Paweł Zagumny: Igrzyska w Rio to bardzo odległy temat

Ola Piskorska
Ola Piskorska

Jest pan jednym z ostatnich legendarnych rozgrywających, którzy jeszcze grają. Jak patrzy pan na nowe pokolenie na tej pozycji, to kto jest najlepszy?

- Najbardziej podobają mi się De Cecco, Uriarte i Bruno. Brazylia osiąga więcej niż Argentyna, ale gdyby De Cecco wsadzić do środka reprezentacji Brazylii, to graliby nawet lepiej.

A co czyni zawodnika dobrym rozgrywającym? Co jest potrzebne?

- Trudne pytanie... Przede wszystkim trening, poświęcenie i trochę szczęścia.

Czy to można wyćwiczyć, czy z jakimiś cechami trzeba się urodzić?

- Wszystkiego się nie da wyćwiczyć. W moim wypadku bardzo przydatna była gra ze starszymi, a miałem tak od samego początku. Cały czas musiałem starać się dorównywać im poziomem. Sądzę, że w Polsce nie mamy dobrego systemu szkolenia rozgrywających. Wiele talentów marnuje się z różnych przyczyn.

Mówi się, że na tej pozycji potrzebny jest też specyficzny charakter, mało pokorny i mało sympatyczny, delikatnie ujmując.

- Na pewno pomaga mocny charakter. Rozgrywający musi kierować grą drużyny, a jego koledzy muszą mu ufać i za nim podążać. Muszą robić to, co on sobie wymyśli, a jeżeli nie chcą, to on musi ich do tego przekonać. Dlatego silny charakter jest niewątpliwie potrzebny na tej pozycji. Bez tego nie będzie się w stanie prowadzić gry zespołu. Jak zaczynałem grać, miałem niecałe 18 lat i grałem z zawodnikami często ponad trzydziestoletnimi. Swoje się nasłuchałem i szybko musiałem okrzepnąć. Być może dzięki temu wyrobił mi się odpowiedni charakter.

Teraz trudno znaleźć młodego polskiego rozgrywającego, 19- czy 20-latka, który na stałe gra w podstawowym składzie PlusLigowego zespołu. Ostatni był Fabian Drzyzga w Częstochowie.

- Faktycznie, młodym ciężko jest się przebić. Czasami są to złe wybory i młodzi, perspektywiczni zawodnicy wybierają siedzenie na ławce, a w tym wieku żaden trening nie zastąpi ogrania meczowego. Fabian mimo wciąż młodego wieku zagrał już kilka sezonów i pokazał, że można na nim polegać. Na pewno przez wiele lat będziemy mieli z niego pociechę. Młodzi rozgrywający muszą grać, a nie siedzieć na ławce.

A co sądzi pan o sytuacji, kiedy rozgrywający jest zdejmowany z boiska przez trenera i schodząc wyraża swoją frustrację, na przykład łamiąc tabliczkę?

- Nie ma znaczenia, na jakiej ten zawodnik gra pozycji. Każdy reaguje inaczej, wiadomo, że takie zachowania nie są popularne ani medialne. Zawsze znajdzie się grono znawców, którzy wiedzą lepiej, jak się powinien dany zawodnik zachować. My też jesteśmy ludźmi i w momentach stresowych puszczają nam nerwy.

W trakcie pańskiego grania siatkówka bardzo przyspieszyła, teraz rozgrywa się już znacznie szybciej niż 20 lat temu. U pana to przyspieszenie przyszło naturalnie czy musiał się pan przyłożyć do tej zmiany?

- Myślę, że to też nastąpiło za czasów Raula. Zawsze byli zawodnicy, którzy chcieli, żeby im grać szybką piłkę i taką dostawali. W polskiej lidze już w 1997 miałem w drużynie kolegę, który nie skakał i musiał dostawać szybkie. A we Włoszech to już zdarzało się regularnie. Wtedy siatkówka była wolniejsza niż teraz, ale zawsze byli pojedynczy siatkarze, którzy woleli szybsze rozegranie.

Najpierw przyspieszyła Brazylia, a potem inni na jej wzór?

- Na pewno przyjście Ricardo do reprezentacji Brazylii zrobiło ogromną różnicę. On grał od początku bardzo szybko. Przez następne pięć, sześć lat byli nie do zatrzymania. Ale też trzeba pamiętać, że on miał kim grać, jego koledzy byli niewysocy, ale szybcy i świetnie wyszkoleni technicznie. Taka gra to nie była tylko zasługa Ricardo, ale całej drużyny brazylijskiej tamtych lat. A u nas wprowadził to Raul, jak mówiłem. Trenowaliśmy z nim bardzo dużo szybkich piłek na lewe skrzydło i na szóstą strefę. I to na pewno jego zasługa, że polska reprezentacja zmieniła trochę sposób gry.

