Moim błędem było niedopilnowanie Roberta Terleckiego - rozmowa z Tadeuszem Zdunkiem, prezesem Wybrzeża

Po miesiącach starań, Wybrzeże otrzymało licencję na starty w PLŻ 2. Tadeusz Zdunek w szczerej rozmowie wyjaśnił, jak wyglądała jego rola w klubie w ostatnich latach i przedstawił najbliższe plany.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski: Cofnijmy się do 2006 roku. Wówczas podjęto pierwsze próby uzdrowienia gdańskiego żużla poprzez start od najniższej klasy rozgrywkowej. Był pan jedną z osób, które zajmowały się tym projektem. Dlaczego w końcu odsunął się pan w cień? Tadeusz Zdunek: W 2006 roku wraz z Grześkiem Dzikowskim siedzieliśmy w moim gabinecie i zastanawialiśmy się, jak uratować żużel w Gdańsku. W jakiś sposób udało nam się tego dokonać. We dwóch głosowaliśmy na Macieja Polnego, by został prezesem. Najpierw jednak z tego zespołu usunął się Grzesiek Dzikowski, któremu nie pasowała atmosfera w klubie i nie chciał tego firmować swoim nazwiskiem, a po dwóch latach kłótni i sporów, gdy nie udało mi się przeforsować moich pomysłów i ja ograniczyłem swoją aktywność do obecności na liście członków. Stwierdziłem, że nie ma sensu dalej się kłócić.
Czyli z perspektywy lat sądzi pan że nie mógł pan wówczas wpłynąć na to, co się działo w klubie?

- Nie. Byłem członkiem Stowarzyszenia GKŻ Wybrzeże, w którym przewagę głosów miał pan prezes Maciej Polny. Ja się troszkę znam na biznesie i potrafię rozróżnić takie pojęcia, jak audyt finansowy i kontrola finansowa. To zupełnie inne rzeczy, o czym nie wszyscy wiedzieli. Nie mówię, że finanse klubu nie wyglądały w porządku, ale domagałem się autentycznej kontroli nad nimi, a nie iluzorycznej.

Przed sezonem 2013 po długich, burzliwych rozmowach prezesem został Robert Terlecki. Skąd pomysł na tę osobę?

- To nie był mój pomysł. Był rozpisany konkurs na prezesa i Robert Terlecki został wybrany przez komisję konkursową. W tym momencie zwrócił się do mnie, czy jako członek Stowarzyszenia GKŻ Wybrzeże mógłbym go wesprzeć. Znałem go od wielu lat i uważałem, że jest niezłym kandydatem na te stanowisko. Zaszły zmiany w Spółce i Stowarzyszeniu, które skupiło się na działalności Młodzieżowej Szkoły Żużlowej wspieranej przez Grupę Lotos SA. Później jednak nagle okazało się, że aby wystartować, potrzebne są jakieś pieniążki. Cały czas deklarowałem, że nie będę wchodził do żużla jako sponsor, bo miałem swoje problemy w firmie. Okazało się, że musiałem to zrobić, by w ogóle zespół wystartował.

Podczas spotkania z kibicami z okazji awansu w gdańskim Multikinie, stał pan ramię w ramię z Robertem Terleckim i podaliście fanom Wybrzeża tabele z wynikami finansowymi, które okazały się nieprawdziwe. Kiedy pan zobaczył, że są błędy w zarządzaniu klubem?

- Wówczas nie wiedziałem, że sumy, które były podawane nie są prawdziwe. Byłem zajęty sprawami zawodowymi, gdyż akurat w tym czasie otwierałem salon BMW w Gdyni. Nie miałem więc czasu się tym wszystkim zajmować. Moja rola sprowadzała się do tego, że co chwila ktoś dzwonił i mówił, że trzeba wyjąć pieniądze z kasy i dać klubowi. Miałem zaufanie do Roberta Terleckiego i wierzyłem mu, że dane które mi podaje są sprawdzone. Okazało się, że to nie miało nic wspólnego ze stanem faktycznym.
Tadeusz Zdunek zaufał Robertowi Terleckiemu. Teraz tego żałuje Tadeusz Zdunek zaufał Robertowi Terleckiemu. Teraz tego żałuje
Pańskim największym błędem było więc niedopilnowanie Roberta Terleckiego i nie trzymanie go wówczas za rękę?

- Szczerze powiem, że tak. Byłem wtedy zajęty innymi sprawami i zdałem się na niego. Nie jest to dziecko, a dorosły mężczyzna, który prowadził w życiu wiele firm i ma bogate CV. Myślałem, że jest w stanie normalnie zliczać koszty i że go to nie przerośnie. Zawodnicy nie wystawiali faktur w terminie, widząc że jest wobec nich zadłużenie. Wiele faktur się zgubiło i została stworzona iluzja, że dług jest dużo mniejszy, niż tak było w rzeczywistości. Dług wyszedł w momencie, gdy Robert Terlecki odszedł z klubu 15 maja 2014 roku. Nagle po sprawdzeniu wszystkich dokumentów, powiększył się w przeciągu jednego miesiąca z 1,5 miliona złotych do 4 milionów złotych. On wtedy nie powstał, po prostu rzetelnie wszystkie koszta zaksięgowaliśmy.

W wywiadach prasowych w ostatnich miesiącach zawodnicy mówili, że był pan przy negocjacjach z nimi i dlatego traktowali pana rolę w klubie na równi z rolą Roberta Terleckiego. Jak to wyglądało z pańskiej strony?

- Nie byłem przy podpisywaniu kontraktów. Nie przeczę, że byłem przy niektórych rozmowach, ale były to wówczas niezobowiązujące spotkania w kawiarniach. Mój udział w rozmowach stricte kontraktowych nie był z mojego punktu widzenia potrzebny. Przez lata nie było mnie w żużlu i nie miałem pojęcia jak one powinny wyglądać. Zawierali je wyłącznie Andrzej Terlecki z Robertem Terleckim. Andrzej wśród nas trzech uchodził za osobę, która ma największe pojęcie o aktualnych realiach panujących w żużlu. Ja nie miałem o tym pojęcia.

Czy pamięta pan jak wyglądał tydzień przed 15 maja, gdy odszedł Robert Terlecki?

- Na pewno były bardzo duże naciski, by w końcu ujawnić jak naprawdę wyglądają finanse klubu. Robert Terlecki miał wiele pomysłów. Budżet opierał na turniejach żużlowych na PGE Arenie Gdańsk i na Stadionie Narodowym w Warszawie, które chciał zorganizować. Jak jednak wiemy, do takich turniejów nie doszło. Nie przeczę, że włożył w to wszystko dużo pracy. Jeździł po sponsorach, ale nie dopisało mu szczęście. Czasami starałem się pomóc i pośredniczyłem w rozmowach ze sponsorami, którzy wstępnie wyrażali zainteresowanie. Tak się jednak wszystko poukładało, że wszyscy się w końcu wycofali.

Czy Tadeusz Zdunek to odpowiednia osoba na stanowisku prezesa Wybrzeża?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×