Po bandzie: Kubera przegrał z Czugunowem, Zengi rośnie jak inflacja [FELIETON]
- Sport to niezwykle wdzięczna dziedzina życia, bo robisz, co kochasz i jeszcze ci za to płacą, biją brawo, a nawet noszą na rękach. Za jeden medal dają drugi. Za zwycięstwo nagradzają następnym - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.
***
W poniedziałek w Krośnie było wszystko. Wielka dramaturgia, wielkie powroty (Grzegorz Zengota), małe debiuty (Kacper Szopa) i Bartek Zmarzlik w opałach. Trzystopniowa formuła finałowa Indywidualnych Mistrzostw Polski się broni i pisze zachęcający scenariusz przed ostateczną rozgrywką w Rzeszowie.
A więc to nasze Grand Prix okazało się o niebo ciekawsze od tego w Cardiff, gdzie tor ułożono za pięć dwunasta i arena walki się rozpadła. Taki Grzesiek Zengota przewrócił tabelę do góry nogami, pokonując aż dziesięć szczebli i awansując z szesnastej pozycji na szóstą, w okolice podium. To bardzo spektakularny powrót, choć drugi zaliczył też symboliczny - do wielkiej gry po zdrowotnych perypetiach, które zostawiły ślad w chodzie zawodnika. Tym większy szacunek za charakter i niezłomność. Było ciężko, lecz miłość do dyscypliny pozwoliła pokonać kolejne przeszkody. Właśnie, miłość do dyscypliny...
ZOBACZ WIDEO Wbił szpilę prezesowi GKM. Ta sytuacja zniechęca zawodników do transferu?Co jakiś czas czytam wywiady z gwiazdami sportu i łączenie się z nimi w bólu przez dziennikarzy. Niemal zawsze pada to sztampowe stwierdzenie, ileż oni musieli poświęcić - bo kiedy rówieśnicy szli na dyskotekę, to oni musieli na trening. Jakby chodziło się trenować o 21. Spokojnie, otóż sportowiec, gdy jest młody i w formie, to i na tę potańcówkę znajdzie wieczorem czas i siłę. Mało tego. Jest tam bardziej skazany na sukces, niż ci koledzy, co na co dzień zbijają bąki. Bo przecież wysportowany i umięśniony, bardziej przyciągający uwagę płci przeciwnej. No, w obecnych czasach to chyba spore ryzyko z mojej strony, pisać o zainteresowaniu płci przeciwnej. Można zostać posądzonym o brak tolerancji. Więc szybciutko się poprawiam - taki sportowiec bardziej przykuwa po prostu uwagę innych uczestników wieczornego wydarzenia przy muzyce.
Nie dostrzegam w tym wielkiego heroizmu ani wielkich wyrzeczeń, gdy zamiast uciec do książek, możesz uciec na trening. Z czystym sumieniem.
Ostatnio czytałem ciekawy wywiad Kamila Wolnickiego z Kamilem Stochem, przy czym zaskoczyło mnie pytanie trzykrotnego mistrza olimpijskiego o to, czy gdyby zrobił bilans wszystkiego, to skoki narciarskie więcej mu dały czy zabrały. I uwaga, że rówieśnicy robili różne fajne rzeczy i mieli z tego frajdę, a Stoch nie zawsze, bo tę w jego profesji dają tylko dalekie skoki. Myślę, że akurat Stochowi sport dał niemal wszystko i dawać nie przestanie. A że czasem pod jego dom w Zębie podjedzie jakaś wycieczka? Nie wiem, czy ci, co robią na co dzień w fabryce, skazani są w życiu na same fajne rzeczy. Nie wiem też, czy im na te fajne rzeczy starcza. A nasz wybitny skoczek, młody człowiek, będzie miał jeszcze mnóstwo czasu i, że tak powiem, możliwości, by nadrobić ewentualne zaległości.
Sport to niezwykle wdzięczna dziedzina życia, bo robisz, co kochasz i jeszcze ci za to płacą, biją brawo, a nawet noszą na rękach. Za jeden medal dają kolejne. Za jedno zwycięstwo nagradzają następnym - w plebiscytach i innych tego rodzaju wydarzeniach. Choć, rzecz jasna, nie każdemu zbudują pomnik, a za tym wszystkim kryje się praca.
Wracając jednak do Zengiego. Akurat on swoje wycierpiał i strachu też się najadł. Tak, jego można by zapytać o bilans zysków i strat. Co ciekawe, nie stał on nigdy na podium Indywidualnych Mistrzostw Polski, choć w 2014 roku jechał w finale po złoto. Już wychodził na prowadzenie, już rozpędzony przeciskał się pod płotem, gdy mu tam opuścił szlaban Piotr Pawlicki. I Grzegorz został z niczym. Cieszyłbym się, gdyby los mu kiedyś oddał. Choćby w brązie. Ale już w Krośnie wykonał kawał dobrej roboty. Niby zawodnik po sezonie w Polsce, a przywiózł Zmarzlika oraz Janowskiego. Teraz, przy negocjowaniu nowego kontraktu, bardziej będzie mu wypadało używać argumentu o szalejącej inflacji.
Kubera. To właśnie on zadbał o hitowy scenariusz tegorocznych Indywidualnych Mistrzostw Polski, dopadając w generalce Zmarzlika. Jakżeż byłoby ciekawiej, gdyby to Dominik, a nie Gleb Czugunow, mógł pojechać z dziką kartą we wrocławskiej rundzie Grand Prix. Zawodnik WTS-u w dwóch ostatnich meczach wyjazdowych swojego zespołu, w Lesznie i Toruniu, punktował tak: 2,2,1,0,0,0,0,3,0,0,0. Nie piszcie mi tylko, że impreza nie odbędzie się ani w Lesznie, ani w Toruniu. To wszystko zresztą mało istotne, bo biznes jest biznes. Taki ktoś stworzył niepisany kodeks, że interesy organizatora wyżej stoją od polskiej racji stanu. I chyba jeszcze nikt nie postąpił wbrew tej zasadzie.
Stąd też trudno mieć pretensje do Andrzeja Rusko, że dba po prostu o swoje podwórko, nie chcąc nań wpuścić konia trojańskiego. Kuberze nie pozostaje zatem nic innego jak polecieć do Glasgow i samemu sobie zapewnić cały pakiet startów w Grand Prix.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
Finał IMP bez Cierniaka i Miśkowiaka
Szczepaniaka czeka przerwa w startach?
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>