Prawie wszystkie sukcesy i medale biało-czerwonych w XXI wieku były z panem w składzie. Jest pan niezastąpiony w kadrze?

- Nie ma ludzi niezastąpionych. Wielokrotnie pokazywały to turnieje, na których zdobywaliśmy medale. Czasem byłem w głównej roli, czasem w innej, ale miałem szczęście być w drużynach, które odnosiły sukcesy. Czekam na następne medale, chętnie obejrzę je sprzed telewizora.

Sprzed telewizora? Podobno dwukrotnie odmówił pan udziału w Pucharze Świata, ale jeżeli pana koledzy wygrają awans, to rozważy pan powrót do reprezentacji na swoje piąte igrzyska? Zgodził się pan zostać powołany w roli awaryjnego rozgrywającego na mistrzostwa Europy.

- Jestem na liście i zobaczymy jak będzie. Dwaj zawodnicy z tej pozycji, którzy mają jechać, są już wybrani. A co do igrzysk to mogę na razie powiedzieć, że rozważę każdą możliwość.

Ale skoro wszystkie sukcesy naszej kadry były z panem w składzie to można powiedzieć, że ciąży na panu presja.

- Siatkówka zawsze była moja pasją i tak zostanie. Jednak teraz skupiam się na grze w nowym klubie i to jest najważniejsze. Bycie na boisku i gra cały czas sprawiają mi dużo radości i dopóki tak będzie, to będę grał. Igrzyska w Rio to na razie temat bardzo odległy.

Nie kusi pana ewentualny medal olimpijski? Po pierwsze piąte igrzyska, to byłby w ogóle rzadko spotykany wynik, a po drugie żadnego olimpijskiego medalu nie ma pan w dorobku.

- Nie wszystko się w życiu udaje, a nam akurat nie udawały się igrzyska, co mogę powiedzieć więcej? Udało się nam za to parę innych rzeczy.

A co się stało w Londynie?

- Forma nie wypaliła. To nie był problem mentalny czy psychiczny, nikt się nie przestraszył atmosfery igrzysk. Gdyby tak było, to byśmy przegrali pierwszy mecz, a tymczasem zagraliśmy świetne spotkanie z Włochami i wygraliśmy. I nic nie wskazywało na to, że jesteśmy przestraszeni. A chyba nie przestraszyliśmy się Australii? Ćwierćfinał z Rosją był znacznie trudniejszy z powodu wcześniejszych porażek z Australią i z Bułgarią. Brakowało nam pewności siebie już wtedy. Ale generalnie teoria o stresie na tle atmosfery igrzysk wydaje mi się mocno naciągana.

W Warszawie ma pan maksymalnie dwuletni kontrakt. Ma pan już jakieś przemyślenia, co będzie robił po zakończeniu kariery? Bo trenerem raczej pan nie zostanie.

- To prawda, nie zapowiada się. Plany mam, ale jeszcze o tym za dużo nie myślę. Jestem pewien, że życie samo napisze jakiś scenariusz.

Słyszałam, ze planuje pan otworzenie szkółki dla polskich sędziów z PlusLigi.

- To nie będzie szkółka, tylko kursy indywidualne.

Na pewno będą tłumy chętnych.

- To będą obowiązkowe kursy, oczywiście.

Wszyscy znają pana szorstkie relacje z sędziami, ale musi pan przyznać, że na tle sędziów międzynarodowych z bardzo egzotycznych krajów Polacy wyróżniają się profesjonalizmem.

- Ależ ja polskim sędziom wcale nie ujmuję profesjonalizmu. Ja po prostu nie rozumiem niektórych decyzji sędziowskich w PlusLidze i czasami podchodzę i proszę o wyjaśnienia, a sędzia mnie olewa. Wtedy się robi niemiło.

To na koniec proszę powiedzieć co pana zdaniem składa się na sukces w siatkówce?

- Tu chyba nie będę oryginalny. Przede wszystkim ciężka praca, trochę talentu, szczęścia i pokory wobec pracy innych.

Rozmawiała Ola Piskorska

Karol Kłos: zespoły z Europy mają znacznie trudniej
 


Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×