Koronawirus. Wysyp zachorowań w polskim sporcie. Ministerstwo na razie nie reaguje

Ostatnie dwa tygodnie to wysyp zachorowań na koronawirusa w polskim sporcie - hokeiści, siatkarze, lekkoatleci. Ministerstwo Sportu nie zamierza jednak wprowadzać nowych, odgórnych dla wszystkich dyscyplin procedur ochronnych.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
siatkarze Trefla Gdańsk WP SportoweFakty / Michał Mieczkowski / Na zdjęciu: siatkarze Trefla Gdańsk
11 zachorowań w hokejowej kadrze Polski, 15 w siatkarskim Treflu Gdańsk, trzy wśród lekkoatletów w Cetniewie. Pojedyncze przypadki w piłkarskiej PKO BP Ekstraklasie oraz w żużlowej PGE Ekstralidze (dziennikarze Eleven Sports). To "sportowy" bilans koronawirusa w końcówce lipca i pierwszych dniach sierpnia.

W hokeju do zachorowań doszło w czasie zgrupowania reprezentacji w Warszawie - pozytywny wynik testu uzyskali m.in. trzej zawodnicy - Arkadiusz Kostek, Filip Komorski i Damian Kapica oraz jeden z trenerów. Kluby zarzuciły PZHL, że nie zapewnił graczom bezpieczeństwa, ale Komorski podkreślał, że ściśle przestrzegano reżimu sanitarnego.

Rozluźnienie w COS

W Centralnym Ośrodku Sportu w Cetniewie też obowiązywały restrykcyjne przepisy, na przykład dotyczące noszenia maseczek we wspólnej przestrzeni oraz dezynfekcji używanego sprzętu. Jeden ze sportowców anonimowo powiedział nam, że jeszcze na początku lipca przestrzegano wszystkich zaleceń. - Na ostatnim obozie połowa już jednak zapomniała, że istnieje coś takiego jak maseczki. Doszło nawet do takiej sytuacji, że nagle na stołówce znalazło się blisko 500 osób, w tym połowa bez maseczek, połowa w maseczkach - relacjonował sportowiec. Dodał, że w ostatnim czasie zawodnicy nie byli oddzieleni od ludzi z zewnątrz, w tym turystów.

ZOBACZ WIDEO: Tenis. Lotos PZT Polish Tour. Paweł Ciaś: Plan? Przygotować się fizycznie

Efekt rozluźnienia był taki, że wirus przedarł się do COS-u. W ostatnią sobotę poinformowano o zakażeniu lekkoatletki startującej na dystansie 100 metrów. Dwa dni później okazało się, że chora jest kolejna sprinterka oraz zawodniczka rywalizująca na dystansie 400 metrów.

Przerwane przygotowania

Jak i gdzie zakazili się siatkarze Trefla - tego nie wiemy. Wiadomo natomiast, że jedna chora osoba wystarczyła, by po krótkim czasie pojedynczy przypadek zamienił się w kilkanaście. - Jeśli jedna osoba z drużyny jest zakażona, to przy specyfice i intensywności profesjonalnego uprawiania sportu, dochodzi do łatwej transmisji wirusa - grupa razem przebywa w siłowni, sali treningowej i szatni, wykonuje ćwiczenia, poci się, dotyka tych samych przedmiotów - tłumaczył prezes klubu Dariusz Gadomski.

Trefl musiał przerwać przygotowania i zrezygnować z udziału w turnieju siatkówki plażowej PreZero Grand Prix. A sytuacja w gdańskiej ekipie skłoniła ligę do rozpoczęcia prac nad specjalnymi procedurami sanitarnymi, które mają zostać wdrożone przed startem ligi, czyli w drugim tygodniu września.

Reżim osobistej izolacji

Procedury mają być podobne do tych znanych z PKO Ekstraklasy. Tam przed startem nowego sezonu kluby mają dwukrotnie przebadać wszystkich zawodników i członków sztabów testami wymazowymi, a potem co najmniej raz w miesiącu wykonywać testy przesiewowe.

Doktor Jarosław Krzywański, który jest jednym z głównych architektów planu ochrony przed koronawirusem dla Polskiej Ligi Siatkówki, uważa, że same testy nie wystarczą. Jego zdaniem polski sport potrzebuje radykalnych rozwiązań. - W mojej ocenie jedyną szansą, żeby uratować rywalizację sportową - i wcale nie chodzi tylko o gry zespołowe - jest zachowywanie się przez całą populację sportowców wyczynowych oraz ich rodziny tak, jakbyśmy mieli cały czas lockdown. Mówiąc krótko, wszyscy oni muszą sobie narzucić reżim osobistej izolacji, coś na wzór łagodnej postaci kwarantanny - powiedział.

