Praca z seniorami to zupełnie inna bajka - rozmowa z Mirosławem Cierniakiem, II trenerem Unii Tarnów

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus

Zdobywa pan autorytet.

- Bo choć UKS "Jaskółki" istnieje od niedawna, to radzi sobie na tle innych bardzo dobrze. Mierzyliśmy się na wyjeździe z zespołem z Częstochowy, na czele którego stał mistrz Polski na miniżużlu Michał Gruchalski. Najstarszy z naszych zawodników miał 13 lat, mimo to potrafiliśmy wygrać. Początek meczu nie zwiastował takiego rozstrzygnięcia. Ale zebrałem chłopaków po pierwszej serii, zmobilizowałem ich i to przyniosło skutek. Wiadomo, do dzieci trzeba mieć odpowiednie nastawienie.

Właśnie. Stosuje pan ostre metody wychowawcze? Krzyczy, przeklina?

- Nie, nie. Wtedy moja praca straciłaby sens. Przecież chodzi o wychowanie, sportowy tryb życia; żeby pokazać podopiecznym, że mogą na równi rywalizować ze starszymi rywalami, że nie powinni się poddawać. Moi zawodnicy po słabych pierwszych biegach wzięli się w garść, zapoznali z torem i uzyskali świetny wynik. Zwłaszcza że jechali na obcym dla siebie terenie.

Wyznaje pan zasadę, że im prędzej się zaczyna, tym lepiej?

- Tak. Ta zasada dotyczy nie tylko żużla, lecz sportu w ogóle. Proces szkolenia wśród skoczków narciarskich rozpoczyna się coraz wcześniej i podobnie dzieje się w naszej dyscyplinie. Do mnie zgłaszają się już siedmio-, ośmiolatkowie, co świadczy o tym, że prestiż szkółki wzrasta. Chłopcy miło i zdrowo spędzają czas. Podkreślam im, że mają się sportem cieszyć. Staramy się im zapewnić jak najlepsze warunki. Uczestniczą w prezentacji ekstraligowej drużyny i to też działa na nich jak magnes. Nie ma w Tarnowie innego klubu, w którym dzieciaki mogłyby przebywać i rozmawiać z gwiazdami światowego formatu w swojej dyscyplinie. A my to im umożliwiamy. Uważam, że sportem należy zarażać od najmłodszych lat. Świat pędzi niesamowicie do przodu. Komórki, komputery... Mamy je na wyciągnięcie dłoni. A trzeba nieco zwolnić i kształtować ducha oraz charakter właśnie poprzez sport, a nie gry komputerowe.

Ile procent sukcesu stanowi psychika?

- To bardzo ważna sfera. Tak naprawdę wszystko zaczyna się od głowy. Żeby cokolwiek osiągnąć, trzeba mieć odpowiednie podejście, myśleć pozytywnie, wierzyć we własne możliwości. Jeśli te warunki zostaną spełnione, rusza cały łańcuch, element za elementem. Pojawiają się sponsorzy, można zainwestować w lepszy sprzęt, a to przekłada się na rezultaty. Natomiast jeśli ktoś tej wiary w siebie nie posiada, jest mu zdecydowanie trudnej. Procentowo nie chciałbym jednak oceniać wpływu psychiki. Mówię o tym aspekcie bardziej ogólnie. Dodam jeszcze, że gdy zakładałem miniżużel w Tarnowie, to wierzyłem, że mi się uda. Chociaż kiedy już ten klub stworzyliśmy, to wiele osób przyznało, że w powodzenie tego przedsięwzięcia nie wierzyło. To pokazuje, jak istotna jest determinacja. Stopniowo przekonywałem do siebie innych. Przy pomocy Sławka Troniny zbudowałem motocykl i wówczas niektórzy pomyśleli, że skoro gość zbudował jeden motocykl, to pomożemy mu przy budowie dwóch następnych oraz toru.

Potrzebny jest lider. Osoba, która udowodni, że można.

