Grzegorz Drozd: Życie mistrza nie jest usłane różami

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd

Belle Vue, Vastervik, Gniezno, Eastbourne. Wiem ile trudu trzeba włożyć, żeby dojechać w te wszystkie miejsca. Oglądałem Holdera na różnych obiektach. W Poole, Gislaved, Częstochowie, Bydgoszczy. Triumfy w Cardiff. Za każdym razem to była radość dla oczu. Super sylwetka, ogromna lekkość na motocyklu, jazda fair i pasja w ataku. Jak to zwykłem mawiać: żużlowiec z krwi i kości. Kiedyś tak sobie siedziałem na półfinale Elitserien w Gislaved. Na małej niskiej drewnianej trybunie ulokowanej na przeciwległej prostej. Chris śmigał przede mną na wyciagnięcie ręki. - Kurcze, on tak szaleje, a wygląda jakby to była dla niego bułka z masłem. Jutro będzie już gdzie indziej walczył - pomyślałem. Przed tamtym spotkaniem długo gawędziliśmy. Na drugim łuku w Gislaved jest usytuowany klubowy bufet. Holder siedział na schodkach przy wejściu na werandę i z żarciem na kolanach. Poniżej skarpy po prawej stronie jest minitor, na którym akurat ścigali się dwaj mężczyźni. Dosiadali starego stojaka wyciągniętego gdzieś z czeluści klubowego warsztatu. Do biegu na chorągiewkę puszczał ich Leigh Adams, który za kilka tygodni miał zakończyć karierę. Jak się okazało ci dwaj dżokeje byli mechanikami Kangurów. Śmiechu było sporo. Przysiadłem się do Holdera, który nagrywał komórką zacięty turniej. Zaczął opowiadać o kończącym się sezonie. Że pierwszy rok w Grand Prix dał mu wiele doświadczeń, w którym zasmakował słodkiego zwycięstwa w Cardiff. Że wykonał plan utrzymania się w ósemce. Że w następnych sezonach zaatakuje i wierzy, że może zajść wysoko. Zaprzeczył, że przyjaźń i spędzanie czasu z Darcym Wardem ma zły wpływ na ich formę. - Ludzie nie mają pojęcia i gadają głupoty - skomentował krótko.

Gdzie przyczyna?

Tysiące kilometrów, dziesiątki wyścigów. Stres, koncentracja, walka, pieniądze, punkty. Zawodnik pokroju Holdera, co kilka dni decyduje o losach spotkań. Bardzo często w ostatnich wyścigach dnia. Decyduje o losach drużyn, układzie tabeli, o triumfach bądź porażkach kibiców, działaczy i kolegów z toru. - Życie mistrza nie jest usłane różami - powiedział kiedyś trzykrotny mistrz świata, Duńczyk Erik Gundersen. - Ludzie niesprawiedliwe przypięli łatkę Holderowi i Wardowi. Wszyscy ich mają za luzaków, którym tylko zabawa i wygłupy w głowie. Natomiast w ostatnich dwóch-trzech sezonach nikt tak nie haruje jak oni. Nikt tak jak Holder i Ward nie stratuje w tylu meczach, w tylu wyścigach i nie prezentuje tak wysokiej formy jak Turbo Twins - wypaliłem do młodego rzeszowskiego dziennikarza, który w kilka sekund po rozmowie z Holderem w rzeszowskim parkingu zagadnął mnie o australijskiego luzaka. Chłopak przyznał, że nigdy wcześniej nie pomyślał o Kangurach od tej strony. Po krótkim zastanowieniu przyznał mi rację.

W piątek w Coventry rozgrywał się kolejny mecz na styku. Pszczoły prowadziły zaledwie dwoma oczkami. Neil Middleditch na finał spotkania tradycyjnie posłał do boju swoich dwóch asów. Podwójnych biegowych zwycięstw w wykonaniu Turbo Twins już trudno zliczyć. Strzelili ze startu i zapowiadało się, że kolejny wieczór będzie należał do nich...

