Żużel. Od kibica do menedżera najlepszej drużyny w Polsce. "Kocham tę dyscyplinę całym sercem"
Menedżer Platinum Motoru Lublin w sporcie żużlowym jest już od prawie czterdziestu lat. Przez ten czas stopień po stopniu wspinał się od kibica, przez pierwsze funkcje przy lubelskim klubie. Skończył jako członek sztabu szkoleniowego Motoru.
W rozmowie z serwisem redbull.com Ziółkowski żartuje, że nie był tylko wirażowym, kierownikiem startu i polewaczkowym. A tak imponujące CV to efekt m.in. czterdziestu lat pracy w sporcie żużlowym. Okrągły jubileusz wypadnie jednak dopiero w przyszłym roku.
Menedżer Platinum Motoru nie ukrywa, że rola, którą pełni obecnie dzieli się na dwa etapy - formalny i nieformalny. Ten pierwszy to przede wszystkim znajomość regulaminu sportu żużlowego. Na co dzień trzeba jednak wykorzystać szereg umiejętności, które wynikają m.in. z tego, co przynosi życie.
ZOBACZ WIDEO: Kościecha szczerze o swoim zawodniku. "Byłem sceptyczny do tego kontraktu"Ziółkowski mówi otwarcie, że to praca pod presją czasu, bo w wielu momentach trzeba błyskawicznie zareagować na wydarzenia torowe, czy przewidzieć, co się może za chwile wydarzyć. W opinii menedżera mistrza Polski trzeba mieć do tego zajęcia bardzo grubą skórę, brać odpowiedzialność za swoje decyzje, bo to również wyzwania związane z oceną ze strony kibiców i mediów.
Co w takim razie pomaga Ziółkowskiemu? - Doświadczenie. I osobiste predyspozycje. No i szczera pasja, bo bez niej nie da się pracować w sporcie tak specyficznym, jak żużel. Ja kocham tę dyscyplinę całym sercem, żyć bez tego nie mogę. Koncentruję się i skupiam na tym, co ważne, ale to nie znaczy, że jestem sztywniakiem, ciągle marszczę czoło i nie pozwalam sobie na luz. Przeciwnie! Uważam, że luz i poczucie humoru najlepiej pozwalają przetrwać w parku maszyn - dodał.
Jacek Ziółkowski nie ukrywa, że żużel jest szalonym sportem, bo można mieć przygotowanych kilka scenariuszy, a jedna sytuacja sprawia, że wszystko przewraca się do góry nogami. Za przykład padł półfinał PGE Ekstraligi przed dwoma laty, kiedy to Motor Lublin udał się do Torunia, a podczas próby toru upadł Mikkel Michelsen. A takich rozwiązań nikt przed startem meczu nie zakłada.
Ziółkowski opowiedział, że wtedy poprosił o kilka minut samotności. Lublinianie nie wiedzieli, co dokładnie stało się Michelsenowi i czy będzie w stanie im pomóc na Motoarenie. W krótkim czasie trzeba było ustalić wszystko od nowa.
- Wziąłem czysty program i w kilka minut wygenerowałem kilka zupełnie nowych scenariuszy. Pokazałem je Maćkowi i Marcinowi, bo sam nie byłem pewien, czy w tym stresie nie popełniłem głupiego błędu. Zaakceptowali nową strategię i tak odjechaliśmy ten mecz. Chyba była dobra, bo awansowaliśmy do finału, a w nim sięgnęliśmy po pierwszy w historii klubu tytuł mistrzowski - skomentował.
Czytaj także:
1. Wkrótce może zostać jedynym żużlowcem w kraju
2. Co dalej z karierą, która znalazła się na zakręcie?
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>