Sukces Janowicza pcha nas do przodu - rozmowa z Tomaszem Bednarkiem, polskim tenisistą

Sezon 2012 zakończył się z pięcioma reprezentantami Polski w Top 100 deblistów. Jednym z nich jest Tomasz Bednarek, który w Australian Open wystartuje w duecie z Jerzym Janowiczem.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik

Dominika Pawlik: Dziewięć finałów ATP Challenger, dwa finały rangi ITF, z czego cztery tytuły challengerowe i jeden niższej rangi. Nie powie pan chyba, że to nieudany rok?

Tomasz Bednarek: To był na pewno jeden z lepszych sezonów, jeśli nie najlepszy. Chociaż ranking dwa lata temu miałem troszeczkę wyższy, byłem 81. na świecie, ale ogólnie był to dobry sezon, zobaczymy, co się wydarzy w następnym.

Próbował pan także swoich sił w turniejach z cyklu ATP, ale na cztery starty przypadła jedna wygrana w Kitzbühel.

- Tak, tylko raz udało nam się z Mateuszem Kowalczykiem wygrać mecz, chociaż dwa inne spotkania były bardzo zacięte i było blisko wygranej. Nawet zdarzyły się w nich piłki meczowe, także poziom był wyrównany. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie lepiej w tych większych turniejach.

W Sztokholmie zagrał pan dość nieoczekiwanie z Go Soedą, który w deblu się raczej nie specjalizuje. Jak to się stało?

- Był to przypadkowy wybór. Z Mateuszem do Sztokholmu byśmy się nie dostali, więc musiałem kogoś szukać, akurat on nie miał partnera i udało nam się razem załapać do turnieju, ale nie był to na pewno dobry występ. Powiedziałbym, że to był jeden z gorszych występów w tym roku.

Ranking nie pozwala na wspólny start z Mateuszem Kowalczykiem w Australii, jak będzie wyglądać w takim razie ten początek sezonu?

- Na początku dwa turnieje, czyli Auckland i Australian Open będę grał z Jerzym Janowiczem, a co będzie później? Zależy od tego, jak tam zagramy i jaki będę miał ranking. Myślę, że Challenger w Heilbronn będzie takim naszym pierwszym występem z Mateuszem, tam zagramy razem.

To był wasz wspólny plan - start w Australian Open, zapowiadaliście po przegranym finale w Szczecinie, że to wasz cel. Obaj mieliście do obrony trochę punktów za końcówkę zeszłego sezonu i aktualny wspólny ranking zdaje się być niewystarczający. To chyba spory zawód?

- Na pewno większy dla Mateusza, bo on do Australii nie poleci. Ja mam akurat to szczęście, że będę mógł zagrać z Jerzykiem i dzięki temu się dostanę. Myślę, że tak, trochę szkoda, że razem nie uda nam się zagrać w Melbourne.

Czy ta półroczna przerwa we wspólnych startach z Mateuszem Kowalczykiem pomogła wam?

- Tak, na pewno jesteśmy bardziej doświadczeni i lepiej się rozumiemy na korcie i poza kortem, więc na pewno odniosła pozytywny skutek.

Start z Janowiczem w Mons nie był planowany?

- To był przypadkowy debel, miałem grać tam z Mateuszem, ale nie dostaliśmy się. Turniej był bardzo mocny, jak na Challengera i nie spodziewaliśmy się, że będzie aż tak ciężko. Jerzyk miał już wtedy wyższy ranking od Mateusza, co pozwoliło nam się załapać i... wygraliśmy w rezultacie turniej.

Mógł pan się przecież umówić z jakimś deblistą na wspólną grę, a nie z zawodnikiem, dla którego był to czwarty start w grze podwójnej w sezonie. Skąd ten wybór?

- Z Jerzykiem dobrze się dogadujemy, nadajemy na tych samych falach i fajnie było zagrać z nim. Nasza współpraca idzie w dobrym kierunku.

Czy to nie jest tak, że pan na korcie jest "oazą spokoju", a Jerzyk tworzy taką wybuchową część?

- Na pewno tak jest, to się wiąże z wiekiem. Ja już mam 30 lat, Jerzyk 22 - z wiekiem człowiek staje się spokojniejszy i to może tak wyglądać rzeczywiście z boku.

Z Mateuszem jest tak chyba podobnie.

