Francesca Schiavone: Zawsze marzę, zawsze w siebie wierzę

- Nie przygotowywałam się na nic, ponieważ, gdy do jakiś rzeczy się przygotuję one się nigdy nie zdarzają - powiedziała wzruszona Francesca Schiavone odbierając Puchar Suzanne Lenglen z rąk byłej triumfatorki Roland Garros Mary Pierce, której podziękowała za to, że razem z nią celebruje ten sukces.

Łukasz Iwanek
Łukasz Iwanek
Włoszka nigdy wcześniej nie przeszła w Wielkim Szlemie fazy ćwierćfinału, a w sobotę została pierwszą włoską triumfatorką turnieju wielkoszlemowego od 1976 roku, gdy w Paryżu Pucharu Muszkieterów zdobył Adriano Panatta. - Byłam bardzo dobrze przygotowana mentalnie i taktycznie do tego finału. Byłam skoncentrowana na serwisie. Starałam się nigdzie nie spoglądać, tylko czuć swoją grę i być agresywna tak jak tylko mogłam - powiedziała Włoszka po finałowym sukcesie nad Stosur. Tenisistka z Mediolanu była bardzo przejęta obecnością swoich najbliższych przyjaciół. - To jest cała moja rodzina i osoby, które ze mną pracują, a także moi przyjaciele odkąd miałam dwa, trzy lata. Więc jestem tak szczęśliwa. Kiedy ich zobaczyłam powiedziałam: "Co wy tutaj robicie?. A oni na to: "Przyjechaliśmy samochodem. Przebyliśmy 10 godzin". A ja powiedziałam: "Jesteście szaleni". "Nie opłaciłaś nam lotu, to musieliśmy przyjechać samochodem." Tak, to fantastyczne.

Francesca Schiavone, 29 lat, jako pierwsza Włoszka wygrała turniej Wielkiego Szlema (foto PAP/EPA)
- Moja taktyka polegała na tym, by chodzić do siatki, ogrywać jej bekhend, a kiedy miałam okazję przejść na forhend, ponieważ ona jest bardzo silna. To był jeden z moich celów, poza tym być agresywną i wchodzić w kort. - Oczywiście zawsze marzę, zawsze w siebie wierzę. Nie o trofeum czy o turnieju i myślę, że dla mnie to było kluczem do wszystkiego. Cieszę się, naprawdę bardzo się cieszę. - Poczułam duży przypływ energii, więcej i jeszcze więcej. Nie mogłam się zatrzymać. Naprawdę czułam, że to jest ten jeden mój moment. I wzięłam to. Nie straciłam szansy. Nie martwiłam się o nic i grałam swój tenis. To była chwila - wypowiedziała się Schiavone na temat fenomenalnego w jej wykonaniu tie breaka. - Nie uważam, abym zagrała źle. Ona miała swój dzień. Ona dochodziła do tego i wszystko jej wchodziło. To wymagało odwagi i ona to zrobiła. Nie sądzę, abym zrobiła coś źle. To było dobrze przez nią wykonane - powiedziała Stosur. - Spodziewałem się, że ona będzie agresywna, ponieważ w naszych ostatnich meczach prawdopodobnie nie była wystarczająco agresywna i ja całkowicie dyktowałam warunki i wygrywałam z nią. Więc oczekiwałam, że ona zrobi coś innego. Bo jeśli robisz to samo osiągasz takie same wyniki. Więc spodziewałam się, że ona obierze inną drogę. Naprawdę to mnie nie zaskoczyło, ale wszystko pracowało dla niej. Stosur wypowiedziała się też na temat sytuacji, gdy prowadziła w II secie 4:1. - Nie pamiętam w tej chwili co się stało, ale muszę się zgodzić, że nie wzmocniłam uderzeń na linii i nie zagrałam tego, co chciałam, aby spróbować utrzymać to prowadzenie. Może wtedy byłam trochę pasywna, ale nie czułam się źle. Cały czas czułam się dobrze. Oczywiście uzyskanie tego przełamania dodało mi trochę pewności, ale nie postawiłam się jej i nie spróbowałam pociągnąć tego dalej. - Tak, jestem rozczarowana. Nie przez to, że przegrałam, bo to była wielka podróż i wspaniałe dwa tygodnie. Ale chciałam, by ta bajka była pełna, ale to nie do końca się stało.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×