Yosleyder Cala: W PGE Skrze Bełchatów czułem, że nie jestem potrzebny
W sezonie 2012/2013 zawodnikiem PGE Skry Bełchatów był Yosleyder Cala. Kubańczyk nie odnalazł się jednak w Polsce i szybko opuścił PlusLigę. Przyjmujący teraz występuje w Katarze.
WP SportoweFakty: Co u pana słychać?
Yosleyder Cala: Teraz u mnie wszystko w porządku. Jestem w Katarze, gram w Al Rayyan. W tej chwili jesteśmy na drugim miejscu w tabeli, więc wszystko idzie całkiem nieźle.
Co robił pan w tym czasie?
- Najpierw miałem trening, a potem spędziłem czas z przyjaciółmi. Zjedliśmy obiad i pogadaliśmy. Nie było nawet jak wypić lampki wina, bo trudno jest dostać w Katarze jakieś napoje alkoholowe. Zjedliśmy więc duży obiad i to było wszystko. Świętowanie bez pompy, ale zawsze w dobrym towarzystwie. To jest dla mnie najważniejsze.
Pamięta pan czas w Polsce?
- Tak, bardzo dobrze.
Wspomina go pan dobrze czy źle?
- Dobrze. Mój pobyt w Polsce wspominam jedynie dobrze.
W sierpniu podpisał pan kontrakt z PGE Skrą Bełchatów, a w listopadzie już pana w Polsce nie było.
- Zgadza się. Odszedłem, bo trener (Jacek Nawrocki - przyp.red.) był zdania, że nie jestem w stanie pomóc zespołowi. Dla mnie i drużyny lepiej było, żeby pójść gdzie indziej i pomóc innemu klubowi.
Nie chciał pan walczyć o skład?
- Oczywiście, że chciałem. Robiłem to na każdym treningu. Od pewnego momentu jednak czułem, że nie jestem potrzebny w Bełchatowie.
Wprowadzał pan do drużyny złą atmosferę?
- Moim zdaniem nie. Myślę, że razem z chłopakami z drużyny dogadywaliśmy się normalnie. Widziałem między nami chemię. Zawsze dobrze czułem się podczas treningów i meczów. Były one dla mnie jak zabawa.
Utrzymuje pan relacje z kolegami ze Skry?
- Tak, mam stały kontakt z Karolem Kłosem czy Pawłem Zatorskim. Oni są moimi dobrymi kolegami. Oczywiście wiem, że Karol i Paweł są mistrzami świata. Zawsze śledzę, jak obaj sobie radzą w reprezentacji Polski.
Prezes Konrad Piechocki tak komentował pana odejście: "nie akceptował swojej pozycji w zespole". Było tak?
- Nigdy nie rozmawiałem z nim o niczym, więc nie wiem, jak mam odpowiedzieć na to pytanie. Łatwo jest tak mówić.
Przyszedł pan do Bełchatowa po świetnym sezonie w Tours VB. Dlaczego w Skrze nie wyszło?
- To jest pytanie, na które powinien również odpowiedzieć trener, nie tylko ja. Na koniec oczywiście wszyscy mogą mówić o mnie, co tylko zechcą. Ja jestem tylko zawodnikiem. Wiem jednak, na co mnie stać. Wiem, co zrobiłem już w swojej karierze jako siatkarz. Jedno jest pewne - nigdy nie można zadowolić wszystkich. Trzeba robić wszystko i to ma dla mnie największe znaczenie. Kontroluję tylko to, co mogę.
Więc dlaczego powiedział pan, że dobrze wspomina czas w Polsce?
- Podtrzymuję to, tak było. Miałem tam dobrych przyjaciół i poznałem w Polsce dobrych ludzi. Było to dla mnie pozytywne doświadczenie i wiele dzięki niemu się nauczyłem. Grałem w najlepszym zespole w kraju.
Zagrał pan tylko pięć meczów w lidze. Więcej zaliczył nawet Dejan Vincić, który odszedł kilka dni później.
- Ok, nie było tego grania za dużo. Na początku chciałem jednak dokończyć sezon w Bełchatowie i spróbować wygrać wszystkie rozgrywki. Ja i Dejan nie czuliśmy się problemem tego zespołu. Nie graliśmy, więc dlaczego miałaby to być nasza wina?
Na pana pozycję przesunięto Mariusza Wlazłego, nominalnego atakującego. Był pan w słabej formie czy nie?
- Trener postawił na Wlazłego na przyjęciu, kiedy on tylko wrócił do zespołu. Nie wiem więc, co miałem jeszcze zrobić? Nie mogłem nic zrobić. Od samego początku byłem w Skrze przyjmującym numer cztery. Co do formy, to najgorzej jest, kiedy jej nie ma. Lepiej być w formie.
Śledzi pan sytuację kubańskich zawodników?
- Tak, docierają do mnie różne informacje. Mamy bardzo wielu dobrych lub bardzo dobrych siatkarzy. Niektórzy mówią, że jakby ich zebrać wszystkich, to moglibyśmy walczyć o mistrzostwo świata jako reprezentacja. Nie wiem, czy bylibyśmy aż tak silni, ale byłoby to możliwe. Musielibyśmy tylko grać dobrze jako kolektyw.
Mógłby pan ułożyć najlepszą szóstkę zawodników z Kuby?
- Na rozegraniu Oreol Camejo, a po przekątnej Michael Sanchez. Na przyjęciu Juantorena i Leal. Jako środkowi Simon i Fiel. Jeśli chodzi o libero, to nie wiem, dla mnie bez różnicy.
Kiedy ostatnio był pan na Kubie?
- Nie byłem od dziesięciu lat. Myślę, że teraz już mogę się tam wybrać. Być może zrobię to w tym roku. Nie wiem, czy w moim kraju coś się zmieniło, bo mnie w nim dawno nie było.
Tęsknota za rodziną jest duża?
- Jest duża i jest każdego dnia. Jeśli pojawię się na Kubie, to powiem moim bliskim wszystko, czego nie miałem okazji powiedzieć w ostatnim czasie - że bardzo ich wszystkich kocham i za nimi tęsknię każdego dnia. Zawsze będę żył dla nich, bez względu na wszystko.
Rozmawiał Mateusz Lampart