Biało-czerwoni: Pierwsza tercja 0:2, dwie tercje przed nami...

Choć Australijczycy potrzebują już tylko jednego punktu do awansu do Grupy Światowej, biało-czerwoni nie tracą nadziei, skupiając się na sobotnim deblu.

 Redakcja
Redakcja

Michał Przysiężny stoczył z Bernardem Tomiciem  bardziej wyrównany pojedynek niż wcześniej Łukasz Kubot, ale mimo to nie był zadowolony ze swojego występu. - Był to średni mecz w moim wykonaniu, ale mimo wszystko miałem swoje szanse. W pierwszym secie trochę pechowo przegrany ostatni gem mając prowadzenie 40-0. Tomic strzelił wtedy od niechcenia dwa returny z drugiego serwisu. Zrobiła się równowaga, trochę nerwów i tego gema przegrałem. Zagotowałem się przed tie breakiem, gdzie trzeba grać równowagi, przewagi i break pointy. Tak błąd przydarza się raz, dwa razy w meczu, akurat wtedy się przydarzył. Jak był tie break to wiadomo że szanse są pół na pół, więc to trochę zaważyło o nastroju w całym meczu. Dwa pierwsze sety zadecydowały, że na początku trzeciego straciłem serwis - ocenił głogowianin.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

Pierwszy dzień zmagań ocenił Radosław Szymanik. - Odpowiedzialność jest po mojej stronie. Nowy strój, 0:2. Jutro muszę być w dresie, tak już zostało ustalone w szatni - żartował kapitan reprezentacji Polski, który prezentował się tym razem bardziej elegancko niż zwykle.

- Jeden i drugi przeciwnik to trochę z rodzaju czarodziei: boczne rotacje, zwalnianie gry, ściąganie w grę pozycyjną, trochę szachy na korcie. Łukasz zrobił dzisiaj wszystko, co mógł. Lleyton [Hewitt] nie dał mu w ogóle przestrzeni. Był zdecydowanie lepszy, grał swobodnie, chociaż Łukasz nie grał złego meczu. Był nieprecyzyjny, a Hewitt kontrował go w każdym momencie - ocenił występ Kubota Szymanik. - Jeżeli chodzi o Michała, to inna bajka. Gra była wyrównana, były momenty, w których Michał przeważał. Niefortunny ten pierwszy set, bo gdyby doszło do tie breaka to wszystko mogłoby się inaczej ułożyć. Michał miał chwilowe momenty zawahania i trochę brakowało dyscypliny taktycznej w grze - ciągnął kapitan. Szymanik na razie nie skupia się na niedzielnych rewanżach singlowych, bo teraz bardzo dużo zależy od występu Mariusza Fyrstenberga i Marcina Matkowskiego. - Jakbym myślał o niedzieli, to musiałbym zapomnieć o deblu, a na dzień dzisiejszy musimy mieć 100 proc. skuteczności, trzeba wygrać debla w sobotę, a potem mieć pełną gotowość na niedzielę - zakończył Szymanik.

Z Warszawy
dla SportoweFakty.pl
Marcin Stańczuk

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×