- Zdarzają się mecze, że potrzeba trochę spokoju, ale nie ukrywam, że były też spotkania, gdzie on widział, że trochę się denerwuję i musiał mnie uspokajać. To działa w dwie strony, ale na pewno częściej to ja studzę jego, niż on mnie.

Wspólne treningi z Jerzym Janowiczem są tylko z powodu utworzenia pary na początku sezonu? Gdyby nie to, to trenowałby pan gdzie indziej?

- Myślę, że też trenowalibyśmy razem. To że gramy wspólnie w Australii nie ma większego znaczenia. Przyjechałem tutaj z moim trenerem Pawłem Stadniczenko i jestem bardzo zadowolony z tych pięciu dni. Naprawdę były to dobre treningi, szkoda, że Jerzyk trochę zachorował i raz był, a raz go nie było (Bednarek trenował w Łodzi także z Grzegorzem Panfilem - przyp. red.).

Czyli w Łodzi są dobre warunki?

- Porównując do innych miast, są tu bardzo dobre warunki do trenowania. Mamy tutaj trenera od ogólnorozwojówki, a w zasadzie Jerzyk ma. Chętnie będę tu przyjeżdżał.

Nie boi się pan, że Janowicz odpuści sobie w Australii grę podwójną, bardziej skupiając się na singlu?

- Jerzyk jest taką osobą, która jeśli decyduje się na grę, to daje z siebie zawsze 100 procent i o to akurat się nie martwię.

Na początku roku nie ma pan zbyt wielu punktów do obrony, zbliża się pan do najwyższego rankingu w karierze.

- Nie mam żadnych celów czy planów rankingowych, staram się skupić na każdym meczu, a co wyjdzie, to się okaże.

Mówi się o podziałach pieniężnych w turniejach kobiecych i męskich, ale nierówny jest także podział puli na grę pojedynczą i podwójną. Co pan o tym sądzi?

- Tak już jest i trzeba się z tym pogodzić i grać. Tym bardziej, że w tym roku pula w Australian Open dla deblistów wzrosła i są to trochę większe pieniądze.

Ale w turniejach ATP Challenger różnice w nagrodach są znaczne. Za zwycięstwo w Koszycach (pula nagród 30 tys. euro) otrzymaliście 1900 euro do podziału, a triumfator gry pojedynczej 4300 euro. W Mons (pula nagród 106,5 tys. euro) zainkasowaliście 6600 euro na parę, a zwycięzca gry pojedynczej zgarnął 15,3 tysiąca euro.

- Na pewno jest ciężko. Nie ma żadnej pomocy, sponsorów, zainteresowanie jest praktycznie żadne. Z Challengerów jest ciężko się utrzymać, ale jeżeli jest się już tak blisko, to warto spróbować, żeby się wbić do Top 50 i później jeszcze wyżej, wtedy na pewno będzie już łatwiej.

Debel jest mniej popularny wśród kibiców, z czego to wynika?

- Myślę, że wina leży po stronie władz ATP. Nie nagłaśniają rozgrywek deblowych, nie są one pokazywane w stacjach telewizyjnych. Tak naprawdę kibice nie mają możliwości zobaczenia tego debla i zauważenia, że to jest też wspaniała rzecz, że liczy się nie tylko singiel. Akcje w grze podwójnej też są bardzo fajne, więc też trzeba na to spojrzeć od strony mediów.

Ale już podczas zawodów trybuny podczas meczów deblowych nie są puste.

- Na turniejach ludzie kupują bilet i można przejść z jednego kortu na drugi i rzeczywiście na grę podwójną dużo osób przychodzi.

Może dzięki sukcesom polskich tenisistów coś się zmieni, znajdą się sponsorzy, tenisa będzie więcej w mediach?

- W pewnym sensie nie ode mnie to zależy, ale na pewno dzięki Jerzykowi jest większe zainteresowanie. Mam nadzieję, że coraz więcej młodych osób będzie starało się grać w tenisa i w przyszłości będą odnosić może podobne sukcesy?

Czy sukces Janowicza nie jest takim rodzajem mobilizacji dla pozostałych zawodników w naszym kraju? Oczywiście łodzianin cały sezon grał dobrze, ale turniej w Paryżu był przełomowy.

- Każdy grający w Polsce tenisista powinien tak na to patrzeć. Jeżeli Jerzykowi udało się osiągnąć taki wynik, dlaczego nam ma się nie udać? Każdy ciężko pracuje, więc wszystko jest możliwe.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×