Raport z Mińska. Artur Udrys: Mam nadzieję, że tę walkę w końcu wygramy

Jako grupa sportowców wyszliśmy w niedzielę protestować. Dwóch piłkarzy zamknęli. Jeden w nocy trafił do szpitala - o dramatycznych wydarzeniach z Mińska opowiada Artur Udrys, siatkarz reprezentacji Białorusi.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Artur Udrys WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Artur Udrys
W sezonie 2019/2020 Udrys grał w zespole VERVA Warszawa Orlen Paliwa. Nie został w Polsce na kolejny rok, kontraktu z nowym klubem jeszcze nie podpisał. Teraz głowę zaprzątają mu o wiele ważniejsze rzeczy. 29-letni atakujący przebywa w Mińsku. Jest w centrum wydarzeń, które mogą zmienić historię Białorusi. Z bliska obserwuje protesty przeciwko rządom Aleksandra Łukaszenki, które zaczęły się trzy tygodnie temu po wyborach prezydenckich, które wielu obywateli naszego wschodniego sąsiada uważa za sfałszowane.

W niektórych protestach Udrys bierze udział - w ostatnią niedzielę już po raz kolejny był na wielkim marszu w Mińsku, w którym na ulice wyszło ponad 200 tysięcy Białorusinów. Przedstawiamy jego relację:

- Tym razem byliśmy na marszu razem z innymi czołowymi białoruskimi sportowcami. Wśród nich byli między innymi pływaczka Aleksandra Hierasimienia, dwóch znanych koszykarzy, jedna koszykarka, zawodnik popularnego u nas sambo. Trzymaliśmy transparent, na którym było napisane: "Sportowcy są z narodem". To była spontaniczna akcja. Ci sportowcy, którzy podpisali list otwarty przeciwko rządom Aleksandra Łukaszenki i zadeklarowali rezygnację z występów dla Białorusi, dopóki prezydent nie ustąpi, zaczęli się kontaktować między sobą i w ostatnią niedzielę wielu z nich maszerowało razem.

ZOBACZ WIDEO: Lotos PZT Polish Tour. Paula Kania-Choduń: Tenis w końcu sprawia mi przyjemność

- Policja i OMON (jednostki specjalne przeznaczone do działania w sytuacji niepokojów społecznych - przyp. red.) były bardziej agresywne niż w czasie poprzedniego marszu. Ludzie byli bici, doszło do aresztowań. Zatrzymano między innymi dwóch piłkarzy pierwszoligowego klubu Krumkaczy Mińsk - dwóch zamaskowanych policjantów chciało wciągnąć jedną osobę do samochodu. Protestujący starali się ich powstrzymać i doszło do bójki. Kiedy policjanci wsiedli do auta, maszerujący uderzali w nie i krzyczeli "wynoście się".

- Później okazało się, że za udział w tej bójce i za uszkodzenie radiowozu aresztowano dwóch piłkarzy, o których wspomniałem - nazywają się Siarhiej Kazeka i Paweł Rassołko. Jednego z nich widać na nagraniu ze zdarzenia, tylko że on nie bierze udziału w walce, stoi jakieś dziesięć metrów dalej. Jak zwykle, władze mają prawdę gdzieś i robią, co chcą.

- W nocy Kazeka trafił do szpitala. Musieli go mocno pobić, bo inaczej by go tam nie zabrali. Słyszałem, że ma uszkodzony jeden z kręgów i odbite nerki. Rassołko jest na wolności, ale to nie znaczy, że sprawy przeciwko nim umorzono. Po prostu wstrzymano postępowanie.

Moment, w którym uszkodzono kręgosłup Kazece, widać na poniższym nagraniu:

- Trasa marszu znów kończyła się pod Pałacem Niepodległości, siedzibą Łukaszenki. Tym razem była ku temu szczególna okazja - jego urodzony. Ludzie przynieśli mu dużo prezentów, bardzo pomysłowych. Jeden człowiek przyniósł butelkę z czerwonym płynem. Mówił: To krew Białorusinów. Jeśli jeszcze dość się jej nie opiłeś, wypij i tą, tylko potem odejdź. Ktoś przyniósł trumnę, nie dla dyktatora, bo takich metod nie popieramy, a dla jego reżimu. Ktoś inny zabrał pod pałac wielkiego karalucha. Zostawiliśmy te rzeczy przed pałacem.

