Żużel. Puszakowski na zawsze związany z Apatorem. Z idolami z początków kariery ma znakomity kontakt
Większość kariery spędził poza Apatorem, ale zawsze czuł dumę z bycia jego wychowankiem. Mariusz Puszakowski wspomina dla nas czasy jazdy dla Torunia, opowiadając m.in. o debiutanckim punkcie, straconej szansie na medal i relacjach z kolegami z toru.
Świetnie zapamiętane początki
Po zdaniu licencji startował przede wszystkim w zawodach młodzieżowych, gdyż przebić się przez konkurencję na pozycji młodzieżowca było wówczas w Apatorze Toruń trudno. Juniorem był choćby czyniący postępy Robert Kościecha, a w kolejce do jazdy byli także Marcin Kowalik, Remigiusz Wronkowski czy najmłodszy z tego grona Tomasz Chrzanowski.
Swoją szansę w lidze Puszakowski też jednak w końcu otrzymał. Debiut miał miejsce w czerwcu 1997 roku w domowych zawodach przeciwko częstochowskiemu Włókniarzowi, gdzie punktów nie przywiózł. Ten pierwszy zdobył niedługo później w starciu z bydgoską Polonią, co bardzo dobrze utkwiło w pamięci 45-latka.
- Tak, tak, pamiętam. Derby w Bydgoszczy, na których było paru znajomych. Pokonałem tam Darka Patynka. Wygraliśmy bieg 4:2 z Mirkiem Kowalikiem, który stoczył z Jackiem Gollobem fajny pojedynek. Ja przywiozłem punkt, choć nikt mnie nie znał i byłem skazywany na porażkę. To są bardzo emocjonalne, super wspomnienia - przyznaje z nutką ekscytacji Puszakowski.
Pierwszy powrót do macierzy
W 1999 roku Apator walczył, aby znaleźć się w nowopowstałej Ekstralidze. Trzeba było bić się o to w barażu, w którym zresztą Puszakowski odegrał całkiem istotną rolę. W rewanżu przeciwko zielonogórskiemu ZKŻ-owi wyjechał na tor dwukrotnie za Chrzanowskiego i oba te wyścigi wygrał. I co więcej - jak sam przypomina - w obu za jego plecami do mety dojeżdżał Mirosław Kowalik. Torunianie dwumecz wygrali zdecydowanie, więc uniknęli spadku.
Na następne dwa sezony, będąc już seniorem, przeniósł się do łódzkiego ŁTŻ-u, który startował w 1. Lidze. - W Łodzi dobrze się układało, byłem jednym z lepszych zawodników, lecz tam po dwóch latach pokręciło się, bo klub się posypał. Za uszy ciągnął mnie jednak trener Jan Ząbik, który widział we mnie potencjał - mówi "Puzon", nawiązując do powrotu do Torunia w 2002.
Wówczas torunianie byli obrońcami tytułu mistrzowskiego zdobytego w poprzednim roku. Tymczasem skończyło się jazdą tylko o miejsca 5-8, a Puszakowski głównie był rezerwowym. - Miałem dobrą końcówkę w 2001, ale byłem chyba na to nieprzygotowany, bo nie zdawałem sobie sprawy z pewnych rzeczy. Poza tym jeździłem na kontrakcie amatorskim. Szansę na nieco więcej występów dostałem dopiero na koniec - przypomina.
Drugi powrót i niedosyt z brakiem medalu
Tego, czego brakuje bohaterowi naszego materiału z czasów jazdy dla Apatora to medalu Drużynowych Mistrzostw Polski. Omijały go te sezony, w których żółto-niebiesko-biali stawali na podium. Najbliżej sukcesu było paradoksalnie w 2005 roku, kiedy torunian skazywało się na trudny bój o utrzymanie, a oni na przekór temu okazali się rewelacją Ekstraligi. Puszakowski wrócił wtedy po dwóch sezonach spędzonych w Grudziądzu.
ZOBACZ WIDEO: Kościecha o swoim zawodniku. "Byłem sceptyczny do tego kontraktu"- Byłem gotowy na takie wyzwanie. O żużlu poważniej zacząłem myśleć właśnie w 2005. Wiedziałem, jak powinien wyglądać profesjonalny sport. Wcześniej kleiłem dwa motocykle, a tutaj dostałem dużą pomoc od Ryszarda Kowalskiego. Natomiast w samym Apatorze nie było presji na wynik, mieliśmy jechać, jak najlepiej umiemy. Podstawą byli juniorzy, czyli Adrian Miedziński i Karol Ząbik, którzy robili rewelacyjną robotę. Jason Crump i Andy Smith coś zawsze przywieźli, tak samo Wiechu Jaguś, no i ja też coś dorzucałem. Stanowiliśmy monolit, jeden drugiemu pomagał. Coś przepięknego - stwierdza z zadowoleniem.