Przez "łagodną kwarantannę" rozumie ograniczenie kontaktów do minimum i poruszanie się tylko w grupie tych sportowców, z którymi będzie się grało i trenowało. - Tak naprawdę na czas trwania rozgrywek sport powinien być jedyną aktywnością sportowca poza domem. Aż do czasu, gdy sytuacja w kraju się nie ustabilizuje - zaznacza Krzywański. Zaleca także, by sportowcy ograniczyli kontakty nawet z rodzinami, jeżeli ich członkowie pracują np. w służbie zdrowia czy w handlu.

- Ich główną aktywnością powinno być wyjście na trening i mecz. W sumie nic więcej. Sport to jest ich zawód. Musimy pamiętać o jednej rzeczy, że nie jesteśmy pępkiem świata, w kraju są inne dziedziny życia ważniejsze dla wielu niż sport. Dlatego właśnie to my sami musimy się zmobilizować jak nigdy wcześniej, udowodnić na zewnątrz, że potrafimy być odpowiedzialni. Mamy pokazać, że można nam pozwolić kontynuować rywalizację sportową - podkreśla Krzywański.

Minister sportu: Liczyliśmy się z tym

Mimo rosnącej liczby zachorowań w polskim sporcie, ministerstwo na razie nie ma w planach odgórnego narzucania obostrzeń. - Wszystkie związki sportowe, organizatorzy poszczególnych imprez i obozów sportowych mają swoje procedury. Żyjemy w czasach pandemii, liczyliśmy się z tym, że zachorowania w sporcie się pojawią. Cały kraj jest odmrożony, wszędzie można chodzić, a w tej sytuacji łatwiej o zarażenie. Na szczęście ciężkich przypadków w sporcie nie ma - powiedziała nam minister Danuta Dmowska-Andrzejuk.

- Musimy jednak monitorować sytuację. Dlatego przy okazji dużych imprez sportowych wszyscy zawodnicy przechodzą testy, w przypadku Tour de Pologne nawet trzykrotnie. Będziemy zachowywać czujność, ponieważ zbliżają się kolejne duże imprezy, jak Memoriał Kamili Skolimowskiej czy mistrzostwa Europy w tenisie stołowym - dodała.

Ministerstwo nie zamierza także zabiegać o wycofanie rozporządzenia, które od 25 lipca umożliwia organizowanie wydarzeń sportowych z udziałem 50 procent widzów na trybunach, zarówno na stadionach, jak i w halach. - Cały czas podkreślałam, że to jest możliwość. My ją dajemy, ale wciąż decyduje organizator wydarzenia. Poza tym trzeba otrzymać zgodę wójta, burmistrza czy prezydenta miasta. Jeśli sytuacja w jakimś regionie by się pogorszyła, wojewoda ma możliwość zablokowania udziału kibiców w imprezach sportowych - zaznaczyła Dmowska-Andrzejuk.

Większą liczbę przypadków COVID-19 wśród sportowców minister tłumaczy ogólnym rozluźnieniem w społeczeństwie, które po kilku miesiącach stosowania się do obostrzeń zaczęło korzystać ze złagodzonych przepisów i tracić czujność. - W maju czy w czerwcu kraj był "zamknięty". Teraz nie jest. Trudno wymagać od sportowców, żeby sami się izolowali, muszą przecież jakoś funkcjonować - powiedziała. - Idzie jesień, teraz pewnie będą starali się bardziej uważać, bo zachorowania eliminują ich ze startów. Jeśli chce się zachować zdrowie i kondycję, trzeba o siebie dbać, nie kontaktować się z większą liczbą osób, bo to zawsze niesie zagrożenie.

Dmowska-Andrzejuk nie zamierza też stosować wzmożonego nadzoru i kontrolować, czy zawodnicy i zawodniczki zachowują się odpowiedzialnie. - Przede wszystkim to trenerzy powinni mobilizować swoje grupy do przestrzegania zasad. Nie jesteśmy w stanie nikogo trzymać w zamknięciu. Trzeba uważać, ale sportowcy, tak jak zwykli obywatele, mają prawo żyć - podkreśliła.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×