Rafa Nadal: Prawie niemożliwe, ale tego dokonałem

Turniej w Monte Carlo, tam gdzie listę honorową otwiera jeszcze w XIX w. Reggie Doherty, legenda Wimbledonu, gdzie dwa tytuły zdobył Władysław "Dziekan" Skonecki, gdzie ważny przystanek do udziału w historycznym Masters zanotował Wojciech Fibak. Listę sław zamyka, ale tylko chronologicznie, Rafael Nadal - niepokonany przez 37 meczów. Za rok wróci tam po ósmy tytuł.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

- To w Monte Carlo się wszystko zaczęło - powiedział lider rankingu po finałowym triumfie nad Davidem Ferrerem. - W 2003 roku przeszedłem kwalifikacje, wygrałem dwa mecze i po raz pierwszy znalazłem się w Top 100. To prawdopodobnie ten z turniejów kategorii Masters 1000, z którym czuję się najbardziej emocjonalnie związany.

Niedościgniony w rywalizacji na kortach ziemnych, Nadal zwraca uwagę na element, który czyni jego dokonania na Lazurowym Wybrzeżu jeszcze znaczniejszymi: - Tu grają przecież najlepsi tenisiści świata. A on ich wszystkich pokonał. W tej edycji wprawdzie zabrakło na starcie Novaka Đokovicia, ale wobec tegorocznej formy Serba należy spodziewać się jeszcze ich finałowych pojedynków w kolejnych turniejach na mączce (Madryt, Rzym i Paryż).



- Początek sezonu na kortach ziemnych jest dla mnie fantastyczny, a kolejne zwycięstwo tutaj bardzo szczególne - powiedział Nadal. - To było prawie niemożliwe, ale jednak tego dokonałem - mówił po zdobyciu 44. tytułu w karierze. Pierwszy wywalczył w Sopocie w 2004 roku. Najważniejszymi laurami są te w Wielkim Szlemie - w sumie dziewięć.

O finale z Ferrerem: - Miałem trochę szczęścia, gdy pojawiła się szansa na przełamanie w drugim secie: David popełnił kilka błędów, podwójny serwisowy i to bardzo pomogło mi zakończyć mecz. Czułem się trochę bardziej zmęczony niż zwykle. Takie spotkania jak wczorajsze [sobotnie z Murrayem] czy dzisiejsze wzmacniają fizycznie i mentalnie. Negatywna strona jest taka, że spędzając na korcie długi czas, będąc zmuszonym do biegania, jest to wielki wysiłek dla ciała. W wymiarze psychicznym może to być jednak pomocne w perspektywie kolejnych etapów sezonu na mączce.

W niedzielę wyczerpujący finał w Monte Carlo, teraz podróż wybrzeżem Morza Śródziemnego do Barcelony. Na kortach najstarszego klubu tenisowego w Hiszpanii Nadal zagra po dwóch latach - w ubiegłym sezonie zrezygnował z występu ograniczając kalendarz po rehabilitacji ścięgien kolanowych.

Ograniczenia były. Dziś cieszy się zdrowiem, a przynajmniej nie daje po sobie poznać, by ono szwankowało. - Taki terminarz sobie wybrałem i jestem z niego zadowolony - przyznał. - Czy się pomyliłem, zobaczymy w najbliższych miesiącach. Faktycznie gram jednak tylko trzy lub cztery turnieje poza tymi obowiązkowymi. Zagrałem jeden, by przygotować się do Australian Open, teraz będę w Barcelonie i muszę wystąpić w Queen's przed Wimbledonem. Nie gram 25 turniejów w roku. A w ogóle to nie chodzi o samą liczbę turniejów, ale meczów, w jakich się występuje: można odpadać w pierwszych rundach albo dochodzić do finałów.

O newralgicznym okresie sezonu: - Od Indian Wells do Wimbledonu to najważniejsza dla mnie część roku, decydujące cztery lub pięć miesięcy. Tym razem wszystko zaczęło się dobrze. Pozostaję pokorny, zmotywowany i pozytywnie nastawiony każdego dnia. To jedyna droga do tego, by grać na tym poziomie, ponieważ prawda jest taka, że nie grając perfekcyjnie wygrałem turniej. Mam coś do poprawy i ekscytuje mnie myśl, że spróbuję to poprawić.

Najlepszy zapewne w historii specjalista od kortów ziemnych, pięciokrotny triumfator Roland Garros, ma coś do poprawy. - Treningi przed turniejem nie były dobre - przyznał. - Zacząłem grać lepiej, gdy wystartowały zawody. Drugi mecz, przeciw Richardowi [Gasquet], nie był łatwy, a przeciw Ljubičiciowi trudno było o jakąkolwiek analizę, bo niesamowicie wiało. W półfinale i finale nie byłem w stanie grać cały czas na najwyższym poziomie, tylko kilka gemów. Gram nieco bardziej defensywnie. Jakoś łatwiej niż zwykle tracę koncentrację. To w moim przekonaniu jedyny minus.

Pytanie o to, czy wyobraża sobie siebie grającego w wieku 29 lat, czyli w wieku Federera. - Przestanę grać w tenisa, kiedy przestanę się łudzić, że jestem w stanie być lepszym tenisistą. A nie wiem kiedy to nastąpi. Nie wiem co będzie za miesiąc, ani za pięć lat. Zawsze trzeba myśleć o zdrowiu, by nie doznać kontuzji, tak jak przytrafiło się to Carlosowi Moyi [pierwszy hiszpański lider rankingu]. On naprawdę chce grać, ale ogranicza go zdrowie. Ja doceniam to co mam.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×