- Tak, zawsze to podkreślam. Ktoś musi dać sygnał do ataku, impuls do działania. I powinna być to osoba zdeterminowana, posiadająca długofalowy plan. Ja taki przed rozpoczęciem działalności opracowałem i krok po kroku go realizuję. Ważne, że możemy liczyć na pomoc wielu sponsorów, zwłaszcza firm Tek-Pak i Papitar, a także fanklubu z Irlandii Północnej czy urzędu miasta, z którym kilkakrotnie organizowaliśmy udane imprezy. Współpracujemy również z ekstraligową Unią.

To nie powinno dziwić. W końcu Unia czerpie z tego szkolenia profity, otrzymując materiał pod dobrych żużlowców. - Zgadza się. To materiał do obróbki, ale cieszę się, że mogę w tym procesie uczestniczyć. Chłopcy są ze mną związani i ja też jestem do nich przywiązany. A gdy zachodzi potrzeba, sam wsiadam na motocykl i pokazuję im, jak powinni jechać.
Mirosław Cierniak realizuje się w pracy z młodzieżą Mirosław Cierniak realizuje się w pracy z młodzieżą
O ile się nie mylę, podobnie robił Jacek Gollob. Słysząc narzekania adeptów na sprzęt, zakładał ekwipunek, odpalał maszynę i udowodniał, że sprzęt nie jest zły, tylko trzeba z niego umieć korzystać. - Dokładnie. Bo bardzo istotną rolę odgrywają ułożenie ciała, balans, zachowanie w momencie gdy motocykl wpadnie w nierówność. Musimy to młodzieży uświadamiać. Jeśli odpowiednio wjedziemy w łuk, to też dobrze z niego wyjedziemy. Możemy o tym mówić, ale dopiero gdy pokażemy to w praktyce, przekonamy chłopaków. Pamiętam, kiedy zaczynali jeździć na dużym torze. Na początku pokazywałem im, którą ścieżkę powinni obrać, by spokojnie i bezpiecznie pokonywali kolejne okrążenia oraz żeby przyzwyczaili się do większych prędkości. Jak już tę umiejętność opanowali, można było przejść do kolejnych etapów. Jestem szczęśliwy, że ten system szkolenia funkcjonuje. Powinien on przynieść korzyści lokalnemu żużlowi.

Jeśli z tarnowskiej szkółki wyrośnie reprezentant kraju, to korzyści będą dla całej żużlowej Polski. To byłoby ukoronowanie pańskiej pracy?

- Pewnie, że tak. Całym sercem dążę do tego, by zawodnicy osiągali lepsze wynik niż ich trener.

Żeby uczeń przerósł mistrza.

- Po to klub działa. Twardo stąpam jednak po ziemi i na razie życzyłbym sobie, by ze szkółki wyskoczył chłopak, który będzie dobrym, solidnym żużlowcem ekstraligowym. To już by było super. A gdyby udało się coś więcej, traktowałbym to jako mega wyczyn. Perspektywicznie myślę, że jeśli z tej kilkuosobowej grupy wyłoni się wyjątkowo utalentowany zawodnik, to będzie trzeba ten diament oszlifować, to znaczy stworzyć mu warunki do kontynuowania kariery na wysokim poziomie. Team, sztab ludzi, którzy będą mu pomagać, łącznie z trenerem - mentorem, psychologiem, fizjoterapeutą. O, i tu przypomina się pytanie o to, co wyniosłem z kursu. Mówiono, że trzeba umiejętnie wykorzystywać dobra naukowe czy specjalistów, właśnie takich jak psycholodzy. Dziś coraz częściej ich doceniamy.

Jak istotna jest ich rola, pokazuje przykład Adama Małysza, który wyśmienitą formę osiągnął w dużej mierze dzięki współpracy z profesorem Blecharzem i doktorem Żołądziem. Pan wybaczy te odwołania do skoków narciarskich, ale to mój "konik".

