Żużel. Nie zmuszać, a nagradzać. "W ten sposób można zmotywować ośrodki"

- Najlepszym pomysłem byłoby wynagradzanie za szkolenie, zamiast ustalania sztywnych reguł lub kar. Nie o to chodzi, aby nieprzygotowany zawodnik jechał w PGE Ekstralidze - mówi Marian Maślanka, komentując przepis o obowiązkowym wychowanku.

Mateusz Kmiecik
Mateusz Kmiecik
Damian Ratajczak na prowadzeniu WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Damian Ratajczak na prowadzeniu
Z informacji WP SportoweFakty wynika, że prace nad wprowadzeniem przepisu o obowiązkowym wychowanku na pozycji juniorskiej są już na ostatniej prostej, a ostateczną decyzję w tej sprawie poznamy najpóźniej do czerwca. Przepisy mają obowiązywać już od 2025 roku.

Do ustalenia pozostały już jedynie szczegóły. Ze wprowadzenia planowanych zmian nikt już raczej się nie wycofa, bo nowy przepis miałby być domknięciem tzw. piramidy szkolenia i sprawić, że klubom jeszcze bardziej będzie zależało na szkoleniu młodych zawodników (więcej TUTAJ).

Nie wszystkim jednak podoba się planowana zmiana. Wątpliwości posiada Marian Maślanka, który podkreśla, że obrany kierunek poszukiwań rozwiązań na wychowanie młodych żużlowców jest dobry, jednak wszystko powinno się zorganizować inaczej. - Najlepszym pomysłem byłoby wynagradzanie za szkolenie, zamiast ustalania sztywnych reguł lub kar - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: Miał jedną wątpliwość. Robert Kościecha mówi o propozycji GKM-u

Były prezes Włókniarza Częstochowa nie ma wątpliwości, że szkolić trzeba, jednak nie na sztukę, jak to ma miejsce w tej chwili, gdyż do tej pory nie zdało to żadnego egzaminu. - Nie o to chodzi, aby nieprzygotowany zawodnik jechał w PGE Ekstralidze i to bez znaczenia, czy jest to wychowanek. Takie rozwiązanie szkoleniowo nie jest dobre. Ci młodzi ludzie mają się stopniowo rozwijać. Trzeba dać im na to szanse i bez pośpiechu wpuszczać do drużyny. Za to powinniśmy nagradzać - podkreśla.

Na gratyfikację mogłaby wpływać liczba meczów odjechanych przez danego żużlowca lub zdobyte przez niego punkty. Co więcej, sama kwota pieniężna przyznawana za wypełnienie limitu powinna być na tyle wysoka, aby kluby mogły to odczuć. Z drugiej strony ci, którym się to nie udało, powinni zapłacić ekwiwalent. - W ten sposób można zmotywować ośrodki do posiadania wychowanków - twierdzi nasz rozmówca.

W jego opinii samo zmuszenie do posiadania w składzie zawodników wyszkolonych przez dany klub nic nie da, a dodatkowo usztywni rynek transferowy. Wszystko dlatego, że drużyna z trzema lub czterema wychowankami w składzie będzie mogła wystawić maksymalnie dwóch. Jednakże i tak na wszelki wypadek zatrzyma pozostałych. Za to zespół z brakami personalnymi nie da rady pozyskać żużlowców z innej ekipy. - Ci młodzi ludzie mają przede wszystkim jeździć. Co prawda będą mogli to robić w zawodach młodzieżowych, ale najwięcej doświadczenia zbiera się w PGE Ekstralidze - przyznaje.

Marian Maślanka jako przykład podaje system w polskiej piłce. - Tam za występy młodzieżowców w pierwszej drużynie się nagradza, a za niewypełnienie limitów każe płacić opłaty dla związku. Tak samo powinno być w przypadku żużla i wychowanków na pozycjach juniorskich - podsumował.

Czytaj także:
Żużel. Budują skład na lata? Dwójka zawodników chętna na dłuższą współpracę
Żużel. PZPN może być wzorem dla PGE Ekstraligi. Nagrody za punkty wychowanków?

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy zgadzasz się z Marianem Maślanką?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×