Przesadzili. Takich obrazków w Planicy nikt się nie spodziewał

Zazwyczaj tętniąca kibicowskim życiem Planica tym razem świeci pustkami. Ceny w pobliskiej Kranjskiej Gorze mogą zaskoczyć niejednego. A na dokładkę Piotr Żyła czeka i czeka na medal. Nie tak miały wyglądać MŚ w narciarstwie klasycznym 2023.

Szymon Łożyński
Szymon Łożyński
Piotr Żyła i pustki na trybunach w Planicy PAP / Grzegorz Momot + materiał własny / Na zdjęciu: Piotr Żyła i pustki na trybunach w Planicy
Trybuny wypełnione po brzegi, morze słoweńskich flag, okrzyki, trąbki i atmosfera wielkiego sportowego święta - do takich obrazków przyzwyczaiła Planica podczas corocznych finałowych konkursów Pucharu Świata w skokach na Letalnicy.

Gdy zatem to właśnie Słoweńcom powierzono organizację MŚ w narciarstwie klasycznym, wydawało się, że będą to najlepsze mistrzostwa od lat, z niepowtarzalną atmosferą i tłumami kibiców, którzy wręcz będą ścigać się o bilety na najważniejsze konkurencje w skokach i biegach narciarskich.

Nic z tego. Zamiast hucznego wesela mamy co najwyżej skromny obiad weselny tylko dla najbliższej rodziny. To nie żart. Trybuny podczas kolejnych dni mistrzostw świata świecą pustkami. Na razie tylko na sobotni konkurs skoczków nieco się zapełniły, ale i tak daleko było do liczb, które jeszcze przed zawodami podawał nam Sandro Pertile.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni

Dyrektor Pucharu Świata, powołując się na informacje od organizatorów, szacował, że konkursy skoczków może obejrzeć od 15 do 18 tys. fanów. Takiego wyniku, przynajmniej na mniejszej skoczni, nie udało się osiągnąć.

Pustki aż rażą w oczy

I o ile jeszcze na rywalizacji mężczyzn zapełniono przynajmniej część specjalnie przygotowanej na mistrzostwa trybuny, o tyle dzień później - podczas mikstu - kibiców była zaledwie garstka. Widok nie napawał optymizmem, zwłaszcza biorąc pod uwagę, co dzieje się w Planicy pod koniec marca, gdy najlepsi skoczkowie świata latają na położonej obok mamuciej skoczni.
Pusta trybuna podczas mikstu, w którym Słoweńcy wywalczyli brązowy medal Pusta trybuna podczas mikstu, w którym Słoweńcy wywalczyli brązowy medal

Co się zatem stało, że pod względem frekwencji mistrzostwa świata w Planicy tak mocno odbiegają od scenariusza, który wielu uważało za pewnik? Aspekt sportowy nie wchodzi w grę. Słoweńscy skoczkowie i skoczkinie należą do światowej czołówki. Zwłaszcza mężczyźni rozbudzili apetyty. Anze Lanisek i Timi Zajc brylują w Pucharze Świata, a od pierwszych treningów na skoczni K-95 zajmowali miejsca w ścisłej czołówce.

- Po prostu przesadzili z cenami biletów na zawody - powiedziała nam właścicielka jednego z pensjonatów w Kranjskiej Gorze, położonej blisko Planicy, gdzie stacjonuje wielu sportowców, dziennikarzy i niestety niezbyt licznych fanów. - Potem zaczęli obniżać ceny wejściówek, ale to już niewiele pomogło - dodała.

Jeszcze kilka tygodni przed mistrzostwami bilety kosztowały nawet 100 euro. Później ceny malały, nawet poniżej 40 euro, ale trybun i tak nie udało się już wypełnić. Koszt samych wejściówek to jednak nie wszystko. Życie podczas pobytu w Kranjskiej Gorze także nie należy do najtańszych. Butelka wody to wydatek nawet około 10 złotych. Hot doga kupimy za około 40 złotych, a na burgera wydamy równowartość ponad 45 złotych.

Gdyby ktoś z polskich fanów wybrał się na całe mistrzostwa świata w Planicy, tak żeby obejrzeć wszystkie konkursy skoczków, musi liczyć się z wydatkiem od 5,5 do 6,5 tys. złotych za nocleg. Tak tuż przed mistrzostwami wahały się ceny pobytu w pensjonatach ze śniadaniem albo apartamentów do wynajęcia.

Tłumów w Kranjskiej Gorze nie ma. O ile jeszcze w sobotę i niedzielę można było zobaczyć trochę narciarzy na stoku, o tyle w poniedziałek świecił już pustkami. Oblężenia nie przeżywają też miejscowe puby i restauracje. Po prostu nie ma najazdów kibiców - widać to na obiektach sportowych mistrzostw i w codziennym funkcjonowaniu słoweńskiego, bardzo urokliwego, miasteczka.

Piotr Żyła czeka i czeka

Frekwencja to jednak niejedyny kłopot. Pod samym względem organizacyjnym także nie wszystko jest perfekcyjne. Doświadczył tego przede wszystkim Piotr Żyła, który niezwykle długo musi czekać na odebranie wywalczonego w sobotę złotego medalu. To rzecz wręcz niespotykana na imprezach tej rangi, by wywalczone medale sportowcy odebrali dopiero cztery dni po zakończeniu zmagań.

Sam pomysł organizowania ceremonii medalowej w centrum Kranjskiej Gory, na specjalnie przygotowanej do tego scenie, nie jest zły. Kłopot polega jednak na tym, że organizatorzy nie do końca zgrali godziny ceremonii z konkursami w skokach narciarskich. To, że zawody w tej dyscyplinie się przeciągają, to żadna nowość. Wiatr coraz częściej nie jest sprzymierzeńcem skoków i mocno utrudnia sprawne przeprowadzenie rywalizacji.

Założono jednak, że konkursy będą się kończyć po dwóch godzinach i skoczkowie oraz skoczkinie bez kłopotu zdążą na dekorację. Pogoda spłatała jednak figla i już w niedzielę ceremonię medalową skoczków trzeba było przełożyć na środę.

Z kolei w środę skoczkowie poczekają na wręczenie medali dodatkowe 45 minut, bo taką właśnie zaplanowano przerwę w dekoracji, by zdążyły przyjechać na nią skoczkinie po środowych zmaganiach. Tym samym Piotr Żyła odbierze medal i wysłucha Mazurka Dąbrowskiego dopiero około 22:00. Nie tak to powinno wyglądać.

Mimo wszystko najważniejszy jest w takich zawodach wynik sportowy. A ten dla polskich skoczków jest na razie znakomity. Na skoczni K-95 złoto wywalczył Piotr Żyła, piąty był Dawid Kubacki, a szósty Kamil Stoch. Teraz czas na rywalizację na dużej skoczni, a pierwsze treningowe próby już w środę 1 marca o 13:00.

Z Planicy Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
"Żałujemy tej decyzji". Adam Małysz szczery do bólu
Niełatwa noc Kamila Stocha. Wyjaśnił, co się stało

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Na dużej skoczni Polacy wywalczą medal zarówno w konkursie indywidualnym jak i drużynowym?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×