- Były czasy, kiedy Małysz wręcz demolował rywali i z pewnością system, który wokół niego wypracowano, miał niepoślednie znaczenie. To nie jest tak, że tylko trenuję moich podopiecznych, a gdy wracam do domu, to o nich zapominam. Nie, ja każdy trening analizuję. Każdego zawodnika mam rozpisanego na czynniki pierwsze. Posiadam notatki i zeszyty. Kiedyś, jako czynny żużlowiec, zapisywałem w nich ustawienia silników i przemyślenia o konkretnym torze. Teraz wynotowuję dane o adeptach i korzystam ze swoich doświadczeń oraz badań, które dzięki bratu miałem robione na krakowskim AWF-ie. Wtedy nie korzystałem jeszcze z psychologa. Temu, kto szedł do psychologa, przypisywano od razu problemy psychiczne.

Psychologa utożsamiano z psychiatrą.

- No tak (śmiech). Masę czasu poświęcam analizom, kto i jak szybko czyni postępy. Na przykład szukam przyczyn, dlaczego jeden z chłopców w ciągu roku od wstąpienia do szkółki nie rozwijał się w zadowalającym tempie, a dopiero w kolejnym półroczu wykonał niesamowity skok do przodu. Rozmawiam więc z zawodnikiem i zastanawiamy się nad tym. Niestety, żeby do czegoś w tym sporcie dojść, potrzeba ogromnego wysiłku i wielu wyrzeczeń. To, co widzimy w telewizji, a zatem wyścigi i mecze, to kropka nad "i", produkt końcowy. Musi być on poprzedzony znojną, wielogodzinną pracą, niedostrzegalną dla zwykłego kibica.

Ileż razy słyszymy o niezdyscyplinowanej, leniwej młodzieży. Swego czasu Rafał Dobrucki narzekał, że juniorzy nie posiadają elementarnej wiedzy na temat żużla. Pan podziela te negatywne opinie?

- Na pewno młodzież jest inna niż 20 lat temu. Ale jeśli zachęcimy ich do pracy, a sami złapią bakcyla i będę mieli wsparcie rodziców, to można z nimi wiele osiągnąć. O moich podopiecznych mogę wypowiadać się pochlebnie. Wiadomo, niektóre dzieci zaliczyły tylko epizody, zniechęcając się po kilku treningach. Ale to normalne. Wszystko zależy od podejścia. Jeśli oczekujemy już na początku złotych gór, to współpraca jest skazana na niepowodzenie. Kiedy widzą, że ktoś oddaje im serce, to oni tym samym odwdzięczają się na torze. Tylko trzeba im zaufać, dać szansę. Choć Rafał też zapewne wie, o czym mówi.

On opiekuje się kadrą do lat 19, złożoną z juniorów, którzy traktują często sport jako sposób zdobycia poklasku w swoim otoczeniu, a nie jako pasję czy powołanie. Czasem można odnieść wrażenie, że młodym żużlowcom zależy tylko na tym, by pochwalić się zdjęciem w kevlarze na portalach społecznościowych.

- Taki lans jest faktycznie niepotrzebny, ponieważ może spowodować, że talent na miarę mistrza świata zostanie mechanikiem u zawodnika zagranicznego. Też tę kwestię poruszaliśmy w rozmowach z chłopakami; że nie można się zachłysnąć i osiadać na laurach. To nie znaczy, że powinniśmy zabronić młodzieży chwalenia się sukcesami. Tylko wszystko należy robić z rozsądkiem, z taktem i nie wywyższać się. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś nie czyni postępów, to tak naprawdę się cofa. Trzeba nieustannie dążyć do osiągnięcia szczytu swoich możliwości, tak żeby po zakończeniu kariery stanąć przed lustrem i z czystym sumieniem powiedzieć, że nie zmarnotrawiłem swojego talentu i nie mam sobie nic do zarzucenia. Moim zdaniem żużlowcy to inteligentni faceci, którzy z pokorą i szacunkiem podchodzą do sportu. Większość z nich nie miała życia usłanego różami i u progu swoich kar musiała sama zadbać o pozyskanie sponsorów oraz pieniądze na sprzęt. W dodatku narażała swoje zdrowie. Nie zapominajmy o tym, gdy będziemy ich oceniać.

Obserwuj @OliKub

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Wybór Pawła Barana i Mirosława Cierniaka na trenerów Unii Tarnów był słuszny?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×