- Nasza sportowa grupa też tam była. Podeszliśmy do grupy żołnierzy i krzyczeliśmy, że jesteśmy sportowcami a nie alkoholikami i obcymi agentami, jak próbuje się nas przedstawiać w reżimowej telewizji. Żołnierze wyglądali na zmieszanych, funkcjonariusze OMON-u, którzy też tam byli, mieli zacięte miny. Tak jakby chcieli pokazać, że mają kompletnie gdzieś to, kim jesteśmy.

- Na koniec marszu, gdy staliśmy pod Pałacem Niepodległości, jeden z doradców Łukaszenki wyszedł do nas i próbował z nami rozmawiać. Mówił, że wszystko jest w porządku, ale że łamiemy prawo. Gdy zapytano go, dlaczego nie toczą się postępowania w sprawie ludzi, którzy zostali zamordowani lub byli torturowani, odpowiedział: Zajmiemy się tym, ale nie teraz.

- Widzieliście pewnie nagrania z niedzieli, jak OMON podjeżdża do uczestników marszu i zabiera przypadkowych ludzi do swoich furgonetek. OMON uaktywnił się już wcześniej. Na początku ubiegłego tygodnia w Mińsku był mniejszy protest. Gdy służby zaczęły aresztować osoby biorące w nim udział, ludzie schronili się w kościele. OMON zamknął drzwi kościoła z zewnątrz, żeby nikt nie mógł wyjść. Brakowało tylko, żeby zrobili jak naziści i podpalili to miejsce. Następnego dnia nikogo nie wpuszczano do tego kościoła.

- W ten poniedziałek jeden ze zwierzchników białoruskiego Kościoła Katolickiego (arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz - przyp. red.) nie został wpuszczony do kraju, chociaż ma białoruskie obywatelstwo. Myślę, że chcą w ten sposób ukarać katolicką społeczność za głośne protesty wobec wydarzeń, o których powiedziałem wcześniej.

- Mój przyjaciel opowiadał mi o niebezpiecznej sytuacji z niedzielnego marszu - policja zamknęła grupę ludzi z dwóch stron. Spychali ludzi z jednej strony ulicy na drugą, w kierunku funkcjonariuszy, którzy uderzali ich pałkami. Na szczęście kilkudziesięciu osobom udało się przerwać ten kordon w jednym miejscu i stworzyć drogę ucieczki dla pozostałych.

- Byłem przekonany, że przemoc ze strony władz wróci. Wydaje im się, że muszą coś zrobić, bo mija trzeci tydzień i na ulice Mińska wychodzi mniej więcej tyle samo ludzi, czyli ponad 200 tysięcy. Wcześniej myślałem, że rządzący zrozumieli, że stosując brutalne metody, tylko rozzłoszczą ludzi. To, co stało się z dwoma piłkarzami Krumaczy, pokazuje, że nie zrozumieli.

- Cieszę się, że możemy liczyć na wsparcie z zagranicy. Ludzie z Polski, Litwy czy z Francji protestują pod białoruskimi ambasadami, wpłacają też pieniądze, żebyśmy mogli kontynuować naszą pokojową walkę. Dziękuję za każdą pomoc. Mam nadzieję, że w końcu tę walkę wygramy.

Finansowego wsparcia protestującym na Białorusi można udzielić za pośrednictwem dwóch organizacji, wskazanych przez Artura Udrysa.

https://m.facebook.com/BYhelpBY - organizacja zbierająca pieniądze na opiekę medyczną i prawników dla poszkodowanych przez władzę

https://www.facebook.com/donate/759400044849707/ - Białoruski Fundusz Solidarnościowy, inicjatywa na rzecz osób, którzy stracili pracę z powodu politycznych represji.

Czytaj także:
Białoruś. Milicja katowała dwóch piłkarzy. Jeden z nich ma poważne obrażenia
Wstrząsająca relacja Artura Udrysa z Mińska. "Stałem osiem godzin pod aresztem. Widziałem, jak wyglądali wypuszczani"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×