W żużlu notujemy coraz więcej upadków. Wielu nieustannie podtrzymuje opinie, że wszystkiemu winne są nowe tłumiki. Padają zarzuty o źle przygotowane nawierzchnie. Pełne dziur i zdradliwych ścieżek. Wiele dyskutuje się o przemęczeniu zawodników. O wszystkim rozmawiałem z Holderem trzy tygodnie temu. Zaprzeczał ogólnemu zmęczeniu, choć widok jego twarzy mówił coś innego. Zaprzeczał, że ma jakiekolwiek problemy z tłumikami. - A tory, Chris? W zeszłym roku głośno mówiłeś, że brytyjskie tory są niebezpieczne - podpytywałem Holdera. - Jest w porządku. Naprawdę zmieniło się na lepsze. Zwłaszcza w Polsce po wprowadzeniu komisarzy torów. Przed zawodami jestem bardziej pewien, że wszystko będzie w porządku. Jest coraz mniej niespodzianek. Po zeszłorocznej kontuzji być może za ostro wypowiedziałem się o brytyjskich nawierzchniach - osądził Australijczyk.

Najlepsi żużlowcy tacy jak Chris Holder startują nieprzerwanie, ale to nie jest znak czasu. Identycznie było w ubiegłych dziesięcioleciach. Żużlowcy też łamali kości, zaliczali dzwony, tyle, że polskiej opinii publicznej bardziej uchodziły uwadze kontuzje zachodnich żużlowców. W dobie internetu jesteśmy znakomicie doinformowani o wszelkich wydarzeniach. Obcokrajowcy stali się bliżsi naszym kibicom. Są stałymi członkami ekip i startuje ich kilku w jednej drużynie. Mają ogromny wpływ na końcowe wyniki w lidze. Także ich kontuzje. Dlatego kibice bardziej interesują się obcokrajowcami. Przeżywają upadki i urazy zanotowane w innych ligach. Po wypadku Holdera w komentarzach na necie pojawiło się wiele opinii obwiniających ligę brytyjską. Zupełny nonsens.

Aktualny mistrz świata podczas walki na torze Aktualny mistrz świata podczas walki na torze
W latach 90-tych w lidze brytyjskiej również był ogrom kontuzji. Ale w Polsce nikogo nie obchodziły urazy zawodników, którzy nie stanowili o losach Rybnika, Bydgoszczy, czy Zielonej Góry. Zresztą o dokładnych wieściach z brytyjskiej ligi można było dowiedzieć się tylko ze Speedway Stara, który był chodliwym i poszukiwanym towarem na stadionowych targowiskach. Wzrok polskich kibiców i mediów zwrócony był tylko na pojedyncze gwiazdy jak Tony Rickardsson, Hans Nielsen, Sam Ermolenko, czy Billy Hamill, którzy i tak rzadko startowali w swoich zespołach.

Kontuzji nigdy nie brakowało, ale jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że jest ich jednak coraz więcej. Dlaczego? Najlepsi zawsze jeździli dużo. Holder - ostatnia ofiara czarnego sportu twierdzi, że tory są w porządku, a tłumiki nie przeszkadzają. Moim zdaniem efektem wypadków jest bardzo wyrównany poziom. Grupa tzw. "średniaków" zbliżyła się umiejętnościami do gwiazd. Za czasów Sama Ermolenki, Hansa Nielsena, Pera Jonssona mistrzowie łatwiej zwyciężali. Polska i szwedzka liga stały na niskim poziomie. Najwięcej kontuzji zdarzało się na angielskich torach, bo tam zawodów było najwięcej, a walka najtwardsza. W dzisiejszym żużlu gwiazdom jest trudniej. Chris Holder co drugi dzień walczy ze świetnie dosprzętowionymi młodzieżowcami i szeroką grupą profesjonalistów, którzy obsługują najlepsze ligi świata. Wyścigi coraz częściej są niezwykle zażarte, decydują centymetry i determinacja. Życie mistrza nie jest usłane różami. Chciałoby się przywołać maksymę Erika.

Chris Holder w piątek zakończył sezon. Z powodu kontuzji nie ma szans obronić tytułu mistrza świata. Wcześniej podobny los aktualnego championa spotkał w 1992 roku Duńczyka Jana Oswalda Pedersena.

Na jednym z portali społecznościowych Grześ Zengota jako główne zdjęcie własnego profilu umieścił zacięty pojedynek sprzed kilku dni z... Chrisem Holderem. Na leszczyńskim Smoku do mety dojechali cało.

Grzegorz Drozd

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×