Ostatecznie Anioły uplasowały się na najgorszym dla sportowca czwartym miejscu. - Szkoda tego meczu w Częstochowie (o brązowy medal - przyp. red.). Nie udało się odjechać go w pierwszym niedzielnym terminie. Datą rezerwową dla Ekstraligi był poniedziałek, ale wtedy nie mogli jechać Crump i Smith. Jedynie tam poszarpaliśmy i wysoko przegraliśmy (32:58). Wtedy była olbrzymia szansa na medal - żałuje straconej szansy Puszakowski.
Najlepszych wspomnień nie ma on z ostatniego roku spędzonego w macierzystym klubie. Rok 2006 był dla niego naznaczony kontuzjami, a w samym klubie zaczęło brakować pieniędzy. - Wróciłem po ciężkiej kontuzji kręgosłupa, której doznałem we Wrocławiu. Czułem się pewnie, ale nie trafiłem ze sprzętem. Nikomu w klubie nie płacili, skład był klejony. Potem jeszcze złamałem nogę w Anglii, choć pojechałem mimo to do Rzeszowa. Zresztą na samym początku ligi nie wyszedł mi mecz w Rybniku i mnie po nim odstawiono - stwierdza były zawodnik, dodając, że zahamowało go również to, że w Polsce można było kontraktować wówczas więcej obcokrajowców i z tego też skorzystano w Toruniu.
Kontakty z kolegami ma do dziś
W kolejnych latach Puszakowski startował w kilku klubach pierwszoligowych i drugoligowych. Pomimo tego, że od ostatniego sezonu spędzonego w Toruniu minęła ponad dekada, gdy podjął decyzji o zakończeniu kariery, nie wyobrażał sobie, by turniej pożegnalny organizować w innym miejscu niż Gród Kopernika. Ten pod nazwą "Puzon Last Lap" odbył się na Motoarenie w październiku 2018 roku. Jej główny bohater znakomicie wspomina tamten dzień.
- Ja przez te lata cały czas byłem związany z Toruniem. W końcu jestem wychowankiem tamtego Apatora, jednym z ostatnich, a to sporo znaczy. Mogłem liczyć na mojego sponsora, Adama Krużyńskiego z firmy Nice, z którym ustaliliśmy, że coś takiego fajnego zrobimy. Nie wydałem na to ani złotówki, bo wszystko pokrył sponsor. Była fajna impreza przed i po, przyjechali ci, co mieli, m.in. Adam Skórnicki czy Damian Baliński. Oczywiście była duża ekipa starych toruńskich zawodników i było co porobić.
Puszakowski cieszy się, że cały czas utrzymuje bardzo dobry kontakt z kolegami z początków kariery, choćby wspomnianym już Kowalikiem czy kilkoma innymi. - Mogę powiedzieć, że to byli moi idole. Fascynowałem się tym, że mogę jeździć z nimi na zawody, byłem zadowolony, Dziś możemy na siebie liczyć, wypić piwo, pogadać, wystąpić w różnych wydarzeniach, np. charytatywnych. Jesteśmy pod telefonem - opowiada.
Po zakończeniu kariery Mariusza Puszakowskiego najczęściej można spotkać w boksach zawodników, w których opiekuje się sprzętem i dzieli się wiedzą zebraną przez lata startów na żużlu. Obecnie związany jest z teamem Chrisa Holdera, co też sprawiło, że jego ewentualne dołączenie do sztabu szkoleniowego toruńskiego Apatora, o czym się mówiło, nie jest teraz możliwe. - Na tą chwilę temat jest ucięty. Piotr Baron bardzo nalegał, ale wcześniej dogadałem się z Chrisem na pracę dla niego i nie chciałem łamać danego słowa. Wszyscy mnie zrozumieli. Trzymam z całych sił kciuki za Apatora - zakończył nasz rozmówca.
Tomasz Janiszewski, dziennikarz WP SportoweFakty
Statystyki Mariusza Puszakowskiego z czasów jazdy w Apatorze Toruń:Sezon | Mecze | Biegi (wygrane) | Pkt+bon. | Śr. biegowa | Śr. meczowa | Lista klas. |
---|---|---|---|---|---|---|
2006 | 6 | 21 (2) | 16+3 | 0,905 | 2,67 | nsk |
2005 | 17 | 73 (12) | 84+13 | 1,329 | 4,94 | 37. |
2002 | 6 | 28 (5) | 33+6 | 1,393 | 5,50 | nsk |
1999 | 13 | 28 (2) | 20+4 | 0,857 | 1,54 | nsk |
1998 | 9 | 19 (0) | 10+2 | 0,632 | 1,11 | nsk |
1997 | 2 | 3 (0) | 1+0 | 0,333 | 0,50 | nsk |
SUMA | 53 | 172 (21) | 164+28 | 1,116 | 3,09 | - |
CZYTAJ WIĘCEJ:
Apator Toruń może powalczyć o jeszcze jeden transfer. Mają sprytny plan
Pozdzierane buty i zdenerwowani rodzice. Tak kiedyś "szalał" Karol Strasburger
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>