Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (136): Królowa speedwaya Jawa
W ostatnią sobotę września w Rybniku odbył się finał Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów na żużlu. Na liście startowej znalazło się ostatecznie 17 zawodników.
Póki co to się nie bardzo udało, bo po pierwsze nadal popularnością cieszyły się u nas Japy - zresztą jak wszędzie zasłużoną, po drugie właśnie startowaliśmy z własnym projektem, rzeszowskiej myśli inżynieryjnej, czyli z FIS-em. Ten wobec ograniczeń dewizowych, co skutkowało także ograniczonymi możliwościami zakupu Jap-ów, stał się na dekadę podstawowym orężem naszych rycerzy "czarnego toru". Czesi byli jednak cierpliwi. Pod koniec dekady dotarli do Ufy, która stała się matecznikiem rodzącego się żużla w odmianie klasycznej w Związku Sowieckim i sprzedali nuworyszom partie maszyn, rywalizując na tym rynku z polskimi FIS-ami. Źródła odnotowały turniej zakończenia sezonu w Równem w 1959 roku, w którym 10 zawodników startowało na polskich motocyklach, reszta na czeskich. Prawdziwym darem losu była dla czeskiej fabryki plajta naszych FIS-ów.
Fabryka w Rzeszowie przestała je produkować, a wcześniejsze maszyny, "dorzynane" przez naszych ligowców nie bardzo nadawały się do międzynarodowej rywalizacji na najwyższym poziomie. Toteż dostawy czeskiego produktu były prawdziwym darem niebios. A Czesi byli też zadowoleni, bo zaspakajali apetyt, głodnego, dużego smoka, jakim był polski żużel z liczbą około 20 klubów i rozbudowanymi rozgrywkami. W sprawozdaniu przewodniczącego GKSŻ Rościsława Słowieckiego za rok 1963 można przeczytać informacje o zakupie 20 motocykli czeskiej konstrukcji. Polski żużel na nowych, czeskich motocyklach wkraczał w okres swoich największych osiągnięć. W 1966 roku za pośrednictwem czechosłowackiego zjednoczenia Motokov, Ośrodek Zaopatrzeniowo-Techniczny PZM sprowadził na potrzeby polskich klubów 50 nowych maszyn Jawy-ESO. Jednocześnie GKSŻ zorganizowała w fabryce tych motocykli w Divisovie tygodniowy kurs obsługi dla polskich mechaników klubowych. Przed sezonem 1971 Rościsław Słowiecki opowiadał dziennikarzowi, że w poprzednim roku PZM sprowadził dla naszych klubów z Czechosłowacji 55 nowych motocykli Jawa oraz że magazyny są pełne potrzebnymi częściami oraz oponami.
Motocykl Jawa 890, dwuzaworowy o 52 KM przebojem podbił rynki sportu żużlowego, nie tylko przecież polskiego i czeskiego. Jak wspominałem wyżej w 1966 roku Briggs na Jawie zdobył tytuł mistrza świata. W tym pamiętnym finale, w którym Antoni Woryna stając na najniższym stopniu podium wywalczył pierwszy indywidualny medal mistrzostw dla Polski. Dla czeskiego motocykla zaczynał się okres prawdziwego eldorado, który trwał kilkadziesiąt lat. Nie zapominajmy, że przecież Czesi opanowali także rynek silników dla innych odmian speedwaya - długiego toru oraz wyścigów na torach lodowych. I rzecz charakterystyczna, nawet kiedy na horyzoncie pojawiała się mocna konkurencja, która ich dystansowała, to jednak okazywali się na tyle mobilni, że potrafili szybko odrobić konstrukcyjne straty i wrócić na pozycje hegemona lub przynajmniej równorzędnego konkurenta. Tak było, kiedy w latach 70-tych pojawił się rewolucyjny czterozaworowy silnik Weslake, nie inaczej kiedy żużlowcy zaczęli mieć do dyspozycji silniki Goddena i GM.
Czołówka najpierw rzucała się na nowe konstrukcje, potem jednak przynajmniej w sporej części wracała do czeskiej konstrukcji. Jak będzie teraz? Czy Jawa po przekształceniach własnościowych raz jeszcze podniesie rękawice? Szef czeskiego żużla Peter Moravec jest optymistą i na takie pytanie odpowiada krótko "Ano". Ano zobaczymy...
Robert Noga
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>