Żużel. Apator w tarapatach. "Nie zazdroszczę trenerowi"

Działacze Apatora z niepokojem patrzą w przyszłość i wciąż nie wiedzą, czy będą walczyć o mistrzostwo. Jacek Frątczak przyznaje, że sytuacja klubu jest niekomfortowa ze względu na brak decyzji co do Rosjan, ale o stabilny byt torunian się nie boi.

Bogumił Burczyk
Bogumił Burczyk
Jack Holder (z lewej) i Robert Lambert WP SportoweFakty / Julia Podlewska / Na zdjęciu: Jack Holder (z lewej) i Robert Lambert
Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty: Na tę chwilę zarząd For Nature Solutions Apatora może powiedzieć - wiemy, że nic nie wiemy. A to ze względu na wątpliwą sytuację Rosjan i niepewność w kwestii dopuszczenia ich do startów. W tej chwili trudno powiedzieć, czy torunianie znajdą się w czołowej czwórce, czy też będą walczyli o jak najlepsze miejsce w dolnej części tabeli.

Jacek Frątczak, były menedżer  Apatora Toruń: Nie do końca mogę się z tym zgodzić. Gdybyśmy teraz mieli szacować, kto zajmie jakie miejsce w przyszłorocznej PGE Ekstralidze, to w zasadzie trzeba byłoby zadzwonić do Wojtka Stępniewskiego i do Canal+, po czym odwołać rozgrywki, bo przecież ci mają skład na mistrza, a tamci spadną.

Rozmawiamy czysto teoretycznie. Oczywistością jest, że to, co na papierze, niekoniecznie potwierdzi się na torze.

Tak. Natomiast z całą pewnością decyzja co do zgody na jazdę Rosjan, w tym Emila Sajfutdinowa, jest dla Apatora absolutnie kluczowa. Nie nawołuję do niczego, jestem od tego bardzo daleki, ale widzimy, co się dzieje za wschodnią granicą. Aleksandr Łoktajew nie mógł startować w lidze nie dlatego, że zabroniła mu rodzima federacja, tylko przez to, że jego kraj został napadnięty przez inny, na miasta spadają bomby i zawodnik dostał zakaz opuszczania Ukrainy. Natomiast ja wszystko rozumiem i argumenty dotyczące tych chłopaków... Nie wchodząc w szczegóły, dyskusje o polityce i sprawach z nią związanych, uważam, że decyzja powinna zapaść jak najszybciej. Zarówno Artiom Łaguta, jak i Sajftudinow, to żużlowcy w swoich klubach pierwszoplanowi i przesądzający o układzie sił. Wszyscy powinni wiedzieć, na czym stoją.

ZOBACZ Prezes Wilków Krosno: W żużlu etyki nie było, nie ma i nie będzie

Kadra Apatora będzie wyglądała zupełnie inaczej niż w minionym sezonie.

Z pewnością. W 2022 roku dało się łatać skład zz-tką, był też Jack Holder. Teraz Holdera nie będzie, tak jak i zastępstwa zawodnika. Sytuacja jest trudna i nie mam wątpliwości, że bez Sajfutdinowa toruńska kadra będzie słabsza, bo inaczej być nie może.

Klub mają zasilić Wiktor Lampart i Jan Kvech.

Tak, ale to dwóch debiutantów. Wiktor Lampart zadebiutuje w lidze jako senior, z kolei Kvech jako zawodnik PGE Ekstraligi. No... Może w przypadku Czecha nie możemy tak powiedzieć, bo on jakieś doświadczenie na najwyższym szczeblu posiada, aczkolwiek to będzie sezon na przetarcie. Kvech dopiero będzie zdobywał cenne doświadczenie i poznawał dokładnie ekstraligowe tory.

Dlatego strata Sajfutdinowa wydaje się szczególnie dotkliwa.

Przede wszystkim dlatego, że przewidziano dla niego szczególną rolę. Emil miał scalać cały projekt, być ostoją drużyny, liderem z prawdziwego zdarzenia, który odciąży tych młodych chłopaków. Druga sprawa. Trzymanie go w gotowości kolejny rok pod rząd to kosztowna zabawa. Wreszcie po trzecie i najistotniejsze, Apator wciąż nie wie, na czym stoi i nie może odpowiednio zadziałać na rynku transferowym. A tu przecież trzeba ruszyć po lidera pokroju Patryka Dudka, żeby zastąpić Rosjanina. Sytuacja bardzo trudna. Klub, w sytuacji braku Sajfutdinowa, nie może sobie pozwolić na zachowanie status quo.

Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow
W takim razie jaki jest złoty środek?

Trudno mi powiedzieć, bo sytuacja jest naprawdę skomplikowana. Raz jeszcze podkreślę, nie zazdroszczę sztabowi i działaczom. Na pewno jedna kontuzja może wywrócić toruńską formację do góry nogami, dlatego trzeba działać. Bierność jest niewskazana. Jestem przekonany, że w Toruniu z całą pewnością myślą nad planem B. Zresztą zarząd wie więcej, bo trwają rozmowy kuluarowe. To prezes Termiński bezpośrednio komunikuje się ze związkiem. Jeżeli podejmuje ruchy, mające na celu sprowadzenie kogoś do Torunia, to są one oczywiście pokłosiem wniosków wyciągniętych z tych rozmów. Na pewno nie można czekać na decyzje do grudnia.

Więc trzeba poszukać kogoś sensownego na rynku transferowym. A co, jeżeli Sajfutdinow jednak dostanie zgodę na starty?

Najgorzej jest nie działać w ogóle. Każda decyzja, w której nie będzie bierności, jest lepsza, nawet jeżeli ostatecznie okaże się nietrafiona. Chodzi o wybór mniejszego zła. Być może to taka chwila, w której żadne posunięcie nie będzie szczególnie dobre, czy też opłacalne, ale zminimalizuje ewentualne szkody.

Czy zważywszy na okoliczności podjąłby się pan prowadzenia klubu? I nie chodzi mi konkretnie o Apatora, a o dowolny zespół postawiony w takiej sytuacji.

Już raz zdecydowałem się na ryzykowny projekt, w którym było multum znaków zapytania. Skutki tego odczuwam do dziś i mniejsza o to, jakie. Powiem tak. Praca w żużlu jest dla tych, którzy to kochają. I zawsze trzeba pamiętać o tym, że odpowiedzialność za wynik spoczywa głównie na barkach menedżera. Niezależnie od tego, co się wydarzy, krytyka spadnie właśnie na niego.

Jak wygląda taka praca?

To bardzo odpowiedzialna funkcja. Chcę tylko wytłumaczyć tym, którzy nie wiedzą, jak to wygląda od środka. Zabawa w menedżera to ogromny stres. Jeździłem na każde spotkanie z duszą na ramieniu. Zwłaszcza, że przed żadnym meczem nie mogłem być pewien zwycięstwa, nawet domowym. Wtedy to jest zupełnie inny, ciężki kawałek chleba. Trudno prowadzić taki projekt, a na końcu i tak obrywają trener i menedżer. Dlatego, wracając do pana wcześniejszego pytania, czy poprowadziłbym tak niepewny zespół? Wszystko zależy od zdefiniowanych celów. Jeżeli to byłaby walka o utrzymanie, to projekt miałby rację bytu. Wszystkie wyżej postawione cele, zwłaszcza walka o jeden z medali, wywołują ogromny szereg wątpliwości.

A jaki widzi pan najczarniejszy scenariusz, który może spotkać toruński klub?

Jestem mimo wszystko zwolennikiem obierania koncepcji optymistycznych. Należy myśleć pozytywnie, a nie widzieć świat w czarnych barwach.

Uprzedził pan moje kolejne pytanie. Pojawiała się też koncepcja optymistyczna, bo przecież z Emilem w składzie Apator mógłby śmiało włączyć się do walki o najwyższe cele. Ale w przypadku szeregu nieszczęść i braku Sajfutdinowa, klub może nawet spaść.

Zgadza się i dlatego wszystko zależy od postawy liderów. Sprawa jest prosta. Jeżeli Patryk Dudek będzie jeździł w taki sposób, jak miało to miejsce w środku sezonu, to mamy filar drużyny. Do tego dochodzi Robert Lambert, czujący się dobrze praktycznie wszędzie. Formę ustabilizował Paweł Przedpełski, który wskoczył na wysokie obroty i dokładał ważne punkty, zwłaszcza u siebie. Dopełnieniem jest formacja młodzieżowa, w osobach Krzysztofa Lewandowskiego i Mateusza Affelta. Obaj są w stanie zdziałać wiele i rozstrzygać wyścigi na swoją korzyść, szczególnie na Motoarenie. Może to nie jest drużyna na finał, ale jeżeli pojedzie na miarę swoich możliwości to o wynik sportowy, w kontekście bezpiecznego sezonu, jestem spokojny. Natomiast kluczowe jest to, żeby zawodnicy Apatora jechali to, co potrafią. Wtedy będzie dobrze. Na przykład Patryk Dudek. A że akurat on potrafi, to nie mam wątpliwości.

