Andersson ma lepszy kontakt z zawodnikami - rozmowa z Arkadiuszem Rusieckim, prezesem Lechma Startu Gniezno

Od 8 maja trenerem Lechma Startu jest Stefan Andersson. Z dotychczasowej współpracy ze Szwedem zadowolony jest prezes klubu, który podkreśla, iż ma on lepszy kontakt z zawodnikami niż jego poprzednik.

Michał Korościel
Michał Korościel

Michał Korościel: Ile punktów miałby dzisiaj Start Gniezno gdyby Stefan Andersson nie zastąpił Lecha Kędziory na stanowisku trenera?

Arkadiusz Rusiecki: Żeby odpowiedzieć na to pytanie musiałbym umieć wróżyć z fusów, albo czytać z gwiazd, nie mam pojęcia ile mielibyśmy punktów gdyby nadal pracował u nas Lech, ale wiem, że doszliśmy do takiego momentu, w którym zmiana była konieczna i dzisiaj widzimy, że podjęliśmy dobrą decyzję, bo zaczęliśmy wygrywać. Widać, że zawodnicy dobrze się czują z Anderssonem, na pewno Stefan ma lepszy kontakt z naszymi żużlowcami niż miał wcześniej trener Kędziora. Zniknęła też bariera językowa, bo Lech Kędziora musiał się porozumiewać z zawodnikami przy pomocy tłumacza, a Andersson doskonale zna angielski i dociera do zawodników bezpośrednio. Na razie jesteśmy zadowoleni z pracy Stefana Anderssona.

Czyli jedną z głównych przyczyn zwolnienia trenera Kędziory było to, że miał nie najlepszy kontakt z zawodnikami?

- Nie do końca, bo przecież do Ekstraligi awansowaliśmy w znacznej mierze dzięki temu, że trener Kędziora miał niezłe relacje z zawodnikami i one w tym sezonie się nie pogorszyły. Widziałem jednak, że w obecnym sezonie każda kolejna porażka przybijała zespół, każdy mijający dzień zamiast pomagać, dobijał tę grupę, to się odbijało na wspomnianych relacjach trenera z zawodnikami, komunikacja była coraz gorsza, urywała się więź Lecha Kędziory z żużlowcami i musieliśmy działać. Kiedy ktoś ma w zespole dwie lokomotywy, które zawsze zdobywają po kilkanaście punktów to się trenerem nie martwi, bo Ci najlepsi zawodnicy żadnych wskazówek nie potrzebują. My natomiast mamy zespół równych chłopaków i w takich drużynach, jak nasza, trener ma do odegrania większą rolę, szczególnie w obszarze komunikacji. Dlatego zdecydowaliśmy się coś zmienić, potrzebowaliśmy odświeżenia, wybraliśmy Stefana, bo szukaliśmy człowieka, który nie jest skażony polskimi przyzwyczajeniami, który czasami nie rozumie co się krzyczy z trybun, co się pisze w gazetach, a co za tym idzie, tym się nie przejmuje. Chcieliśmy też kogoś z zewnątrz, kto patrzyłby nie tylko na drużynę, ale też na nasze działania, na działania szefostwa klubu, bo my przecież też popełniamy błędy, a Andersson, jako osoba nieskalana żużlowymi obyczajami w naszym kraju może dostrzec więcej i wskazać nam nasze niedociągnięcia.

Mówi pan, że doszliście do momentu, w którym zmiana trenera była konieczna. Bardzo szybko doszliście do tego momentu, bo ledwie po 5 kolejkach. Nie zabrakło wam trochę cierpliwości?

- Nie wiem czy szybko, bo kiedy zmienialiśmy trenera mijała jedna trzecia sezonu, po jednej trzeciej sezonu można się już czasami pakować i myśleć o pierwszej lidze. My byliśmy w przededniu takiego momentu, dlatego musieliśmy działać. Gdybyśmy nic nie zrobili, to niewykluczone, że teraz zastanawiałbym się nad budową składu Startu Gniezno w rozgrywkach pierwszoligowych w sezonie 2014, a jednak po zmianach nadal mamy prawo wierzyć, że uda nam się utrzymać w elicie.

