Stams - tam gdzie szlifuje się sportowe diamenty
Czy ponad 250 medali mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, albo nazwiska takie jak Innauer, Hosp, Schlierenzauer, Schild, Kuttin, Kofler czy Iraschko mogą mieć wspólny mianownik? Mogą, i nawet mają. Jaki?
Stams z pozoru niczym nie różni się od innych małych wiosek nieregularnie rozsianych w dolinach Tyrolu. Choć od stolicy najbogatszego regionu Austrii - Innsbrucka- dzieli ją tylko 36 kilometrów, pośpiech i miejski zgiełk to ostatnia rzecz, jaką można tu zastać. Jest za to okazały klasztor Cystersów, jest przydrożny zajazd na modłę tych z amerykańskich filmów i jest gimnazjum sportowe. "To" gimnazjum. Za jego sprawą ta z goła szablonowa alpejska mieścina dla wielu stała się (albo dopiero stanie) najważniejszym przystankiem na drodze do wielkiej kariery.
Z dworca kolejowego do szkoły jest kilkaset metrów. Nie trzeba nikogo pytać o drogę. Zawieruszenie się tutaj zresztą graniczy z niemożliwym. Widoczny z daleka budynek jest jak sam system kształcenia w nim - solidny, na dobrych fundamentach, nowoczesny. Twierdza nie do zdobycia? Dla niektórych na pewno. Po drodze imponujące, należące do placówki boiska sportowe. Tabliczka z napisem "Privat, Betreten verboten" nie zachęca do przechodzenia za furtkę. Jest pusto. O tej porze uczniowie gimnazjum (odpowiednik polskiego liceum) mają lekcje, treningi później.
Dostać się do słynnej szkoły nie jest łatwo. O miejsca "biją się" adepci skoków narciarskich, biathlonu, kombinacji norweskiej, snowboardu i narciarstwa alpejskiego. Kandydaci muszą zdać egzaminy wstępne (testy sprawnościowe i dydaktyczne), a ci, którym się powiedzie i zostają wpisani w poczet uczniów Stams, mają do wyboru dwa tryby nauczania: szkołę handlową bądź program typowy dla "zwykłego" austriackiego gimnazjum. Aby młodym sportowcom ułatwić przyswajanie materiału, szkoła nie tylko trwa cztery lata, ale zachowała także dawny, sześciodniowy system nauki.