Co z węgierskim żużlem? Niepokojące słowa legendy

Antal Kocso to jeden z najlepszych żużlowców w historii Węgier. Kraj ten od lat nie posiada jednak jeźdźców, mogących rywalizować ze światową czołówką. Zdaniem byłego zawodnika Stali Gorzów nie zmieni się to w kolejnych sezonach.

Mateusz Kmiecik
Mateusz Kmiecik
Antal Kocso WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Antal Kocso
Węgierski żużel już od wielu lat przeżywa kryzys. Nie tylko brakuje żużlowców z tego kraju na światowych arenach, ale także istnieje coraz mniej ośrodków i obiektów w tamtym rejonie.

Mimo wszystko Węgry nie znikają całkowicie z mapy żużla. Chociażby już 8 czerwca w Debreczynie odbędzie się pierwsza runda TAURON Speedway Euro Championship, a na torze pojawią się czołowi zawodnicy z Europy.

Brak nadziei


Potencjalny entuzjazm studzi Madziar Antal Kocso, były żużlowiec Stali Gorzów. Cieszy się on z imprezy takiej rangi w jego ojczyźnie, ale wątpi, że w ten sposób uda się ożywić "czarny sport" na Węgrzech. Co więcej, ma wątpliwości, czy na przestrzeni kilku lat reprezentacja jego kraju pojawi się, na przykład w Speedway of Nations.

ZOBACZ WIDEO: Nowe wyzwanie Jakuba Krawczyka. Jak nie powtórzyć sezonu 2022?

- Mamy żużlowców, ale nie wierzę w to. Po prostu tego nie widzę. Przepaść nawet w stosunku do środka stawki jest zbyt duża. Kiedy jedziesz na turniej, to zakładasz walkę o najwyższe cele, a nie tylko pojawienie się - powiedział 61-latek w rozmowie z portalem stalgorzow.pl.

Żużlowiec i tuner w jednym


Sam za to w przeszłości był czołową postacią węgierskiego żużla. Jest dwukrotnym uczestnikiem finału Indywidualnych Mistrzostw Świata. W 1988 roku zajął 11. miejsca, a cztery lata później był wyłącznie rezerwowym. W parku maszyn pomagała mu jego żona, która była lubiana przez innych zawodników. Jednocześnie wykonywała ona bardzo dobrą pracę. Kocso z kolei był swoim własnym tunerem.

- Jak wiemy, silnik odgrywa w żużlu ogromną rolę. To bardzo ważne. Bez dobrej jednostki nie da się wygrać. Wiedziałem, czego potrzebuję, co pasuje do mojego stylu i co robię. Żaden tuner nie był w stanie w pełni odtworzyć tego, czego chcę. W pewnym momencie stwierdziłem, że lepiej będzie zrobić to samemu niż zlecać to komuś innemu. Problemów technicznych nie było, ale był jeden minus w postaci braku czasu, bo ustawianie, strojenie i mapowanie były bardzo czasochłonne - przyznał.

"Akcja życia"


Węgier w barwach gorzowskiego klubu ścigał się przez trzy lata. W tym czasie za każdym razem osiągał średnią powyżej dwóch punktów na jeden bieg. W 1992 roku wywalczył srebrny medal Drużynowych Mistrzostw Polski. W tym samym sezonie przeprowadził atak, który cały czas jest wspominany w Gorzowie Wielkopolskim. Na torze w Zielonej Górze, w meczu przeciwko Morawskiemu (obecnie Falubaz - dop.red.), na ostatnim okrążeniu wyprzedził Andrzeja Huszczę.

- To była jego popisowa akcja. Mecz był bardzo wyrównany. Zielonogórzanie występowali wtedy z Jimmym Nilsenem w składzie, bardzo mocnym zawodnikiem. Do tego Andrzej Huszcza. Kocso tak się napędził, że przy bramie wjazdowej do parkingu wcisnął się między płot i Andrzeja. W pewnym momencie był tylko tuman kurzu, zafalowało i pojawił się kolor kasku gości przed Andrzejem. To coś, co zapadło mi bardzo mocno w pamięci. Tę akcję można porównać do tej Emila Sajfutdinowa z Częstochowy - przyznał kilka lat temu w rozmowie z WP SportoweFakty Stanisław Chomski.

- To jeden z tych momentów w karierze, który najbardziej pamiętam. Świetny bieg. Nie było miejsca, ale jakimś cudem gdzieś je znalazłem i wyprzedziłem Andrzeja. Szczerze mówiąc, to była akcja mojego życia - podsumował za to Antal Kocso.

Czytaj także:
Żużel. Trzy drużyny nadal mu nie zapłaciły. "Pewnie się na to nie doczekam"
Żużel. Wzmocnienia w PSŻ-cie Poznań? Adam Skórnicki zabrał głos

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×