułożyły się niekorzystnie. Husaria została z tyłu, i o ile Piotruś Pan na swoim polskim koniu przelotowym próbował jeszcze cokolwiek zdziałać, bez wsparcia ze strony zaskakująco wolnego Małego był bezradny. Rysiu bez słowa usiadł na snopku siana obok Wiesia i począł wraz z nim przypatrywać się dekoracji zwycięzców beznamiętnym wzrokiem. Porażka była kompletna.
- Puk, puk - Don zagaił wesoło do Dzika stojącego na najwyższym stopniu podium. - Zrobisz mi miejsce?
- Ja? A z jakiej racji?
- No, wygraliśmy przecież!
- "My?!" - Dzik już miał sprowadzić kolegę na ziemię, ale po chwili wzruszył ramionami i grzecznie wpuścił go obok siebie. A, niech ma. Co on tam wie o prawdziwej rywalizacji...

Marcin Kuźbicki

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×