Mówił pan, że zniknęła bariera językowa między trenerem, a zawodnikami, co było wcześniej dużym problemem, rozumiem, że teraz jesteście drużyną anglojęzyczną i żaden z waszych zawodników z angielskim nie ma problemu?

- Tak jesteśmy drużyną anglojęzyczną, nasi obcokrajowcy świetnie mówią po angielsku, Sebastian Ułamek i Piotr Świderski też, bo jeździli w Anglii, małe problemy z tym językiem mają tylko nasi juniorzy, ale oni też z dnia na dzień robią postępy, zresztą nie mają wyjścia, bo nasz parking od dawna jest anglojęzyczny.

Rozmawiałem niedawno z Czesławem Czernickim i on mówił, że przed sezonem miał z Gniezna propozycję poprowadzenia drużyny. Skoro tak, to trenerowi Lechowi Kędziorze od początku nie ufaliście?

- Nie, to nieprawda. Przed sezonem z Czesławem Czernickim rozmawiałem tylko raz, przez telefon i to on do mnie dzwonił. Wymieniliśmy poglądy na temat sytuacji żużla w Polsce i ja ten telefon od Czesława odebrałem jako sygnał, że w razie czego jest gotowy poprowadzić naszą drużynę, ja jednak nie byłem tym zainteresowany. Prawdą jest natomiast, że poważną propozycję dostał od nas w trakcie sezonu, kiedy wiedzieliśmy już, że rozstaniemy się z Lechem Kędziorą. Ostatecznie jednak zdecydowaliśmy, że potrzebujemy odświeżenia, a to gwarantował tylko człowiek, który nigdy w Polsce nie pracował, dzisiaj mogę powiedzieć, że podjęliśmy słuszną decyzję.

Stefan Andersson chyba lubi ryzykować. Potrafił w jednym meczu, w Toruniu konkretnie, odsunąć od składu i Sebastiana Ułamka i Antonio Lindbaecka, czyli dwóch zawodników, którzy mieli być motorami napędowymi Startu w tym sezonie. Nie wydaje się panu, że Andersson za bardzo szaleje z tymi odważnymi ruchami?

- Ale my właśnie tego od niego oczekiwaliśmy, to jest ta świeżość, o której mówię. Niewielu jest polskich trenerów, jeżeli są w ogóle, którzy zdecydowaliby się na odsunięcie od składu dwóch lokomotyw, które miały ciągnąć wynik. Nam był potrzebny taki człowiek, który się nie boi, ja byłem wręcz zdziwiony tym, kiedy Stefan powiedział mi, że ogląda Lindbaecka na co dzień w Szwecji i jego zdaniem Antonio na Ekstraligę w tym momencie się nie nadaje. Musi dużo pracować, musi wyjść z dołka i wtedy znowu dostanie szansę jazdy w naszej ekipie. Największym atutem Anderssona jest to, że on się nie musi nikomu podlizywać, on pewnie nie planuje długiej kariery trenerskiej w Polsce, nie musi się reklamować, a w związku z tym może sobie pozwolić na eksperymenty i to nam się w nim najbardziej podoba. My chcieliśmy na stanowisku trenera człowieka, który jest pozbawiony uczuć, sentymentów w stosunku do zawodników w naszej Ekstralidze, który patrzy na to na chłodno i nie wystawia w meczu zawodnika, którego lubi, a odstawia tego, którego nie lubi, nie obawia się, że ktoś się może na niego obrazić. Słowem chcieliśmy człowieka, który działa jak maszyna, czysto pragmatycznie, bez kierowania się emocjami. Dzięki temu, że Stefan ma takie cechy odstawił Linbaecka od składu, a dał szansę Wattowi i to był dobry ruch, bo Watt swoją szansę wykorzystał. Australijczyk w naszym zamyśle miał być zawodnikiem głębokich rezerw, nawet z jego kontraktu wynika, że w naszym składzie nie będzie się pojawiał zbyt często, a jednak to się zmieniło. Watt dostał szansę dzięki Stefanowi i teraz się odwdzięcza, z resztą Andersson z Australijczykiem ma świetny kontakt i to przynosi efekty, ale w Lindbaecka nadal wierzymy i chcemy, żeby jak najszybciej wrócił do składu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×