Na zdjęciu: Patryk Dudek, Jack Holder, Robert Lambert, Paweł Przedpełski Na zdjęciu: Patryk Dudek, Jack Holder, Robert Lambert, Paweł Przedpełski
Liga zapowiada się na bardzo wyrównaną. O dostarczycielu punktów raczej nie będzie mowy.

Tak. Z całą pewnością inaczej jest pracując w mediach, kibicując na stadionie, a inaczej działając w środku. Bo z jednej strony będzie atrakcyjnie dla kibiców, z drugiej strony niejeden sztab czeka wiele nieprzespanych nocy i nie może być inaczej. Ta dawka stresu musi być i będzie. Pewność siebie jest ważna, gdy jej nie ma, pojawiają się wątpliwości. A trudno o przesadną pewność, gdy liga jest wyrównana. To mogłoby być nawet zgubne.

Wydawało się, że rynek jest zabetonowany.

Wszystko zależy od tego, kto pierwszy wyjmie cegłę z muru. To zrobiło Krosno i uruchomiło całą spiralę. Do tego dochodzi sytuacja ekstremalna, której wcześniej nie było, czyli kwestia zawieszenia Rosjan. Wilki niespodziewanie weszły do gry o wzmocnienia, nie godząc się na rolę chłopca do bicia i przepowiadaną przez wszystkich degradację. Powiedziały sprawdzam. I odkryły kolejny problem. Widać teraz doskonale, jak słaba jest podaż klasowych zawodników. Jeden, dwa ruchy i cały rynek został wywrócony do góry nogami.

Na to chyba składa się wiele czynników. Kiedyś Szwedzi byli potęgą, a teraz jest Fredrik Lindgren i długo, długo nic.

Jeżeli chcemy powiedzieć, że mamy do czynienia z kryzysem żużla poza granicami Polski, to tak jakbyśmy nic nie mówili. Przykład Szwedów tylko to potwierdza. Dlatego tak ważne są projekty w rodzaju Ekstraligi U-24, krytykowanej przez całą masę ludzi. Potem można z takich projektów zbierać plony. Porównuję tę sytuację do Unii Europejskiej. Po to dołączają do niej nowe kraje, żeby inwestować w infrastrukturę, korzystać z nowych rynków zbytu. Organizm wtedy lepiej funkcjonuje.

A pomocną dłoń musi wyciągnąć silniejszy i zainterweniować tam, gdzie coś umiera. Tak po prostu musi być. Nie da się robić ligi zawodowej bez dobrych obcokrajowców. Jak będziemy ścigać się sami ze sobą, to będzie bez sensu, skanibalizujemy ten sport. Zwiększanie podaży zawodników, w perspektywie winno też skutkować spadkiem ich cen, czego na razie nie widać.

Jeżeli nie dopuszczą Rosjan do ligi, to czy nie będzie tak, że dwa zespoły zdecydowanie uciekną pozostałym? A mianowicie Włókniarz i Motor.

Tak, to chciałem powiedzieć. Po szybkiej analizie składów, mamy taką sytuację, że pojawiają się nowi faworyci. Zresztą my też się dużo nie pomyliliśmy mówiąc, że Motor znajdzie w ścisłej czołówce. Za rok będzie z nimi podobnie, mimo rewolucji w składzie. To w końcu projekt, który opiera się na mistrzu świata seniorów, Bartku Zmarzliku.

Motor także nie mógł liczyć na Grigorija Łagutę, ale sobie z tym poradził. Niewielu spodziewało się, że odejdzie Mikkel Michelsen, tymczasem zespół został zbudowany błyskawicznie. Niektórym takie rewolucje służą i potrafią się w nich odnaleźć. Jak widać, Motor zalicza się do tego grona. Patrząc czysto teoretycznie, o ile Rosjanie nie zostaną dopuszczeni do jazdy, to Lublin, obok Częstochowy, będzie za rok najmocniejszą siłą rozgrywek. A jeżeli zostaną, to i wtedy Motor włączy się do walki o najwyższe cele.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty

Zobacz także:
Damian Dróżdż szczerze podsumował sezon: Zawiodłem kibiców i samego siebie
MF Trans Landshut Devils będą mieć problem z utrzymaniem? "Czeka nas ciężki bój"


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy For Nature Solutions Apator Toruń awansuje do półfinału PGE Ekstraligi w przypadku nieobecności Emila Sajfutdinowa?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×