Ekspansja ze skandalem w tle. Chińczycy nie chcą być dłużej na drugim planie
Finał niewielkiego turnieju w Stanach Zjednoczonych okazał się kamieniem milowym dla chińskiego tenisa. A przy okazji potwierdzeniem, że droga od potencjału do piedestału wcale nie musi być długa.
To jakże inna prognoza od dominującej do niedawna "tam na razie jest ściernisko, ale będzie San Francisco". Bo że Chińczycy w końcu zaczną znaczyć więcej w tenisie, można było się spodziewać. Młodzież atakowała szeroką ławą, wygrywała turnieje niższej rangi, a w pojedynczych meczach napędzała stracha gwiazdom. 17-letnia Xinyu Wang urywała seta Marri Szarapowej, a 19-letnia Qinwen Zheng Idze Świątek. No i wciąż żywe pozostawało wspomnienie o Na Li, która kilkanaście lat temu pokazała, że sky is the limit.
W końcu jednak wyjątki zaczęły zmieniać się w regułę. Od początku tego sezonu Chińczycy z cotygodniową regularnością zaskakują a to w zawodach WTA, a to w ATP, a to jednocześnie na obydwu frontach. Duma Chińczyków rośnie jak na drożdżach, ale... wydarzenia z niedalekiej przeszłości nakazywałaby schować ją do kieszeni.
ZOBACZ WIDEO: Tak wygląda w wieku 35 lat. Zdradziła receptę na niesamowitą figuręSto milionów w plecy
Między Chinami a WTA od pewnego czasu trwa przeciąganie liny. Po tym jak Shuai Peng oskarżyła wicepremiera kraju o molestowanie seksualne, w związku z czym jej wolności osobiste zostały poddane w wątpliwość, kobieca federacja podjęła decyzję o zawieszeniu swoich rozgrywek w Chinach. Umowy łączące obie strony opiewały na ponad sto milionów dolarów.
- Kłopoty WTA w Chinach przyczyniają się do tego, że kobiece rozgrywki nie są w stanie zniwelować luki w nagrodach w zestawieniu z męskim tenisem - donoszą dziennikarze Wall Street Journal. I wyliczają, że w sezonie 2019 łączna pula nagród w turniejach WTA wyniosła 179 milionów dolarów przy 157 z ubiegłego sezonu. Tegoroczne zmagania wcale nie muszą przynieść zmiany na lepsze.
Tymczasem Chiny pomału otrząsają się po pandemii koronawirusa i przymierzają do organizacji dużych wydarzeń tenisowych (chociażby turniej ATP Masters 1000 w Szanghaju, który wróci po trzyletniej przerwie). Tak naprawdę dopiero 2023 rok pokaże, jak twarde w negocjacjach jest WTA. A mówiąc wprost: ile jest w stanie przeboleć.
Teraz piwo, niedługo szampan
Po wynikach chińskich tenisistów początkowo było widać, że doskwierał im brak krajowych turniejów i czołowe postaci obsunęły się na światowych listach. Ostatnie miesiące to jednak pasmo sukcesów. W Australian Open Juncheng Shang został pierwszym tenisistą z rocznika 2005, który wygrał mecz w głównym cyklu. W ten sposób obrał kurs na pierwszą setkę w rankingu, w której rozgościł się już Zhizhen Zhang (pierwszy Chińczyk w tym zaszczytnym gronie). A do tego jest wspomniany wcześniej Yibing Wu. W kwietniu ubiegłego roku zawodnik z drugiego tysiąca rankingu ATP, dziś triumfator turnieju w Dallas i rakieta numer 58 na świecie.
Dwóch z tego grona grało w wielkoszlemowych finałach do lat 18, więc siłą rzeczy ambicje mają duże. Jeszcze więcej można spodziewać się po paniach. Qinwen Zheng potrafi ogrywać wielkoszlemowe mistrzynie, do tej pory nieradząca sobie w największych turniejach Lin Zhu dotarła do 1/8 finału Australian Open, a na dokładkę wygrała turniej WTA w Hua Hin. Z kolei weterenka, 34-letnia Shuai Zhang zajmuje aktualnie najwyższe w karierze - 22. miejsce w rankingu WTA.
Co przyniosą kolejne miesiące? Yibing Wu po zwycięstwie w Dallas zdradził, że nie celebruje zwycięstw w okazały sposób, ale być może napije się z tej okazji piwa. Szampana lepiej zostawić na większe okazje. Wiele wskazuje na to, że w 2023 dostarczy powodów, by go otworzyć przed nocą sylwestrową.
Zobacz też:
Informacja o trenerze Świątek zszokowała kibiców
Niecodzienny gość na korcie. Drugi rok z rzędu
Oglądaj mecze WTA Tour z udziałem Igi Świątek, Magdy Linette i innych topowych zawodniczek w serwisie CANAL+ online. (link sponsorowany)