Żużel. Beniaminek wiedział na jak trudny teren jedzie. O to prosi menadżer Cellfast Wilków

Cellfast Wilki Krosno musiały uznać w piątek wyższość Tauron Włókniarza (34:56). Gościom na niewiele zdała się obecność wielu osób doskonale znających częstochowskie środowisko. Jedną z nich jest Michał Finfa.

Konrad Cinkowski
Konrad Cinkowski
Vaclav Milik (z lewej) i Jason Doyle WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Vaclav Milik (z lewej) i Jason Doyle
Ekipa Cellfast Wilków Krosno do Częstochowy pojechała z dużymi nadziejami. Goście zdawali sobie sprawę, że o zwycięstwo będzie bardzo trudno, ale nie zamierzali przed pierwszym biegiem wywieszać białej flagi.

Tym bardziej że w ich szeregach była liczna grupa, która częstochowskie środowisko i tor znała doskonale: Mateusz Świdnicki, Sebastian Ułamek, Janusz Stachyra oraz Michał Finfa.

Ten ostatni w rozmowie z WP SportoweFakty przyznał, że wiedza nabyta przez ostatnie lata w częstochowskim klubie, tym razem mu się nie przydała.

- Obecnie tor wydaje się być szybszy niż w przeszłości i tak naprawdę gospodarze pokazali, że mogli w końcu zrobić tor po swojemu i w pełni to wykorzystali. Pogoda trochę się zmieniła i wpłynęła na takie przygotowanie toru i było widać, że miejscowa ekipa jest szybsza i ma znacznie lepsze ustawienia. To, że przegraliśmy w takim stosunku, to głównym powodem było to, że nie umieliśmy się przystosować - przyznał nasz rozmówca.

Faworytem piątkowej konfrontacji byli gospodarze, którzy jednak z respektem podchodzili do ścigania z krośnianami. Zdawali sobie sprawę z nieobliczalności przeciwnika, który mógł w Częstochowie zarówno bardzo wysoko przegrać, jak i wyjechać z tarczą. Ostatecznie ku uciesze Lwów spełnił się ten pierwszy scenariusz, a podopieczni Lecha Kędziory wygrali 56:34.

- Mamy świadomość tego, jak mocnym zespołem jest Tauron Włókniarz Częstochowa i jakie problemy mieli od początku sezonu. Widać jednak gołym okiem, że ci zawodnicy, którzy mieli problemy, to mają je już za sobą, co pokazał mecz we Wrocławiu. Przyjeżdżaliśmy tutaj wiedząc, że gospodarze są już innym zespołem, który będzie kandydował do Drużynowego Mistrzostwa Polski. I w piątek to potwierdzili, a my jesteśmy na innych galaktykach, jeśli chodzi o cele naszych zespołów - dodał Michał Finfa.

W pomeczowych rozmowach dało się odczuć mieszane uczucia. Z jednej strony na pewno żałowali porażki i takiego rozmiaru. Z drugiej jednak w kilku wyścigach pokazali, że stać ich na wyjazdowe wygrywanie z najlepszymi.

- Pamiętam tutaj mecze, w których goście gromadzili 22 czy 25 punktów, więc proszę nie odbierać naszego wyniku, czyli tych 34 punktów na trudnym terenie, jako dramat. Nic takiego nie ma miejsca, a po prostu trzeba przeanalizować ten mecz i wyciągnąć z niego wnioski - przyznał menadżer krośnieńskiej drużyny.

W rozgrywkach ligowych czeka nas przerwa, bo w sobotę odbędzie się turniej FIM Speedway Grand Prix w Warszawie. Później Cellfast Wilki Krosno czeka domowa konfrontacja z ebut.pl Stalą Gorzów. Finfa przyznał, że celem jest wygrana. Czy ona może dać utrzymanie?

- Nie można tego powiedzieć, że to utrzymanie już będzie. Na pewno nas przybliży, a to jest nasz cel - zakończył Michał Finfa.

Czytaj także:
Kasprzak zdradził czego potrzeba na torze w Krośnie
Andrzej Lebiediew mówi, co zawiodło w Częstochowie

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Cellfast Wilki Krosno mogą czuć zadowolenie z występu w Częstochowie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×