Ubiegłorocznego sukcesu Stocha w TCS mogło nie być. Polak postawił jednak na swoim

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images / Stanko Gruden / Na zdjęciu: Kamil Stoch
Getty Images / Stanko Gruden / Na zdjęciu: Kamil Stoch
zdjęcie autora artykułu

Dokładnie rok temu na Bergisel w Innsbrucku Kamil Stoch mógł stracić szansę na końcowe zwycięstwo w 65. Turnieju Czterech Skoczni. Po jego upadku w serii próbnej kibice zamarli. Polak pokazał jednak wielkiego ducha walki i otrzymał za to nagrodę.

W 2017 roku dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi, tak jak teraz, przyjechał do Innsbrucka jako lider 65. Turnieju Czterech Skoczni. Przed kwalifikacjami wygrał obie serie treningowe. Po nich spakował się i pojechał do hotelu, odpuszczając start w eliminacjach.

Kolejny skok nie był Polakowi potrzebny, bowiem prezentował się znakomicie. Wszyscy zatem ostrzyli już sobie apetyty na czwartkowy konkurs, a w nim na pojedynek w ostatniej parze. W niej mieli zmierzyć się lider turnieju Stoch z triumfatorem kwalifikacji Stefanem Kraftem.

Tuż przed samymi zawodami wszyscy myśleli jednak już tylko o zdrowiu naszego reprezentanta. Chwile grozy wydarzyły się w serii próbnej. W niej Stoch skoczył daleko (127,5 metra), ale nie ustał skoku. Upadek był spowodowanym oderwaniem się w jednej z nart linki trzymającej wiązanie. Stoch podniósł się z zeskoku o własnych siłach, ale zmagał się z bólem barku.

Polskim skoczkiem szybko zajął się doktor Aleksander Winiarski. Jak przyznał kilka dni temu Włodzimierz Szaranowicz, wieloletni komentatorów skoków narciarskich w Telewizji Polskiej, lekarz reprezentacji pozostawił ostateczną decyzję co do startu w zawodach samemu Kamilowi Stochowi. Polak wykazał się wówczas wielkim hartem ducha. Stwierdził, że skoro tyle pracy włożył w przygotowanie formy i bycie na miejscu lidera turnieju, nie może pozwolić żeby upadek i ból przekreślił to wszystko. Zacisnął zęby i pojawił się raz jeszcze na belce startowej.

Sam konkurs był bardzo loteryjny. Ze względu na zmienny wiatr rozegrano tylko jedną serię, która i tak trwała prawie dwie godziny. Obolały Stoch przetrwał zawody. Co prawda 4. miejsce przy triumfie Daniela Andre Tandego oznaczało dla niego spadek na 2. pozycję w klasyfikacji generalnej 65. TCS, ale strata do nowego lidera Norwega nie była duża (1,7 punktu).

W Bischofshofen Stoch nie dał rywalowi szans. Wygrał finałowy konkurs na Paul-Ausserleitner-Schanze (HS140) i po raz pierwszy w karierze otrzymał złotego orła dla triumfatora niemiecko-austriackich zmagań. Gdyby jednak nie heroiczna postawa Stocha w Innsbrucku, tego sukcesu nie byłoby.

ZOBACZ WIDEO: "Rywalizacja Stocha z Kraftem napędziła oglądalność, walka na miarę Małysza ze Schmittem i Hannawaldem"

Z chorobą nie wygrał np. Stefan Kraft. Tuż przed ubiegłorocznym konkursem na Bergisel Austriak zaczął zmagać się z grypą żołądkową. W efekcie w Innsbrucku i później w Bischofshofen nie odegrał czołowej roli i w turnieju był szósty.

Oby 12 miesięcy później rywalizacja na Bergisel nie była takim horrorem dla Kamila Stocha. Polak jest na najlepszej drodze do drugiego z rzędu zwycięstwa w niemiecko-austriackich zmaganiach i jeśli wygra w czwartek, to trudno będzie mu jeszcze zagrozić. Początek konkursu o 14:00. Na godzinę 12:30 zaplanowano serię próbną. Relacja na żywo oraz podsumowanie zmagań na WP SportoweFakty.

Źródło artykułu:
Czy Kamil Stoch wygra 3. konkurs 66. TCS w Innsbrucku?
Tak
Nie
Zagłosuj, aby zobaczyć wyniki
Trwa ładowanie...
Komentarze (0)