Po bandzie: Różne twarze Torunia [FELIETON]

- Tylko nie piszcie mi o ekstremalnych emocjach, które rodzi żużel. Owszem, rodzi, lecz nie jest to usprawiedliwieniem dla tych, co pozostają po bezpieczniejszej stronie bandy - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber
Wiesław Jaguś z Janem Ząbikiem WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Wiesław Jaguś z Janem Ząbikiem
"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Każdy kolejny rok w polskim żużlu rozpoczyna się od... urodzin Jana Ząbika. Osoby wyjątkowej, ciepłej, bezkonfliktowej. Na poziomie dla wielu innych nieosiągalnym. I, co kluczowe, takiej, która wiele więcej tej dyscyplinie dała, niż wzięła. To właśnie wyróżnia pana Janka od kilku frontmanów starających się brylować tu i tam - że Ząbik pojawił się w żużlu, by dawać, a oni – by brać i żądać więcej, więcej, więcej.

Lista nazwisk odkrytych dla speedwaya przez Ząbika jest niezwykle bogata. Bez wątpienia ważne miejsce zajmuje na niej Piotr Baron, który był już zapisany w Toruniu do szkółki hokejowej i… wtedy to się stało. Wtedy właśnie przez osiedle przejeżdżał pan Janek i zobaczył niedoszłego hokeistę wykonującego podwórkowe ewolucje na motorynce. I zamiast jazdę na lodzie, zaproponował chłopakowi jazdę na żużlu.

ZOBACZ Zmarzlik wskazał żużlowców, których najbardziej ceni. W gronie dwóch Duńczyków!

Baron od razu był na tak, a gdy się jeszcze okazało, że wachę dają tam za darmo i nie trzeba ojcu ze zbiornika spuszczać, to do pomysłu był już wręcz zapalony. Zresztą, gdyby zapytać dziś opiekuna Fogo Unii o największego fachowca od szkolenia, odpowie bez wahania - Ząbik. Bo jeśli chodzi o naukę od etapu zero do egzaminu na licencję, to lepszego jeszcze w Polsce nie spotkał. Mianowicie Baron twierdzi, że tak jak pan Janek potrafi człowieka usadzić na motorze i wytłumaczyć, co dalej, to nikt inny nie potrafi.

Akurat pech chciał, że to pan Janek stoi za jedynym spadkiem w historii WTS-u, działającego od 1993 roku. Co prawda nie lubię tej cezury czasowej i dzielenia wrocławskiego speedwaya na okres przed WTS-em i po, niemniej tak to się często odbywa. A ten spadek miał miejsce w 1997 roku i nie był, rzecz jasna, efektem działalności pana Janka, lecz klasycznej zmienności dziejów. Tego, że po latach tłustych muszą nadejść chudsze. Tak jest obecnie w Lesznie, a wtedy tak było we Wrocławiu, po mistrzowskim hat-tricku. Z klubu odeszli Piotr Protasiewicz i Wojciech Załuski, a nie do jazdy okazał się też Baron, będący po złamaniu uda, które nogę skróciło mu o 2,75 cm, natomiast sezon 1997 właściwie do zera. Była to gotowa recepta na spadek, od którego zespołu nie uchroniła ochotnicza straż pożarna w osobach Zbyszka Lecha i Eugeniusza Tudzieża.

Choć na papierze wciąż wszystko wyglądało optymistycznie... Nie na czystym, lecz takim w kratkę. Z zeszytu do matematyki. Na nim właśnie panu Jankowi wychodziło słynne 6x8=48. A więc, krótkie wyjaśnienie dla młodszych, wystarczy tylko, że każdy z ośmiu zawodników wywalczy sześć punktów, nie musi więcej, i zwycięstwo jest w kieszeni. Ta teoria wydała tylko dwukrotnie i spadkowi wrocławian towarzyszył ogromny huk. Zresztą nie mniejszy odnotowano wówczas pod Jasną Górą, bo oto z najwyższej ligi spadał właśnie, obok Atlasa, obrońca mistrzowskiego tytułu - Włókniarz-Malma Częstochowa.

Od pana Janka bije dobro. Nie jest to typ zamordysty, stąd pewnie anegdota, jak to swego czasu wyglądało ustalanie składu Apatora przez trenera Ząbika. Otóż przybijał on kartkę z nazwiskami do drzwi, po czym uciekał z miejsca zdarzenia.

A dziś, gdzie nie rzucę okiem, czytam o znacząco różnym zachowaniu innego członka sztabu szkoleniowego obecnego Apatora. Zresztą, na zachowanie tego człowieka, pokazane w kolejnym odcinku serialu Canal+, zwracali też moją uwagę oburzeni kibice z Lublina. Nazwisko pomijam celowo, nie chcę się dokładać do kontestowania opiekuna od przygotowania motorycznego. Bo choć jego zachowanie i słowa skierowane do sportowego przeciwnika ("jeb… ć cweli") zasługują na zdecydowaną krytykę, to wierzę, że pracownik klubu przemyślał temat i wyciągnął wnioski. Słowa "trener" nie używam z premedytacją, w żużlu chyba zbyt często go nadużywamy. Zresztą, co z tego, że ktoś ma niekiedy wykształcenie wyższe, jeśli podstawowego mu brakuje.

Tylko nie piszcie mi o ekstremalnych emocjach, które rodzi żużel. Owszem, rodzi, lecz nie jest to usprawiedliwieniem dla tych, co pozostają po bezpieczniejszej stronie bandy. I nie jest też usprawiedliwieniem dla chamstwa na trybunach.

A zatem, w nowym roku, idźmy za głosem zrozumienia - "porzućmy egocentryzm i cynizm, spójrzmy na wspaniały anturaż, która nas otacza: faunę, obszary zielone i firmament."

Dla mnie Toruń ma twarz pana Janka! Kilku innych musi jeszcze zjeść dużo chleba, by próbować się z nim równać.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Zobacz jak obecne gwiazdy żużla wyglądały 10 lat temu! Czy zmieniły się?
Jason Doyle wygrał pierwszą rundę mistrzostw Australii w Gillman!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×